Serial Cleaners – recenzja gry. Skąd ten odkurzacz?

Polskie studio Draw Distance zasłynęło z takich tytułów, jak Serial Cleaner, czy Vampire: The Masquerade – Shadows of New York oraz Vampire: The Masquerade – Coteries of New York. Teraz jednak studio powraca z sequelem tego pierwszego produktu. Czy zatem Serial Cleaners również podbije serca fanów zaznajomionych ze starszym tytułem?

Czym jednak jest seria opowiadająca o masowych sprzątaczach? W obu grach wcielamy się w postaci, które muszą uprzątnąć miejsce zbrodni. Przeszkadzają tu jednak strażnicy, policjanci oraz zwykli przechodnie, którzy są w stanie nas wykryć i uniemożliwić wykonanie pracy. Na szczęście nie grzeszą wysokim ilorazem inteligencji, dzięki czemu zajęcie to nie jest aż tak trudne. Zarówno w „jedynce”, jak i „dwójce” musimy pozbywać się ciał, dowodów zbrodni oraz krwi mogącej ułatwić pracę policji. Ciała możemy przenieść, przeciągnąć, czy zawinąć w worek. Małe dowody chowamy w kieszeń, a duże musimy przenosić pojedynczo. Jeśli ktoś nas zauważy, możemy nimi ogłuszyć, podnieść je ponownie i uciekać dalej. Możemy także się skradać, biec sprintem, bądź chować się do szafy czy pod łóżko. Pierwszą i największą rzeczą, którą widać na pierwszy rzut oka w Serial Cleaners, jest zupełnie różna grafika od tej, którą mogliśmy zobaczyć w cartoonizowanym oryginale od polskiego Draw Distance.

Wygląd ich najnowszej produkcji ma bardziej przypominać realne sylwetki i lokacje. Nadal postaci nie są super realistyczne, ale nie są już aż tak proste. Zmienił się też trochę kąt, z którego oglądamy świat przedstawiony. Grafika ma swoje zalety, ale i wady. Na pewno jest ładniejsza i bardziej czytelna, przez co gra może budzić większe emocje. Zdarza się jednak, że w przerywnikach, gdy widzimy postaci w zapętlonych animacjach i nie poruszające ustami, aż się odechciewa oglądać. Nie wpływa to jednak na szczęście aż tak bardzo na odbiór tytułu. Mimo że grafika nie za bardzo przypadła mi do gustu, ja nadal chciałem poznawać tytuł nie tylko dlatego, że tak wypada, ale dlatego, że wprowadzono tu pewną różnorodność w porównaniu z oryginałem. Wcielamy się tutaj bowiem nie w jedną, a aż w cztery różne postaci. Jak to działa? O tym za chwilę. Wrzucę jeszcze tylko, że dźwiękowo nie ma rewelacji, ale nie jest tragicznie.

Zobacz także: Lost in Play – recenzja gry. Nadążyć za dziecięcą wyobraźnią

Co do wspomnianych czterech postaci warto wytłumaczyć, dlaczego sequel nazywa się właśnie Serial Cleaners. Twórcy wspominają, że mieli zamiar nazwać kontynuację Serial Cleaner 2, jednak oglądając stare filmy natrafili na dzieła o Obcych, czyli po angielsku „Alien”. Gdy zobaczyli, że zamiast „Alien 2” tytuł sequela to „Aliens”, postanowili użyć tego zabiegu przy swojej produkcji. Gra nie opowiada jednak znów tylko o jednej postaci. Są ich aż cztery. Każda ma unikalne zady i walety. Znaczy… wady i zalety. Jedna z postaci jest szybka i zwinna, a inna powolna i niezbyt rozgarnięta. Kolejna jest raczej słaba fizycznie, ale potrafi hackować sprzęty. Ostatnią z postaci znamy z oryginału. Jest najczystsza i najbardziej wyrachowana. Mówiąc wyrachowana mam tutaj na myśli raczej spokój i opanowanie, a nie pamiętanie zawsze o wyciągnięciu korzyści dla siebie, jak to proponuje mi słownik języka polskiego od PWN online. Czy gra nie traci klimatu przez to, że jest kilka postaci?

Ciężko stwierdzić, jeśli ktoś nie grał w jedynkę. Jak dla mnie fabuła gry bardzo się rozmywa i jest absolutnie zdawkowa, aby tylko dać nam pretekst do przechodzenia kolejnych poziomów. Wyróżnia to grę na rynku wśród wielu gier AAA, które muszą przecież mieć ciekawą i zaskakującą fabułę. Jest to pewna ucieczka od dużych tytułów w stronę krótszych, łatwiejszych do odstawienia na jakiś czas gier. Każdy poziom zajmuje około 20 minut, więc gra idealnie sprawdzi się u osób, które mają ograniczony czas na granie. Cena 25 euro za ten tytuł może jednak trochę odstraszać. I całkiem słusznie. Na szczęście raz na jakiś czas produkt wchodzi na przecenę. Na przykład w trakcie pisania tej recenzji jest on o 10% taniej na Steamie i można go nabyć już za 22,5 euro. Nie jest to może duża zniżka, ale zawsze coś. Czy w takim razie warto się zagłębić w świat przedstawiony od Draw Distance?

Zobacz recenzję na YouTube!

Serial Cleaners na pewno coś w sobie ma. Jeśli jesteśmy w stanie wybaczyć prostą fabułę, prostą grafikę i animacje i takie głupotki, jak oczyszczanie śniegu z krwi za pomocą przenośnego odkurzacza, to warto się nią zainteresować. Minusem na pewno jest także cena w wysokości 25 euro. Za to tytuł jest bardzo grywalny. Jeśli posiadamy mało czasu na spędzenie go z padem w ręku, warto się za tą grą obejrzeć. Jest to moim zdaniem krok w dobrą stronę dla studia i pozostaje czekać na kolejne produkcje od polskich deweloperów z Draw Distance. Ciekawe, co tym razem wymyślą twórcy kreatywni firmy.

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Przede wszystkim gracz i miłośnik kina. Zakochany w MARVELu, a najbardziej w Spider-Manie. Prowadzi swój kanał YouTube, streamuje na Twitchu, montuje filmy i zbiera figurki. Takie duże dziecko.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?