Bez ogródek odpowiem – Klątwa Białego Rycerza ma wszystko to, co czyniło wspomniany wyżej album z 2019 roku pozycją godną polecenia. Po pierwsze, jest to logiczna kontynuacja tamtej historii, w której dużą rolę ponownie odgrywają Bruce, Joker/Jack Napier i Harley Quinn, ale nie tylko. Po drugie, jako że Sean Murphy znów samodzielnie pisze i rozrysowuje tę opowieść, mamy do czynienia z dużą spójnością warstwy scenariuszowej i graficznej. I wreszcie po trzecie, to wciąż znakomita zabawa mitologią postaci Mrocznego Rycerza, uwzględniająca żonglowanie scenami, które jako czytelnicy znamy jeszcze z czasów TM-Semic.
Batman odbił się od dna – powoli odbudowuje swoją pozycję i zaufanie społeczności Gotham, podczas gdy Joker tkwi za kratkami. Jego alter-ego, które swojego czasu zdobyło ogromną popularność w wyścigu o fotel burmistrza miasta poszło w zapomnienie, ale czy aby na pewno? Być może cząstka „normalności” wciąż tkwi gdzieś głęboko, a poważne zmiany w życiu osobistym mogą na nowo ją obudzić?
Tymczasem w mieście pojawia się nowy gracz – to znany nam jeszcze z lat 90. Jean-Paul Valley aka Azrael. To jednak postać o innej genezie (jak prawie wszystkie w wizji Seana Murphy’ego), sięgającej jeszcze XVII wieku i w dużej mierze związanej z legendarnym rodem Wayne’ów. Oczywiście inny origin nie przeszkadza mu hasać po mieście z płonącym mieczem w dłoni opancerzonej w zakończone szponami rękawice. A skoro Azrael, to i Bane. A skoro Bane, to i ikoniczna poza z wysuniętym kolanem (wiecie o co chodzi). Oczywiście wszystko postawione na głowie, jak to w autorskim elseworldzie, który nie musi liczyć się z linią fabularną głównych tytułów.
W Batman – Klątwa Białego Rycerza Murphy odważnie dobudowuje kolejne wątki i tworzy warstwy zupełnie niczym swojego czasu Scott Snyder. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że może jeszcze bardziej odważnie i czytelnie, chociaż akurat drugi z panów musiał uwzględnić o wiele więcej obostrzeń. Murphy z kolei swobodnie pisze o genezie rodu Wayne’ów, rozbudowuje relację Bruce’a z Harley, przesądza o losie komisarza Gordona czy angażuje w akcję obu byłych Robinów. Jasne, niektóre z tych wątków traktowane są nieco po macoszemu i stanowią jedynie dodatek, ale umiejętnie wykorzystane serwują czytelnikowi niespotykane dotąd, ciekawe zwroty akcji.
Murphy poczyna sobie śmiało i w scenariuszu i w warstwie graficznej, w efekcie czego Batman – Klątwa Białego Rycerza to jedna z najciekawszych pozycji w świecie okołobatmanowym, która nie tylko może wkrótce rozrosnąć się do sporych rozmiarów, ale z czasem – może po dekadzie, dwóch czy trzech – ma szansę wejść do ścisłej klasyki przygód Mrocznego Rycerza. Zaryzykuję stwierdzenie, że niniejszy komiks podobał mi się jeszcze bardziej niż Biały Rycerz, a także wszystko co w ostatnich latach wyszło spod pióra Snydera i Kinga, nawet jeśli mamy do czynienia (znowu) z kilkoma naiwnymi rozwiązaniami i niewyjaśnionymi tajemnicami.
Pozostaje zatem wyczekiwać kolejnych tomów – a te z pewnością prędzej czy później powstaną, o czym może świadczyć chociażby zawarty na końcu tomu Batman – Klątwa Białego Rycerza zeszyt redefiniujący historię Freeze’a, zrealizowany wspólnie z inną legendą komiksowego światka – rysownikiem Klausem Jansonem. Artysta niemieckiego pochodzenia rozlicza się tutaj z piekłem II wojny światowej i robi to w sposób spektakularny.
Batman – Klątwa Białego Rycerza to album, który każdy fan Nietoperza powinien mieć na półce. Jeśli nie podobała Wam się poprzednia odsłona – ta jest w stanie to zmienić. Jeśli jej nie czytaliście – zróbcie to, ponieważ stanowi świetny wstęp do niniejszego komiksu i uzupełni go o istotne wątki. A jeśli pokochaliście Białego Rycerza, to nie muszę Was do niczego namawiać. Wiecie już na co stać Seana Murphy’ego i mogę tylko potwierdzić, że znów wspiął się na wyżyny swojego talentu.
Tytuł oryginalny: Batman: Curse of The White Knight
Scenariusz: Sean Murphy
Rysunki: Sean Murphy, Klaus Janson
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 272
Ocena: 90/100