Jeśli jesteście w tym miejscu i sięgacie po tom oznaczony na grzbiecie numerkiem 5, z pewnością nie jest już dla Was tajemnicą, że Bruce Wayne, po dotkliwej i bogatej w przykre konsekwencje porażce z rąk Bane’a, powrócił (prawie) w pełni sił i przegonił swojego szalonego następcę. Zanim jednak będzie mógł w glorii i chwale ponownie przywdziać kostium Batmana na dłużej, w rolę Obrońcy Gotham wcieli się Dick Grayson, pierwszy Robin i to właśnie o nim opowiada pierwsza – dość długa – zawarta tutaj historia. Dick na pewno jest lepszym bohaterem niż Jean-Paul Valley, ale niesie niemały bagaż doświadczeń i odpowiedzialność.
Twórcy sagi mieli ciekawą okazję pokazać, jak osoba, która zawsze była w cieniu Batmana, radzi sobie teraz nosząc jego kostium. Grayson z jednej strony daje radę, z drugiej boryka się z traumami pochodzącymi jeszcze z czasów, gdy był Robinem i związanymi z pojedynkiem z Two-Face’em. A mnie z kolei najbardziej zaciekawił żal Dicka do Wayne’a, spowodowany tym, że tamten wybrał na swojego następcę właśnie Azraela. Aż szkoda, że nie poświęcono temu wątkowi więcej miejsca, bo wydawał mi się najgłębszy i najbardziej… ludzki.
W Batman Knightfall tom 5 – Nowy początek sięgnięto po panteon klasycznych wrogów Batmana, którzy byli mniej lub bardziej istotni w pierwszej części sagi. Powrócili więc Killer Croc, Scarface i Brzuchomówca, Komornik czy Szczurołap. Przez większość czasu nasi bohaterowie trzymają się jednak blisko ulicy, pomagają Gordonowi, Bullockowi i reszcie policji w Gotham czy wreszcie walczą z rosyjską mafią. Widać, że spektakularne akcje mocno wyhamowały, chociaż oczywiście nie znaczy to, że zupełnie ich zabrakło – w końcu to wciąż klasyczne komiksy o Batmanie.
Nowy początek pod pewnymi względami jest przeciągnięty i wydaje się nie mieć większego celu. Pomysł, by ma kolejne miesiące zdjąć Bruce’a ze sceny, po tym jak dopiero co nie było go z nami przez tak długi czas, wydaje się być nieco osobliwy. Kiedy już następuje wielki powrót Batmana, przynajmniej dane jest nam się cieszyć nowym, mroczniejszym, charakterystycznym kostiumem, który wspaniale wygląda rysowany ołówkiem Kelleya Jonesa. To rysownik, którego prace związane z Mrocznym Rycerzem powinny zostać czym prędzej wydane w Polsce w jakiejś kompletnej, atrakcyjnej edycji.
Batman Knightfall tom 5 to też podszyty miłosno-obyczajowym scenariuszem powrót Alfreda, a także – co wykorzystano na okładce – nowa opowieść z Bane’em w roli głównej. Kto pamięta jego debiut w pierwszym tomie z pewnością doceni mocne nawiązania do jego genezy, a także scenariusz Chucha Dixona połączony z rysunkami Grahama Nolana. Niemniej jednak cały tom nie wyróżnia się niczym specjalnie szczególnym czy przełomowym zarówno pod kątem fabuły, jak i warstwy graficznej, a kilka lepiej wyglądających zeszytów to trochę za mało, żeby odtrąbić sukces. I chociaż tom rysowało łącznie aż 12 twórców, a większość z nich to nazwiska co najmniej dobrze rozpoznawalne, to nie we wszystkich ich pracach widać wielki kunszt. Oprócz wspomnianego Jonesa warto wyróżnić chociażby prace legendarnego Dicka Giordano.
Piąty tom sagi to przydługi epilog, w dużej mierze mocno oderwany od całej reszty, robiący już spory krok w przyszłość, jestem w stanie sobie więc łatwo wyobrazić, że część czytelników może uznać go za niepotrzebny dodatek. Niemniej jednak oficjalnie wchodzi on w skład sagi, nawet jeśli konkluzja z tomu czwartego spełniała swoje zadanie (chociaż też nie do końca). To zawsze jednak więcej klasycznego Batmana, więcej nowych, premierowych, nie wydanych wcześniej w Polsce zeszytów, więc nie ma co narzekać na niedociągnięcia. Wreszcie możemy sobie postawić całego Knightfalla na półce. To teraz: Śmierci Supermana – przybywaj!
Tytuł oryginalny: Batman: Prodigal, Batman: Troika
Scenariusz: Doug Moench, Alan Grant, Chuck Dixon
Rysunki: Tom Grummet, Mike Gustovich, Bret Blevins, Lee Weeks, Phil Jimenez, Graham Nolan, Ron Wagner, M.D. Bright, John Cleary, Kelley Jones, Barry Kitson, Dick Giordano
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2023
Liczba stron: 552
Ocena: 70/100