Graveyard Keeper – recenzja symulatora zarządzania cmentarzem

Graveyard Keeper ukazał się co prawda w połowie września tego roku, jednak na początku listopada otrzymał ciekawą aktualizację, poprawiającą nieco mechanikę oraz niwelującą główne minusy rozgrywki. Czy dzięki temu gra stała się przyjemniejsza?

Wszystko zaczyna się od śmierci w wyniku nieszczęśliwego wypadku, a skołowana dusza zamiast do nieba,  trafia do dziwnego świata, w którym staje się… lokalnym grabarzem. Pojawia się zatem palące pytanie i główny cel rozgrywki w Graveyard Keeper – jak trafić do domu? A ponieważ rola grabarza okazuje się niezwykle ważna dla okolicznych, od czasu do czasu musimy też dokonać kilku pochówków czy poprowadzić mszę w przycmentarnym kościele. Oczywiście wszystko okazuje się dużo bardziej skomplikowane, niż można się było spodziewać i wkrótce lądujemy gdzieś pomiędzy spragnionymi zemsty kultystami a Inkwizytorem chcącym z palenia czarownic uczynić cotygodniowy rodzinny piknik.

Graveyard Keeper

Zobacz również: TOP 2018 – Najlepsze Gry 2018 Roku! Ranking aktualizowany!

Aby sprostać wymaganiom wszystkich postaci, jakie staną na naszej drodze w powrocie do domu i nie zostać przy okazji spalonym na stosie za czary, będziemy musieli wcielić się nie tylko w grabarza, ale również kapłana, kupca, ogrodnika, cieślę, kamieniarza, kowala, wojownika i kilku innych mniejszych. Każdy z tych zawodów ma oddzielne zasady, dlatego pierwszych kilka godzin rozgrywki – jeżeli nie kilkanaście – spędzimy na rozpracowywaniu mechaniki każdego z nich oraz opracowywaniu najkorzystniejszych ekonomicznie ścieżek. Może brzmi do skomplikowanie, ale w istocie sprowadza się do kręcenia tam i z powrotem przenosząc kłody, kamienie, patyki i rudę żelaza.

Zobacz również: Wojna Krwi: Wiedźmińskie opowieści – recenzja. Powrót do świata Wiedźmina w nieco innej odsłonie!

Początek rozgrywki to taki związek oparty na miłości i nienawiści. Niezbyt różni się od wracających ostatnio do łask symulatorów farmy  w stylu Harvest Moon czy Stardew Valley. Zatem fani tych tytułów pewnie rozumieją, o co mi chodzi. Graveyard Keeper jednocześnie niesamowicie wciąga i nuży. Z jednej strony zadania opierające się na wykonywaniu codziennych, rutynowych czynności są nudne i żmudne, a z drugiej każda jest tylko niewielkim fragmentem większego celu, który popchnie fabułę naprzód. Dlatego nie zdziwcie się, jeżeli bez mrugnięcia okiem poświęcicie dwie godziny na łowienie ryb dla Cygana, żeby zdradził wam przepis na najlepszy kebab. Co więcej, te wszystkie małe obowiązki stają się w pewnym momencie niesamowicie relaksujące. O ile relaksującym można nazwać wieczór spędzony na wyciąganiu z ciała organów, wytaczaniu z nich krwi oraz wtłaczaniu kleju i innych substancji mających poprawić jego wygląd.

Ggraveyard Keeper

Zobacz również: Pierwsze wrażenia z Fallout 76 B.E.T.A.

Ten nieustający grind, chociaż momentami odprężający (szczególnie po pracy wymagającej dużej dozy kreatywności), był również największym minusem produkcji. Ciągłe bieganie z kłodami (źródło drewna), które możemy przenieś tylko po jednej na raz, był chwilami zbyt frustrujący. Na szczęście twórcy wyszli graczom w pewien sposób naprzeciw i w wydanej 30 października aktualizacji Breaking Dead, wprowadzili możliwość ożywiania ciał dostarczanych na cmentarz i zamienia ich, o ironio, w grindujące zombie. Od tego momentu możemy zatem zautomatyzować tę najbardziej nużącą część rozgrywki i oddać się takim przyjemnością jak preparowanie ciał i nagrobków, aby zwiększyć poziom naszego cmentarza czy hodowanie najwyżej jakości cebuli.

Graveyard Keeper to także konkretna dawka czarnego i nieco pokrętnego humoru. Warto też uważnie śledzić dialogi, ponieważ większości z nich nie da się powtórzyć, podobnie jak nie sposób później znaleźć szczegółów zlecanych nam zadań, niezbędnych do pchnięcia fabuły na przód. Pod tym względem gra jest bardzo staroszkolna i jeżeli nie macie dobrej pamięci, lepiej zaopatrzcie się w kartkę i coś do pisania. A jeśli niespecjalnie lubicie samodzielnie rozgryzać wszystkie detale, przydatna może cię okazać fandomowa wikipedia gry, na której znajdziecie mnóstwo podpowiedzi.

Zobacz również: Call of Cthulhu – recenzja przygodówki osadzonej w świecie H.P. Lovecrafta

Gra ma również urzekającą grafikę i świetne udźwiękowienie. Pikselowy styl dodaje jej klimatu i razem z muzyką podkręca nostalgiczne oldschoolowe wrażenie. Utwory pojawiające się w tle są jednocześnie nijakie i urzekające. Nie wiem, jak twórcom udało się osiągnąć taki efekt, ale były momenty, w których miałam ochotę ją wyłączyć, ponieważ słyszałam po raz milionowy tę samą linię (szczególnie, jeżeli przebywacie długo w jednej lokacji), a za chwilę zachwycałam się nią, jakby leciała po raz pierwszy.

Graveyard Keeper jest świetną propozycją dla fanów nieco bardziej wymagających gier oraz dla tych, których relaksują powtarzalne czynności. Przypadnie też do gustu części miłośników starych gier, które nie prowadziły gracza za rękę. Oczywiście, jeżeli zdarzyło wam się zatracić w Stardew Valley lub Harvest Moon to także będzie ciekawa propozycja.

Ilustracja wprowadzenia: gog.com

Dziennikarka

Z wykształcenia antropolożka kulturowa. Z pasji graczka, filmożerczyni i mól książkowy.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?