Kingdom Hearts: Melody of Memory ciężko nazwać kolejną odsłoną serii. To bardziej sentymentalne oczko puszczone do najbardziej zagorzałych fanów serii. Dzięki tej produkcji możemy jeszcze raz przeżyć ikoniczne momenty serii i wsłuchać się w fantastyczne utwory muzyczne towarzyszące Sorze i jego ferajnie podczas przygody w niezwykłym świecie powstałym z miksu Final Fantasy i Disneya. Na początku dość nieufnie podchodziłem do zamysłu gry rytmicznej. Pierwsze skojarzenie to oczywiście Guitar Hero, jednak z tą serią nie miałem za wiele do czynienia. W Melody of Memory podobnie przesuwamy się po planszy, gdzie pojawiają się elementy, w które musimy trafić. Te rozmieszczone są zgodnie z rytmem grającej w tle muzyki.
Zastosowano tu dodatkowo zabieg imitujący walkę. Elementami przemieszczającymi się po planszy są bowiem przeciwnicy, których, by pokonać, musimy uderzyć w odpowiednim momencie – działa to dokładnie jak w Guitar Hero, gdzie trafiamy w kolorowe znaczniki. W Melody of Memory mamy trzy podstawowe uderzenia – atak X (możemy też uderzać L2 lub R2), specjalną umiejętność Y oraz skok do unikania uderzeń wrogów. Dodatkowo czasami musimy wykonać podwójny czy potrójny atak, używając L2, R2 oraz X. Nie jest więc to skomplikowane i na łatwym poziomie rzadko kiedy sprawia problemy. Zupełnie inaczej jest oczywiście na standardzie, a zwłaszcza na ekspercie. Wtedy plansza zalewana jest przez przeciwników, a wykonanie bezbłędnej serii choć kilkudziesięciu uderzeń graniczy z cudem. Samo ukończenie etapu bywa wyzwaniem – w grze jest pasek zdrowia, który tracimy za ominięcie wroga.
Świat Kingdom Hearts: Melody of Memory został zbudowany na wzór znanych odsłon serii. Przemierzamy więc planety-światy i wykonujemy kolejne misje – tutaj odgrywamy utwory muzyczne. Każdy z nich musimy przynajmniej ukończyć – to jest przeżyć i dotrzeć do mety. Jednak odblokowanie dalszych etapów wymaga również uzbierania przez nas odpowiedniej ilości gwiazdek, a te z kolei kolekcjonujemy za spełnienie specjalnych celów w misjach. Raz jest to ukończenie etapu z przynajmniej z połową życia, innym razem wykonanie perfekcyjnych uderzeń przynajmniej w 60% przypadków, a jeszcze innym ukończenie misji na ekspercie. Jest tego naprawdę dużo – wystarczy wspomnieć, że łącznie możemy zebrać aż 345 gwiazdek przy około 140 utworach. Na szczęście do ukończenia gry i odkrycia wszystkich bonusowych światów wystarczy 280, więc jeśli macie problem z którymś zadaniem, nie musicie się bardzo męczyć – ekspertowe wyzwania potrafią dać w kość.
Podczas ogrywania Melody of Memory szybko odkryłem, że jest to idealna pozycja na krótkie sesje, na przykład na relaks po pracy. Powtarzalność gameplayu, gdzie przemieszczamy się ze świata na świat i odkrywamy kolejne utwory, przy zbyt długich sesjach zwyczajnie zaczyna nudzić. Za to przy godzinnym posiedzeniach czerpałem niezwykłą przyjemność z gry, zarówno za sprawą nostalgicznej podróży, gdy przypominałem sobie na przykład walki z bossami z pierwszego Kingdom Hearts, czy za sprawą masterowania kolejnych etapów. Wykonanie czystego przejścia nawet na standardzie wymaga sporej wprawy, a gdy dodatkowo udawało się odblokować wszystkie gwiazdki, byłem spełniony w stu procentach. Po ukończeniu większych etapów oglądamy też przerywniki filmowe przedstawiające ikoniczne momenty z kolejnych odsłon serii. Te dopełnione były komentarzem Kairi opowiadającej nam o obecnej sytuacji w świecie Kingdom Hearts. Dzięki temu mogłem jeszcze raz uporządkować sobie tę pokręcaną fabułę – szkoda jednak, że nie pokuszono się o trochę więcej wstawek, bo osoby mniej siedzące w serii raczej się tu nie połapią.
Melody of Memory to przede wszystkim masa świetnej muzyki, którą doskonale zna każdy fan Kingdom Hearts. Wielokrotnie łapałem się na tym, że przechodząc kolejny etap z utworem muzycznym w tle, od razu wspominałem, gdzie było mi dane słyszeć go pierwszy raz. Często to ważne momenty fabularne albo – jak w przypadku trzeciej odsłony – zapowiedzi karmiące fanów długo wyczekujących zwieńczenia trylogii. No i odegranie One-Winged Angel było dla mnie fantastycznym przeżyciem. Co jednak szczególnie mnie zaskoczyło w Melody of Memory, to zakończenie, które wcale nie ma miejsca po pokonaniu Master Xehanorta. O dziwo dostajemy tu jeszcze sporą dawkę przerywników rozszerzających fabułę o wydarzenia po dodatku Re:Mind. Określiłbym to wprowadzeniem do kolejne odsłony serii. Dlatego nawet tylko dla tego fragmentu warto poświęcić 15 godzin na przejście gry.
Kingdom Hearts: Melody of Memory to gra jedynie dla fanów serii. Osoby niezaznajomione z franczyzą raczej nie połapią się w fabule oraz nie poczują przypływu nostalgii. Kto jednak dwa lata temu odliczał dni do premiery Kingdom Hearts III, ten przy Melody of Memory będzie bawił się wyśmienicie, wsłuchując się w fenomenalne utwory z gier ukazujących się przez 19 ostatnich lat. Do tego zakończenie daje nam zawartość rozwijającą fabułę serii, co dla wielu osób może byś wystarczającym powodem, aby sięgnąć po tytuł. Dla fanów pozycja godna polecenia, bo skutecznie umili czekanie na kolejną pełnoprawną odsłonę serii, a także jeszcze mocniej pobudzi na nią apetyt.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe