Najnowsze rozszerzenie zostało zatytułowane Porzuceni i stanowi swoistego rodzaju historię zemsty na zabójcach przyjaciela. Ów przyjacielem jest Cayde 6, mścicielem gracz, a zabójcami banda antagonistów prowadzona przez brata królowej rasy Awoken, Mary Sov – Uldrena Sova. Polowanie na morderców odbywa się na nowej, niezbadanej dotychczas przez graczy krainie – Poplątanym Brzegu.
Wątek fabularny brzmi dość wyjątkowo jak na Destiny 2 i rzeczywiście taki jest. Pomimo tego, iż opiera się on o znane mechaniki, a misje raczej nie wyglądają zgoła odmienne, to ich otoczka jest dużo bardziej ciekawa. W końcu po prostu walczymy przeciw wrogom, których zwyczajnie poznajemy z biegiem wątku. Po raz pierwszy Bungie stara się nam przedstawić i wykreować postacie kolejnych bossów, co wnosi naprawdę sporo do ogólnego odczucia z rozgrywki.Wszystko prowadzi nas do ostatecznego starcia z samym Uldrenem i wymierzenia mu sprawiedliwości.
Walki z poszczególnymi bossami różnią się od siebie. Każdy z baronów, gdyż taki tytuł noszą poplecznicy Sova, ma odmienną mechanikę i trzeba go pokonać w inny sposób. Oczywiście wszystko sprowadza się do jak najszybszego pokonania przeciwnika, ale i tak miło, że jest to chociaż wykonane w różny sposób.
Tutaj was na pewno zaskoczę. Pomyślicie zapewne, że po pokonaniu Uldrena DLC się kończy? Otóż nie! Ono się dopiero rozpoczyna. Zakończenie wątku fabularnego odblokowuje nam kolejną krainę: Śniące Miasto. Ów miasto jest stolicą rasy Awoken i jest po prostu ogromne! Z tak dużą i ciekawą krainą nie mieliśmy jeszcze do czynienia w Destiny 2. Stolica jest przepełniona przeróżnymi sekretami, które zapewne jeszcze przez najbliższe tygodnie będą odkrywane przez graczy. Nie brakuje w niej również ogorma dodatkowej aktywności i mini bossów. Wprowadzono również aktywność, podobną do Protokołów Eskalcji – Ślepą Studnię. Wymaga jednak ona dużo więcej umiejętności i mocy na wyższych poziomach trudności niż Protokoły.
Przejdźmy teraz do samej rozgrywki. Na samym początku warto wspomnieć, iż Destiny 2: Porzuceni wprowadza wiele zmian dla broni. Można to uznać jako swoistego rodzaju powrót do korzeni, gdyż od teraz nasz oręż zostanie wyposażony w system losowych umiejętności znany graczom pierwszej odsłony Destiny. Takim oto sposobem wracamy znów do zbieractwa, które tak odróżniało Destiny od pozostałych produkcji. Wraz z nowym rozszerzeniem kończy się era masowego niszczenia duplikatów broni, gdyż ten sam oręż może mieć przeróżne umiejętności specjalne w różnych konfiguracjach.
Na samym końcu rzućmy okiem na najlepszy aspekt całego dodatku – Gambit. Szczerze mówiąc podczas oficjalnych zapowiedzi nie byłem przekonany do tego trybu rozgrywki. W ogóle mnie on nie pociągał i zdawało mi się jakoby stanowił główny niewypał dodatku. O jak bardzo w błędzie byłem! O jak bardzo ślepym był! Gambit okazał się świetną i prostą w założeniach rozrywką. O co w nim chodzi?
W grze biorą udział dwie drużyny, które są od siebie odizolowane. Muszą one bronić się przed kolejnymi falami przeciwników i zbierać z ich truchła drobiny, które należy odnieść do banku. Za każde oddane pięć, dziesięć lub piętnaście drobin możemy uprzykrzyć przeciwnikom życie, blokując im bank tzw. blokującym, którego muszą oni pokonać. Nie jest to oczywiście jedyny sposób, by spowolnić prace wroga. Można również korzystać z portali, któreprzetransportują nas na terytorium przeciwnika, aby tam wyeliminować go z zasadzki. Po zebraniu 75 drobin przyzywany jest boss, którego pokonanie kończy tryb. Proste, przyjemne, dynamiczne i sprawiające mnóstwo frajdy.
Świetna robota Bungie! Tak można wprost podsumować dodatek Porzuceni, a przynajmniej jego część pierwszą, która nie zawiera jeszcze raidu oraz aktywności sezonowych. W końcu DLC do Destiny 2 dodaje naprawdę sporo nowości w bardzo przystępny sposób. Gra staje na nogi i zaczyna solidnie wyglądać, szkoda tylko, że dopiero rok po premierze… Jednak lepiej późno niż wcale! Cieszy też fakt, że nie jest to ostatnie rozszerzenie i miejmy nadzieje, że kolejny dodatek choć utrzyma poziom Porzuconych.
Dodatek recenzowany w wersji na PS4 dzięki uprzejmości wydawcy.
Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe