Authority tom 2 – recenzja komiksu

Większość osób sięgając po komiks superbohaterski, liczy na niezobowiązującą rozrywkę. Marvel i DC dostarczają jej tonami, choć raz na jakiś czas dają coś ambitniejszego, gdzie peleryny i maski mają w bardziej metaforyczny, a przy tym widowiskowy sposób ukazać realne problemy. Niekiedy jednak pójście w dojrzalsze klimaty nie wychodzi historii na dobre. Zwłaszcza, gdy zamiast poważnych treści dostajemy wyłącznie takie, które demitologizują poprzez przerysowany szok i łamanie tabu. Pierwszy tom Authority opowiadał o herosach, którzy nie oglądali się na dogmaty, robiąc to, co do nich należy. Warren Ellis przedstawił niezwykłą grupę herosów, nadal wyróżniającą się na tle setek innych. Mark Millar poszedł w jego ślady. A przynajmniej do pewnego momentu.

Strona komiksu Authority tom 2

Jenny Sparks nie żyje. Niech żyje Jenny Quantum. Bohaterka odradza się bowiem co stulecie w nieco innej formie i z nowym zestawem zdolności. Rozpoczynają się więc poszukiwania byłej/przyszłej liderki Authority, lecz okazuje się, że stała się ona obiektem zainteresowania nie tylko swych towarzyszy. Na jaw wychodzą przy okazji tajne rządowe projekty superludzi, wśród których prym wiedzie spaczona wersją Avengers. Ale to nie tabuny supergrup stanowią problem dla tytułowych herosów, a rządy, którym nie w smak niezależna i silna grupa na dodatek nieprzychylnie patrząca na ich grzeszki. I taka koncepcja mogłaby być kanwą do genialnego dzieła, a scenarzysta formatu Millara powinien temu podołać. I tak było do połowy tomu…

Konflikt z władzami po interwencji w rządzonym przez dyktaturę kraju był dla możnych tego świata bólem dolnej części pleców większym niż inwazje kosmitów i wszelkiego kosmicznego zła. Panowie krawaciarze poczuli tąpnięcie pod stołkami i poczęli szykować się na usunięcie Authority. Jak jednak pozbyć się takich tytanów? I tu zaczyna robić się źle. Panie i panowie. Cofamy się do lat 90 i to w najbardziej absurdalne momenty tego okresu.

Strona komiksu Authority tom 2

Zacznę od czarnych charakterów. Dostajemy niejakiego Setha, który jest żywym dowodem na to, że zawsze można przesadzić bardziej, a estetyka Roba Liefelda jest wiecznie żywa. Ale nie on jest najgorszy. Władze świata pod nieobecność Authority tworzą swój skład, trzymany zresztą na smyczy. Grupa pod dowództwem niejakiego Pułkownika jest jednak bardziej karykaturą niż mrocznym odbiciem teamu. Millar i inni twórcy nie starają się zarysować ich bardziej szczegółowo, a tworzą zdegenerowane sylwetki w stylu Chłopaków Ennisa. I o ile u twórcy Hitmana jest to zrobione solidnie, tak tu czuć krótki termin przydatności złoli i ich mętne nakreślenie. A to nie wszystko, co serwują nam Mark Millar i Tom Peyer.

Od czego by tu zacząć? Millar idzie skrótami i to w najgorszy możliwy sposób. Autor ten zawsze uciekał się do uogólniania, ale rekompensował to efektem końcowym i widowiskiem. Do tego infantylizacja i schamienie wszystkiego tak, aby szokować w stylu Jerry’ego Springera. Nieustanne żenujące docinki zespołu w stronę Doktora to nic przy poruszaniu tematu homoseksualnego związku Midnightera i Apolla. Z jednej strony mamy udawaną dumę z tego faktu, a z drugiej Millar wtrąca żarciki na poziomie wąsatego wujaszka, miłośnika kabaretu Koń Polski. Spotykałem się już z ostrzejszą krytyką Marka Millara, ale nie była dla mnie ona przekonująca. Po Authority tom 2 zaczynam rozumieć, co jego przeciwnicy mieli na myśli…

Strona komiksu Authority tom 2

Frank Quitely nie mógłby ilustrować taśmowego superhero. Jego styl jest mocno indywidualny, przykuwający uwagę i szczególnie zapadający w pamięć w scenach pełnych krwi i flaków. W Authority tom 2 sprawdza się więc doskonale. Czuć pewną zmianę stylistyki po zastąpieniu Briana Hitcha, ale okoliczności wydarzeń idealnie do tego pasują. Album ten to zbiór nie tylko jego prac, a na pochwałę zasługuje również Arthur Adams. Pojawia się też znany fanom Descendera Dustin Nguyen, lecz dopiero po chwili lektury zorientowałem się z kim mam do czynienia. Gdzieś gubi się jego kreska i mam wrażenie, że upraszczanie przez scenarzystę wszystkiego, co się da, wpłynęło tajemniczo na rysownika.

Album Authority tom 2 miał wszystko, by być dobrym, a nawet lepszym od poprzedniego tomu. Konflikt ze skorumpowanymi władzami i faktyczna zwierzchność grupy mogły być czymś przełomowym, uderzającym w naiwność standardowego superhero. Do połowy tomu wszystko kierowało się właśnie do tego celu, lecz w pewnym momencie zeszło na złe tory. Całkiem nieźle pomyślany szkielet fabularny został finalnie obudowany kiepską powłoką, ale pocieszać się można, że przygód Authority zostało jeszcze trochę, a i ostatnio zapowiedziano crossover z Supermanem pióra Granta Morrisona, więc nie skreślałbym grupy z powodu jednego, może nie do końca ciemnego, ale mniej efektownego niż debiut rozdziału.


Okładka komiksu Authority tom 2

Tytuł oryginalny: Absolute Authority vol.2
Scenariusz: Mark Millar, Tom Peyer
i inni
Rysunki: Frank
Quitely, Dustin Nguyen, Arthur Adams i inni
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 504
Ocena: 65/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?