Kursk. Okręt podwodny ochrzczony na cześć wielkiej bitwy na Łuku Kurskim – dowodu, że niedoceniony austriacki malarz i niedoszły pop z patologicznej rodziny nie doszli jednak do porozumienia co do podziału świata. Poszycie ze stali z dużą ilością chromu i niklu – stopu, którego miały nie imać się radary jak i słona woda. Uzbrojony między innymi w torpedy superkawitacyjne – pociski niebywale szybkie za sprawą zjawiska otaczania pocisku płaszczem gazowym niwelującym siły lepkości wody. W skrócie – perła w koronie marynarki wojennej Federacji Rosyjskiej. Gniotsa nie łamiotsa. A jednak. Coś poszło nie tak. Bardzo nie tak… Ale może jednak śledztwo w tej sprawie pozostawmy naszemu bohaterowi, który był na okręcie w czasie tragedii. Pozornie jako specjalista z zewnątrz, a w rzeczywistości – jako… zachodni szpieg.
Nie inaczej – bohater, którego oczyma spoglądamy na świat, to szpieg wysłany przez obcy wywiad, aby zinfiltrować rosyjską marynarkę wojenną, a zwłaszcza K-141 Kursk i wspomniane wcześniej torpedy superkawitacyjne Szkwał. Z pomocą swojego szpiegowskiego, elektronicznego przybornika, a także wyuczonych umiejętności, naszym pierwotnym zadaniem jest zyskanie jak najwięcej materiałów na temat uzbrojenia podwodnego niszczyciela. Sprawa jednak komplikuje się 12. sierpnia… 118 osób na pokładzie. 23 zdołało przetrwać we wraku. Prawdopodobnie udusili się, czekając na zbawienie.
Mocną stroną Kurska jest dbałość o szczegóły i wiarygodność. Gra nie jest serią bezładnych zlepków epizodów – znamy czas i miejsce, w których znajduje się nasz bohater i obserwuje otaczający go świat. Pokład okrętu wygląda wiarygodnie, tak samo jak i reszta przedstawionego świata, gdy odgrywamy sceny sprzed wejścia na pokład Kurska. Postacie, z którym się spotykamy zdają się mieć charakter, duszę i pochodzenie. Widoczne (i bardzo mile słyszalne!) jest to w dialogach – oczywiście w języku rosyjskim. Ponadto sceny, które przychodzi nam odegrać chwilami naprawdę sprawiają, że czujemy presję konieczności walki o przeżycie.
Niewątpliwa zaleta produkcji to także dystans twórców, puszczanie oczka do gracza oraz subtelne burzenie czwartej ściany. Już na samym początku gra prezentuje nam zaskakujący smaczek – wybuch będący przyczyną całej tragedii 118 osób, a także sekwencja reszty wydarzeń zostaje zapoczątkowana, gdy… przegramy rozgrywkę na kieszonkowej konsoli, polegającą na zestrzeliwaniu pocisków lecących w stronę łodzi podwodnej. Niedługo później, w retrospekcji, dwóch marynarzy dyskutuje o grach wideo i kwituje swoją dysputę słowami, że… fajnie by było, gdyby ktoś zrobił kiedyś dobrą grę o łodziach podwodnych.
Pochwał godna jest tutaj także muzyka i udźwiękowienie. Niczym syreni śpiew, kierujący w legendach żeglarzy na skały, tak i tutaj aspekt audio urzeka i sprawia, że wsiąkamy w rozgrywkę jak zaczarowani. I bardzo dobrze, bo modele postaci pozostawiają trochę do życzenia…
Zmysł słuchu zaspokojony, zmysł wzroku – niestety, okaleczony. Nasz bohater zdaje się mieć ręce z plasteliny. I to takie ręce z plasteliny, które ulepił ktoś kto… sam też ma ręce z plasteliny. Z modelami twarzy sprawa ma się już nieco lepiej, ale wystarczy pierwsze kilka minut rozgrywki, aby dostrzec, że coś jest nie tak. Motoryka twarzy w czasie mowy postaci, mimo jakkolwiek dużej melodyczności wypowiadanych zdań, rani oczy, że zaczynają krwawić spojówki. No i jeszcze ta optymalizacja, która nawet na nie najgorszym pececie zmusza do odpalenia gry w trybie ustawień kartofla.
Pozostaje jeszcze jedna rzecz – liniowość rozgrywki. Koncepcja gry wiele narzuca – nie spodziewajmy się, że tytuł pozwoli sobie na taką otwartość, że możemy uznać, że mamy dość łódki, wyskoczyć za burtę i płynąć wpław na Wyspy Kanaryjskie. To w tego typu grach niemożliwe, oczywiście. Jednak wymiary lokacji, a także chwilami mała ilość możliwości rozwiązania problemu na wiele sposobów to coś, co w grze komputerowej w 2018 roku musimy uznać za wadę.
Podsumowując – Kursk to bardzo barwna, pomysłowa i w wielu kwestiach dobrze zrealizowana gra. Niestety, są aspekty, które ciągną Kursk na dno… Do takich należy optymalizacja, wykonanie modelów postaci, a także świadomość, że rozgrywka będzie nam narzucała konkretne wybory. Nie ulega jednak wątpliwości, że twórcy włożyli w swoją produkcję dużo serca. Nie wszystko się udało jak należy, jednak ten tytuł potrafi oczarować, a bohater w którego się wcielamy jak i inne postacie mają charakter. Katowickie studio powinno nie porzucać takiej koncepcji, a udoskonalać ją. Wtedy wróżyć im będziemy mogli niemały sukces!
Taaa. Super recenzja. Po pierwsze: „… przetrwanie na pokładzie tonącego, stalowego niszczyciela!” – jakiego niszczyciela??? Po drugie: „Gry oparte na faktach autentycznych…” – a widział ktoś kiedyś fakty nie autentyczne? Trójki nie będzie – po drugim zdaniu odpuściłem.
Zatrudnijcie edytora! Błędy kłują w oczy. Nie ma „faktów autentycznych”. To pleonazm. Od samego początku taka wtopa… Dalej wcale nie lepiej.
Pierwsze zdanie: „fakty autentyczne”. A są nieautentyczne fakty? No właśnie. Artykuł ogólnie dobry.