W oryginalne Detective Pikachu na 3DS okazji grać nie miałem. Nintendo nie pokusiło się o wydanie tytułu w odświeżonej wersji na Switcha przed premierą kontynuacji – co na przykład zrobiło w przypadku serii Pikmin. Dlatego nie za bardzo miałem jak zapoznać się z poprzednią odsłoną. Historię kojarzyłem tylko z filmu – a ten, jak pamiętam, wypadł całkiem okej, zwłaszcza pod względem wizerunku Pokemonów oraz pomysłu na historię. Nie zastanawiałem się więc długo, czy chcę zagrać w kontynuację pod tytułem Detective Pikachu Returns – w końcu gadający Pikachu był całkiem ciekawym pomysłem.
W Detective Pikachu Returns ponownie wcielamy się w postać młodego detektywa, Tima Goodmana, który w towarzystwie swojego rozgadanego Pikachu, rozwiązuje zagadki w Ryme City. Początkowe śledztwo związane ze sprawą kradzieży, zdawać by się mogło mało istotnej rzeczy, ostatecznie przeradza się w coś o wiele większego. Sprawa zahacza nawet o temat zaginięcia ojca głównego bohatera, więc osoby zaciekawione tym tematem za sprawą pierwszej odsłony, znajdą tu coś dla siebie. Fabuła zaskakuje dobrymi zwrotami akcji, co sprawia, że jest to zdecydowanie najmocniejszy element gry. Więcej jednak nie zdradzę, bo bez efektu zaskoczenia w kwestii historii, nie zostanie nic, co mogło by Was zachęcić do sięgnięcia po ten tytuł. No może jeszcze relacja Tima z Pikachu jest całkiem okej.
Co tu dużo mówić – wszystko inne poza fabułą w grze jest po prostu nijakie. Gdyby zabrać tu całe uniwersum Pokemonów oraz powiązania z dość popularnym filmem, byłaby to tylko kolejna gra dla dzieci, na którą na pewno nie zwrócilibyście uwagi. Rozgrywka jest tu do bólu schematyczna, liniowa oraz co chyba najgorsze – banalnie prosta. A wcale nie jest tak, że od gier wymagam wiele w kwestii poziomu trudności – nawet wolę, gdy nie muszę się nadmiernie denerwować. Jednak są pewne granice.
Jako że mamy do czynienia z grą detektywistyczną, naszym celem w Detective Pikachu Returns jest rozwiązywanie zagadek związanych ze zbrodniami. W grze do naszych zadań należy przede wszystkim rozmowa z postaciami dostępnymi w danej lokacji (także pokemonami), przeszukiwanie każdego kąta, aby odnaleźć jakieś poszlaki, a ostatecznie łączenie kropek, by pchnąć historię dalej. Niestety sprowadza się to głównie do monotonnego klikania gdzie popadnie oraz przeklikiwania nieciekawych dialogów (pozbawionych głosów). Nawet jeśli coś ważnego pominiemy, gra łopatologicznie nas o tym poinformuje, więc przegrać się nie da. I tak właśnie przenosimy się z lokacji do lokacji, bez praktycznie żadnych urozmaiceń. Jedyną ciekawostką jest używanie umiejętności pokemonów, by przejść dalej (na przykład węchu, by coś znaleźć). Niestety to tytuł zdecydowanie skierowany do młodszych graczy. Jednak i to trochę kłóci się z faktem, że nie dostajemy tu polskiej lokalizacji, a przecież czytanie dialogów jest głównym zadaniem w grze. No cóż.
Detective Pikachu Returns technicznie również wypada bardzo średnio, aby nie powiedzieć źle. Graficznie gra przypomina każdą inną propozycję dla dzieci. Postacie wyglądają infantylnie, nawet jak na charakterystyczny styl serii Pokemon. Kieszonkowe stworki prezentują się biednie i jakby plastikowo, a nasz bohater wcale nie wyróżnia się tle całej reszty. Do tego dochodzi bardzo męczące i drewniane poruszanie się w bardzo małych lokacjach i brak dubbingu przy wielu dialogach. Całościowo przekłada się to na obraz gry zrobionej po łepkach i małym kosztem.
Podsumowując, na pewno atutem Detective Pikachu Returns jest dobra fabuła, mogąca zaciekawić nawet starszych graczy. Szkoda jednak, że to tak naprawdę jedyna jej zaleta. Niestety, prosta rozgrywka, linearna budowa poziomów oraz odstraszają grafika sprawiają, że produkcja ta bardziej nadaje się dla młodszej grupy odbiorców – jednak tylko dla takich bardzo dobrze znających język angielski. Brak ciekawszych elementów rozgrywki i wizualnych urozmaiceń ogranicza jej potencjał. Mimo wszystko dla fanów Pokemonów i poprzedniej odsłony może to być przyjemne, choć łatwe do zapomnienia doświadczenie.
Ilustracja wprowadzająca: materiały prasowe