Animal Man Omnibus – recenzja komiksu

Zróbcie eksperyment. Zapytajcie znajomych albo dzieciaki z Waszej okolicy (co czasem oznaczą tę samą grupę docelową…) jakie moce chcieliby posiadać. Daję głowę, że spora część wymieni zdolności w stylu Supermana, bądź takie, które dają znaczną przewagę lub mówiąc mniej elegancko, pozwalają wziąć całe zło za pysk. Z rzadka pewnie będą wymieniane kameralne zdolności, jak choćby ta Animal Mana, czyli możliwość przejmowania zwierzęcych cech. Bo niby można latać, ale żaden ptak nie lata z prędkością światła. Można mięć siłę słonia, ale nawet on nie podniesie kilkunastu ton. I tak dalej… Ale czy aby na pewno Buddy Baker to heros z drugiej ligi? Warto odpowiedzieć sobie na to pytanie, sięgając po Animal Man Omnibus pióra Granta Morrisona.

Strona komiksu Animal Man Omnibus

Buddy Baker potrafi przejmować zdolności fauny i dotyczy to nawet mikrobów i nieco większych żyjątek, zazwyczaj uważanych przez ludzi za dodatek do sałatki. Ma kochającą, atrakcyjną żonę i parę bystrych, niekiedy krnąbrnych dzieciaków, którym również nie jest obojętny. Nawet w szalonym świecie superludzi jest dość wyjątkowy i droga bohatera według Animal Mana toczy się zgoła inaczej, niż przywykliśmy obserwować. Z racji mniej spektakularnego zestawu mocy i bardziej przyziemnego zakresu działań różni się ona od tej Supermana czy Green Lanterna. Co prawda nabywa je dzięki natknięciu się na tajemniczy statek, ale reszta nie idzie gładko jak u członków Ligi Sprawiedliwości. Co więcej, nawet jak dostaje się w ich szeregi, to jest to raczej przybudówka głównej grupy, bliższa Doom Patrolowi czy Metal Men, niż teamowi Supermana i Batmana. Ale to nie egzotyka mocy Animal Mana jest najmocniejszą stroną tego komiksu.

Animal Man Omnibus zawiera sporo dywagacji na tematy pomijane nawet w tych wznioślejszych i doroślejszych superhero. Tytuł zobowiązuje i dostajemy sporo przemyśleń na temat losu zwierząt w świecie człowieka. Obok eksperymentowania na zwierzętach i zjadania ich pojawia się wątek okrutnych tradycji krzywdzących braci mniejszych. Wiedzieliście moi drodzy o pewnym zwyczaju z Wysp Owczych związanym z delfinami i innymi ssakami morskimi? Polecam zgłębić temat, choćby po to, by odkryć, że bestialstwo nie dzieje się gdzieś na rubieżach świata, a w archipelagu blisko granic UE.

Strona komiksu Animal Man Omnibus

Kolejnymi atutami Animal Man Omnibus są, zdawać by się mogło, drobne opowieści. Historia Czerwonej Maski, złoczyńcy najniższej kategorii, to krótka tragedia dobrego człowieka, będąca ponurą kpiną z etosu superczłowieka. Z kolei opowieść z udziałem postaci bliźniaczo podobnej do Kojota Wilusia odziera pewne mity z dzieciństwa. Wspomnę jeszcze o B’Wana Bestii w obu wcieleniach, by udowodnić, że Animal Man Omnibus to jeden z najlepszych komiksów z gatunku trykotów roku 2020. I kolejny dowód na geniusz Granta Morrisona. Pisać o Animal Manie i pominąć jego rodzinę to tak, jakby przy okazji Batmana nie mówić o jego rodzicach. Buddy to rodzinny facet, ale nie w tak słodki sposób, jak Kent. U Bakerów de facto gacie nosi żona, która jest prawdziwym źródłem mocy protagonisty. O tym, jak jest ważna, świadczy pewien tragiczny twist fabularny, sprytnie zresztą rozegrany przez autora, który przy okazji sam zaliczył cameo.

Komiksy jeszcze sprzed epoki cyfryzacji wyróżniają się kilkoma cechami, jak stosunkowo jednolite kolory czy uproszczone tło. Jednocześnie sporo z nich ma swój niepowtarzalny charakter, wykraczający poza pojęcia określające wszelkiej maści starocie. Animal Man Omnibus po pobieżnym przekartkowaniu nie wydaje się niczym wybitnym. Ot niezły warsztat superbohaterszczyzny tamtej ery. Jest jednak ogrom momentów, które na chwilę zatrzymywały dalszą lekturę. Ostatnie wyczyny Czerwonej Maski. Finał delfiniej myśli filozoficznej w okolicach Wysp Owczych. Czy wreszcie ponowne spotkanie rodziny Bakerów. To wszystko, obok okładek Briana Bollanda, w połączeniu z treścią sprawia, że jako miłośnik Morrisona i drugoplanowych superbohaterskich freaków jestem spełniony.

Strona komiksu Animal Man Omnibus

Animal Man jest rzadkim gościem wielkich eventów i należy raczej do tego grona postaci, które nie pojawiają się w głównym nurcie, za to mogą pochwalić się kilkoma wartościowymi historiami. Grant Morrison, w czasie pisania serii o Buddym Bakerze był początkującym twórcą, lecz już wtedy widoczne było to, kim stanie się w przyszłości. Podrzędny heros dostał swoje pięć minut, które były naprawdę dobrze wykorzystane. I najlepsze jest to, że Animal Man ostatecznie nie stanął na czele Ligi Sprawiedliwości, ani nie ocalił wszechświata. Po prostu robił to, co leży w jego zasięgu, najlepiej jak potrafi, a Morrison zgrabnie to przedstawił. Animal Man Omnibus oprócz tego, że jest doskonałym komiksem, to z czysto technicznego już punktu widzenia otwiera pewną furtkę dla naprawdę ciężkiego formatu na polskim rynku. O ile linia Batman Noir to raczej wyjątkowe, okazjonalne wydania, o tyle niniejszy album może stać się przełomowy dla naszego rynku komiksowego. I jeśli ewentualne kolejne omnibusy będą pochodziły z tej samej półki, to ich nabycie jest wręcz moralnym obowiązkiem.


Okładka komiksu Animal Man Omnibus

Tytuł oryginalny:  Animal Man Omnibus
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Chaz Truog, Tom Grummett, Doug Hazlewood, Paris Cullins,
Steve Montano, Mark McKenna, Mark Farmer
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Egmont 2020
Liczba stron: 712
Ocena: 90/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?