Dywizjon 303: Bitwa o Anglię – recenzja gry, której nie sposób pomylić

Ostatnie tygodnie upłynęły w polskim show biznesie pod znakiem historii słynnego Dywizjonu 303. Do kin trafiły w bliskich odstępach czasowych aż dwie traktujące o nim produkcje  – jedna polska, druga angielska. Niestety obie okazały się, lekko mówiąc, średnie. Jednak na filmowych premierach się nie kończy, gdyż niedawno na półki sklepowe trafiła również gra o naszych walecznych asach przestworzy, przeznaczona na komputery osobiste. Czy również ona zaliczyła klapę?

Fot. mat. prasowe

W najnowszej produkcji polskiego studia Atomic Jelly wcielamy się w młodego polskiego pilota, który właśnie rozpoczyna swoją służbę w tytułowym Dywizjonie 303. Szczerze mówiąc, to jest wszystko, co można powiedzieć o fabule w tej grze, gdyż zwyczajnie reszta informacji jest niezbyt istotna, a już na pewno nie ciekawa. Drętwe dialogi, sztywne modele, bezpłciowo zaprojektowane postacie o bezdusznych wręcz głosach sprawiają, że skupienie się na przekazywanej treści przyprawia o ból głowy.

Pozostawmy zatem fabułę i przejdźmy do rozgrywki. Tutaj można powiedzieć znacznie więcej… Zacznijmy może od mechaniki pilotowania samolotu, gdyż bądź co bądź powinien to być najważniejszy aspekt gry. Pilotując powietrzne maszyny w Dywizjonie 303: Bitwa o Anglię, wielokrotnie zastanawiałem się, jak w ogóle Niemcy mogli przegrać tytułową bitwę, stając naprzeciw tak koślawym samolotom? Sterowanie słynącym ze swej prędkości i zwrotności Hurricanem przypomina manewrowanie Jelczem na parkingu sklepowym pełnym samochodów. Na nasze manewry myszką samolot reaguje ze znacznym opóźnieniem, praktycznie uniemożliwiając efektywne sterowanie.

Fot. mat. prasowe

Zobacz również: Zwiastun pierwszego DLC do Marvel’s Spider-Man! Jest Black Cat!

Co bardziej obeznani z tematyką symulatorów walk powietrznych pomyślą teraz zapewne o próbie regulacji przepustnicy dla zwiększenia mobilności… Otóż odpowiem tak: pomimo tego, iż można regulować ją w zakresie od 0% do ponad 100%, to tak naprawdę ma ona dwa tryby: pierwszy to spadasz, a drugi lecisz. O ile drugi tryb raczej komentarza nie wymaga, o tyle do pierwszego chciałbym dodać, że po jego włączeniu samolot praktycznie przestaje reagować na ruchy myszką. Za pomocą klawiatury możemy próbować, przy użyciu klawiszy WASD, wykonywać ostrzejsze manewry, chciałbym tutaj jednak położyć duży nacisk na słowo PRÓBOWAĆ.

Okazuje się, że gra samym lataniem nie stoi. Pomiędzy misjami mamy dostęp do bazy wojskowej, po której można się swobodnie poruszać. Niestety, kanciasta grafika, kiepska optymalizacja i wszędobylska pustka zupełnie odbierają chęć do eksploracji. W teorii baza wojskowa powinna nam oferować szereg zadań pobocznych. W praktyce sprowadzają się one do zbierania grzybów (serio), czytania notatek, słuchania radia lub rozmawiania z ludźmi. Jak głosi słynny cytat znanego polskiego komentatora sportowego: pomysł dobry, wykonanie gorsze.

Fot. mat. prasowe

Zobacz również: Starożytna Grecja zachwyca w nowym gameplayu Assassin’s Creed Odyssey

Przejdźmy do oprawy audiowizualnej. Tutaj, jak można się domyślić, wcale nie jest lepiej. Wspomniałem już wcześniej, iż grafika woła o pomstę do nieba, a w tym akapicie dodam jeszcze, że muzyka i dźwięki jej wtórują. Samoloty brzmią trochę jak żyłowane skutery, karabiny jak ich plastikowe odpowiedniki z odpustowych kramów, a reszta odgłosów jakby nagrana telefonem.

Ciężko w to uwierzyć, ale Dywizjon 303: Bitwa o Anglię ma również pozytywne aspekty. Są ich całe dwa, z czego jeden nie do końca dobrze wykorzystany. Zacznijmy od tego lepszego, a mianowicie: modyfikacja samolotu. Podróżując przez naszą bazę, możemy wstąpić do hangaru, aby obejrzeć nasz samolot i wprowadzić w nim modyfikacje. Zastosowano tutaj bardzo ciekawy zabieg, gdyż podczas wprowadzania modyfikacji zmieniamy się w mechanika i własnoręcznie musimy odkręcać i demontować poszczególne części. Dla przykładu: aby wymienić filtr oleju musimy zdemontować śmigło, klapy zabezpieczające silnik, wloty powietrza, a następnie mocowania silnika, aby go wydobyć, i dopiero po jego wyciągnięciu mamy dostęp do osłony filtru, którą również należy zdemontować, i wreszcie możemy przystąpić do wymiany filtru. Elementy samolotu są tutaj wykonane z dużą pieczołowitością, przez co modyfikacje sprawiają sporo frajdy. Drugim pozytywnym aspektem jest efekt slow motion przy krytycznych zestrzeleniach. Coś podobnego do trafień w głowę w przypadku Sniper Elite: dostajemy krótką cutscenkę, w której nasza kula leci bardzo powoli, a po dosięgnięciu przez nią celu otrzymujemy rentgen miejsca, w które trafiliśmy. Niestety jest to trochę niedbale wykonane i zdarza się zbyt często, stąd wspomniane wcześniej słabe wykorzystanie.

Cóż, gra podzieliła los filmów. Produkcja wydaje się być zrobiona na przysłowiowym kolanie. Wszędobylskie braki, słaba optymalizacja, kiepski balans rozgrywki zwyczajnie odbierają ochotę do dalszego grania. W tym momencie pozostaje jedynie nadzieja, że historia naszych walecznych bohaterów z Dywizjonu 303 w końcu doczeka się godnej produkcji. Czy to w postaci filmu, czy gry wideo…

Ilustracja wporwadzenia: mat. prasowe

Zagorzały fan fantasy, szeroko pojętego gamingu oraz student w jednym.

Więcej informacji o

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

maciaszczyk pisze:

Znowu pilch, temu zawsze wszystko jest źle, z góry wiadomo jaka recenzja bedzie bez czytania. Redakcjo pomyślcie nad zmianą redaktorów bo tego sie czytac już nie da :/

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?