Zacznę może od tego, że w System Shock nigdy nie grałem. Słyszałem za to masę przychylnych słów dotyczących oryginalnej produkcji. Zawsze odkładałem to na później wiedząc, że co jakiś czas wychodzą nowe produkcje, które bardziej trafiają do mnie tematyką, grafiką, mechanikami i udźwiękowieniem. Nie zmienia to jednak faktu, że produkcje science fiction zawsze trafiały prosto w moje serduszko. Kocham przecież serię Mass Effect. Odkąd tylko usłyszałem o tym, że powstaje odświeżona wersja tej gry wiedziałem zatem, że będę musiał w końcu poznać tę historię. Miałem trochę czasu, aby spędzić go z tytułem i już na wstępie mogę powiedzieć, że jestem niezwykle pozytywnie zaskoczony. W System Shock wcielamy się w hakera, który został złapany we własnym mieszkaniu i przetransportowany na bazę kosmiczną. Budzi się tam ze snu i bez żadnych osób, które mogłyby mu cokolwiek powiedzieć o tym, co się dzieje musi przemierzać korytarzy bazy, aby odkryć co się stało i dlaczego atakują go mutanty, czy inne cyborgi.
Co ciekawe, przez całą grę tak naprawdę nikt nie tłumaczy krok po kroku, co tu się wydarzyło. Eksplorując świat gry staramy się znaleźć klucze otwierające kolejne drzwi, coraz to lepsze bronie, czy dzienniki zarówno tekstowe, jak i głosowe, dzięki którym dowiemy się czegoś więcej o wydarzeniach, które miały miejsce na stacji kosmicznej Cytadela. Nie chcę mówić tutaj zbyt dużo, aby nie zdradzać fabuły, jednak mogę napomknąć, że miał tutaj miejsce niejaki bunt maszyn. Więcej z fabuły raczej nie chcę zdradzać. Sam jeszcze tytułu nie przeszedłem, ale to, co już odkryłem bardzo mnie wciągnęło. Szczególnie podoba mi się jednak sposób, w jaki opowiedziana jest nie tylko historia głównej postaci, ale także wydarzeń mających miejsce przed naszym wybudzeniem. Wszystko musimy tutaj odkrywać na własną rękę. Nie mamy żadnego wprowadzenia, samouczka czy kogoś, kto będzie nas prowadził za rękę. Do wszystkiego musimy dojść sami i wszystkiego też nauczyć musimy się sami.
Krążymy zatem po zwykle ciasnych i ciemnych korytarzach co jakiś czas trafiając na trochę bardziej otwarte, lecz wcale niewiele jaśniejsze przestrzenie. Odkrywamy mapy, jednocześnie ucząc się ich trochę na pamięć. Wielokrotnie w poszukiwaniu czegoś, co będzie nam w danej chwili przydatne będziemy bowiem wracać do miejsc, które już odwiedziliśmy. Zdecydowanie cieszy fakt, iż wbrew pozorom mają one dość charakterystyczne elementy. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że każde z pomieszczeń wygląda tak samo, jak te poprzednie. Jednak nic bardziej mylnego. Różnią się one nawet bardzo! Jedno może być większe, a inne mniejsze. W jednym światło będzie zapalone, a w innym zgaszone. W niektórych pomieszczeniach znajdziemy martwe ciała czy przydatne przedmioty, a w innych czających się na nas przeciwników. A jak już przy wrogach jesteśmy, muszę wspomnieć o tym, że w System Shock spotkamy wielu różnych przeciwników. Jedni będą zmutowanymi stworami, a inni natomiast cyborgami. Oczywiście mogą to być zwykli, prości do przekonania przeciwnicy, których zwykliśmy nazywać mięsem. Jednak nie raz natrafimy na trudniejszego wroga, który zadaje większe obrażenia samemu przy tym będąc swoistą gąbką na pociski.
Nie warto jednak pakować się w otwarty konflikt i atakować wrogów wszystkim, co mamy. W tym tytule bowiem musimy bardzo mocno zwracać uwagę nie tylko na nasze zdrowie, ale i zapas amunicji. Niejednokrotnie zdarzyło mi się zobaczyć ekran końca gry i zaczynać dany etap od początku tylko dlatego, że nie spojrzałem na to, że kończy mi się amunicja. Na szczęście, gdy tak się dzieje, zawsze mamy pod ręką także broń białą, czy wszelkiego rodzaju plastry mające na celu ułatwić nam rozgrywkę. Jedne nas wyleczą, inne poprawią sprawność, a jeszcze kolejne zwiększą obrażenia, jakie zadajemy. Innymi słowy trzeba uważać na to, co się ma i czego się używa. Nie ukrywam, że nie wiedząc na czym polegała oryginalna gra, bardzo mi się to spodobało. Zdecydowanie dodaje to już ponurej i przerażającej grze niesamowitego klimatu. Tak, dobrze się już domyślasz. Klimat, to zdecydowanie coś, co kupiło mnie od początku do końca, złapało za fraki i wciągnęło w tytuł.
Na klimat składają się jednak oczywiście też takie elementy jak grafika i udźwiękowienie. Skupmy się może najpierw na tym pierwszym factorze. Tutaj także zostałem niezwykle pozytywnie zaskoczony. Widać, że jest to nowa gra. Twórcy jednak napocili się, aby było wiadomo, że to jest remake. Mimo że gra jest nowa, to postaci, bronie, rzeczy do podnoszenia oraz lokacje ewidentnie mają swój styl. Ten styl to nic innego, jak pikseloza. Co ciekawe jednak, postaci są w 3D. Obracają się, a te piksele absolutnie nie przeszkadzają. Rzekłbym nawet, że pomagają. Łatwiej jest dzięki temu się wczuć, a wszelkie niedoskonałości produkcji dużo prościej wybaczyć. Na szczęście nie ma czego wybaczać jeśli chodzi o udźwiękowienie. Zarówno muzyka, dźwięki wydawane przez przeciwników, bronie, automaty czy nawet cisza, której uświadczymy od czasu do czasu sprawiają, że tytuł przeraża nawet na głośnikach. Ciekaw jestem co by było, gdybym postanowił grać na słuchawkach.
Innymi słowy, System Shock zdecydowanie mnie kupił. Nie grałem w oryginał. Zdecydowanie nie miałem co do niego żadnych oczekiwań. Tymczasem wciągnęła mnie niesamowita historia i genialny klimat, na który składa się bardzo ładna, retro grafika i świetne udźwiękowienie. Sprawdzanie wyposażenia i eksploracja ciemnych zaułków stacji kosmicznej, na której nie znajdziemy żadnej inteligentnej formy życia (przynajmniej tak wydaje się na początku) sprawia, że gra ma niepowtarzalny klimat. Nie widziałem wcześniej niczego podobnego. Jeśli szukasz niesamowitej historii w niepowtarzalnym klimacie, ten tytuł na pewno trafi w Twoje gusta.
Ilustracja wprowadzenia: kolaż z materiałów prasowych