Biskup Piotr Mańkowski to niezwykły kościelny hierarcha, żyjący na przełomie XIX i XX wieku, o którym polecam trochę poczytać. Andzia opiera się na jego wierszowanych utworach, lecz nie obawiajcie się powagi i skostniałości w stylu listów pasterskich czy jasełkowej wersji katolicyzmu. Biskup Mańkowski był bowiem ulepiony z innej gliny, niż niektórzy karykaturalnie sztywni kapłani. Jego twórczość to melodyczne, posiadające pazur historie, napisane najprawdopodobniej dla bliskich biskupa, zaś imię protagonistki nosiła jedna z jego bratanic. I jeśli była ona choć w połowie tak niepokorna jak bohaterka tych utworów, to była nie lada inspiracją dla duchownego. Andzia to nie moralizująca historyjka, trzymająca się ciepłych pryncypialnych tonacji i ugrzeczniona do granic możliwości. Biskupowi Mańkowskiemu miejscami bliżej do surrealizmu Monthy Pythona, niż kolegów po fachu.
Andzia nie słucha nikogo i należy do tych dziewuszek, które wprowadzają równouprawnienie w dziedzinie małoletniej łobuzerki. Cóż takiego czyni bohaterka? Między innymi szydzi z kata, wchodzi na Etnę czy stąpa po cienkim lodzie. Jej akcje zawsze wiążą się z reakcją, ale nie jest to bura od dorosłych, ani inna forma reprymendy. Andzia traci głowę, raniona jest przez koty duże i małe i wywołuje globalny chaos. Absurdalność twórczości Mańkowskiego jednocześnie bawi i wzbudza podziw. Biskup łamie stereotypy fabularne i kpi sobie z realizmu, a co ważniejsze, zachowuje literacką grację i swawolę, idealnie pasujące do tytułowej pannicy.
Dla niektórych ilustracje w książce są miłym dodatkiem. Elementem, bez którego da się czytać i nie zauważa się ich braku. Artyści tacy jak Truściński sprawili jednak, że dla mnie są one czymś więcej niż miłą wkładką. W serii Ostatnia Rzeczpospolita mocno potęgowały nastrój powieści Tomasza Kołodziejczaka, a wizualizacja wiersza Tuwima Straszni mieszczanie to majstersztyk w wykonaniu autora, będący jednak ułamkiem tego, co Trust wyrabia w Andzi.
Ogromne machiny wojenne i pojazdy wszelkiego rodzaju. Dzikie bestie, podmorskie stwory i wojacy z minionych epok. Surrealistyczna, groteskowa sceneria, pasująca bardziej do sennych rojeń, niż przygód niesfornej dziewczynki. A pośród tego właśnie ona. Krnąbrna, dziecięco dziewczęca i skrywająca w oczach coś, co nazwałbym zalążkiem szaleństwa. I może właśnie dlatego tak to wszystko do siebie pasuje? Truścińskiemu wyobraźni nie brakuje, zresztą to samo można powiedzieć o jego talencie. Andzia jest bodaj najbardziej interesującą wizualnie powieścią graficzną minionego roku. Warto tu wspomnieć, że Truściński czyni z bohaterki postać pozytywną, którą da się lubić. Rebeliantkę i osóbkę niezależną, choć czasem tylko w tej swojej buntowniczości nierozsądną…
Andzia, parafrazując klasyka, otwiera oczy niedowiarkom. To komiks wskrzeszający twórczość autora, który zapewne nie śnił o swych dziełach w formie powieści graficznej. Wierszowane losy dziewczynki w interpretacji Truścińskiego nie tylko ożywają na nowo, ale nabierają zupełnie nowego wymiaru. Trust okazuje się nie tylko utalentowanym ilustratorem, ale i interpretatorem, który znaleźć potrafi zupełnie nową formę dla treści, które dzięki temu stają się jeszcze bardziej niezwykłe. Można się spierać czy Andzia to ilustrowana opowieść, czy już komiks, ale ten, kto zna dzieła Willa Eisnera nie będzie miał wątpliwości.
Komiks do recenzji dostarczyła księgarnia internetowa Inverso.pl. Andzia do kupienia dostępne są tutaj.
Scenariusz: bp. Piotr Mańkowski
Rysunki: Przemysław Truściński
Wydawca: Timof i cisi wspólnicy 2020
Liczba stron: 152
Ocena: 85/100