Na początku warto zawrzeć ostrzeżenie – uwaga o migających światłach oraz ryzyku ataku padaczki nie jest tu przesadzona, nie to co w masie innych tytułów, w których daje się takie info tak na wszelki wypadek. Tutaj światła migają jak szalone, a gdy macie jeszcze w telewizorze ambilight, dojście do siebie po godzinnej zabawie może być czasochłonne. Naprawdę. Music Racer: Ultimate bowiem opiera się na przeniesieniu linii melodycznych utworów na wizualne efekty. Dlatego też przy intensywnej muzyce elektronicznej neonowe kolorki choć robią świetne wrażenie, to z czasem potrafią wywołać małe oszołomienie…
To czym tak naprawdę jest Music Racer: Ultimate? Jest to prosta w swoich założeniach gra rytmiczno-muzyczna. W tytule tym przejmujemy stery samochodu (czy potem paru innych pojazdów), a przesuwając takowy z jednego pasa na drugi, musimy trafiać w białe kafelki, unikając jeszcze przy tym przeszkód. No i to w sumie tyle. Rozgrywka może się jednak różnić w zależności od wybranego przez nas poziomu trudności oraz toru. Raz będziemy mieli bowiem więcej pasów do manewrów, a innym więcej przeszkód (lub ich brak). Tory, tak samo jak różne modele samochodów, możemy odblokowywać za pomocą zdobywanej w grze waluty.
Najwięcej frajdy sprawia jednak grzebanie w bogatej bibliotece utworów muzycznych, którą dostarcza platforma Audius. Znajdziemy tam sporo różnorakiej muzyki z pogranicza techno, elektro, house czy dubstep. Taki rodzaj muzyku może być zrozumiały, bo z tymi gatunkami gra radzi sobie najlepiej – przetwarzanie szybkiego bitu przyczynia się do intensywniejszych doznań. Jak wspominałem, gra umożliwia jednak też wgrywanie własnych ścieżek. Ale właśnie, inne gatunki muzyczne słabo tu pasują.
Music Racer: Ultimate jest ciekawą propozycją, ale tylko z pozoru. Gra bowiem zawodzi u fundamentów – zwyczajnie nie działa jako gra. Co z tego, że wszystko świeci się pięknymi neonowymi kolorkami i daje nam dodatkowo możliwość importowania własnej muzyki, jeśli jest to bardziej demo pokazowe. Gameplay w Music Racer sprowadza się bowiem tylko do nudnego skręcania i łapania białych kwadracików. A nawet jak tego nie robimy i pędzimy na oślep, zaliczając wszystkie przeszkody, to i tak dojedziemy do mety. Co jednak najgorsze, nie ma tu żadnej zależności między bitem a kafelkami, w które musimy trafić. To niestety zupełnie wyklucza grę z grona dobrych tytułów muzycznych. Tylko kolorki się tu liczą.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe