Assassin’s Creed Odyssey: Dziedzictwo Pierwszego Ostrza – recenzja kiepskiego DLC

Pierwszy fabularny dodatek do Assassin’s Creed jest już dostępny w pełni! Sprawdźmy, jak całościowo wypada i czy warto sięgnąć po Dziedzictwo Pierwszego Ostrza.

Tym razem na drodze Alexiosa lub Kassandry pojawia się nie byle jaka postać, bo sam Dariusz – perski wojownik, który jako pierwszy dokonał skrytobójstwa przy pomocy ukrytego ostrza. Jego ofiarą padł również nie byle kto – Król Kserkses we własnej osobie. Teraz nasz protoasasyn błąka się po Helladzie, a wraz z nim pojawia się nowe zagrożenie. Można zatem przypuszczać, że dla fana serii spotkanie z tak legendarną osobą może być nie lada przeżyciem, wszak wzmianka oraz posąg Dariusza pojawiły się już w drugiej odsłonie Assassin’s Creed. Mimo, że prezentowana w dodatku historia nie jest najwyższych lotów, to całkiem potrafiła wciągnąć. W ciagu trzech epizodów zostały przecież poruszone takie tematy, jak spuścizna głównego bohatera i jego przeznaczenie, tęsknota za sielskim życiem z dala od wykonywania zadań typowych dla greckiego misthiosa, czy próba założenia rodziny. W Dziedzictwie Pierwszego Ostrza nie brakuje zatem łyżki sielanki oraz szczypty dramatu, jednakże całość przykryta jest warstwą sztuczności.

Zabrakło w tym wszystkim większego scenariuszowego polotu. Poza tandetnie brzmiącymi dialogami, najbardziej boli fakt, że twórcy nie przyłożyli się do samej postaci Dariusza, która w żaden sposób nie magnetyzuje swoją obecnością. Jest zaledwie kolejną figurą urobioną z pikseli, mającą przerwać nieco rutynę w wojowniczym życiu głównego bohatera. Wielka przy tym szkoda, że twórcy, wtrącajac retrospekcję zabicia Kserksesa, nie dali nam możliwości pokierować pierwszym Asasynem niczym Leonidasem w prologu Odyssey. Byłaby to na pewno rzecz, która ucieszyłaby niejednego fana serii, w tym i mnie.

W pierwszym DLC do ostatniej odsłony Assassin’s Creed na próżno szukać większych zmian w mechanice. Misje wciąż opierają się na dobrze znanych nam z podstawki kwestiach przynieś, podjedź, pozabijaj. A trzeba przyznać że po tych kilkudziesięciu godzinach z tym tytułem, mała odmiana dobrze by nam zrobiła. Z kolejnym epizodem pojawiały się jednak nowe śmiercionośne umiejętności, którymi możemy obdarzyć protagonistę. Pierwsza z nich  – Zasłona Śmierci – jest chyba najbardziej zbędna, ale stanowi spore ułatwienie dla osób, którym znudziło się chowanie martwych wrogów po zaroślach. Kolejną jest Szybki Ostrzał, który pozwala na okładanie przeciwników strzałami niczym z karabinu maszynowego. Ostatnia natomiast to Furia Rodu zadająca oponentom całkiem znaczące obrażenia w formie kilku cięć. Oprócz nowych umiejętności, jedno z pobocznych zadań daje nam możliwość dodania nowego uzbrojenia do naszego poczciwego statku, Adrestii, dzięki czemu starcia na morzu nabierają temperatury.

Jeśli w podstawce udało się Wam ujarzmić już cały Zakon Czcicieli, to zapewne spodoba się Wam informacja, ze wraz z dodatkiem w Grecji pojawia się znany z Origins Zakon Starożytnych. Celem jego członków jest polowanie na tzw. Splamionych, którzy są przyczyną chaosu na świecie, zatem powinni oni ponieść śmierć. Nie trudno się zatem domyślić, że przykładem Splamionego jest nasz główny bohater. Nie pozostaje nam więc nic innego jak seria kolejnych morderstw w samoobronie. Niektóre z nich wiążą się z całkiem wymagającymi walkami z bossami, inne natomiast zostały potraktowane totalnie po macoszemu, zwłaszcza w trzecim epizodzie. Tam to kilku członków błąka się po mapie jak gdyby nigdy nic bez żadnej obstawy, czy umiejętności walki wręcz. Dziwi to tym bardziej, że mamy wówczas do czynienia z najpotężniejszą gałęzią Zakonu. Po raz kolejny twórcy poszli niestety w ilość niż jakość.

Słowem podsumowania, Dziedzictwo Pierwszego Ostrza jest dodatkiem niestety mizernym, podejmującym się interesującego tematu z marnym skutkiem. Choć w końcu poznajemy związek Odyssey z pozostałymi częściami serii to nietrudno uznać końcową cutscenkę za zwyczajnie wymuszoną. Dodatek ten polecam jedynie zagorzałym fanom serii, którzy chcieliby w swoim uzbrojeniu posiadać strój Dariusza, który prezentuje się wybornie. Dla celów fabularnych można sobie to DLC zwyczajnie pominąć, gdyż jest ono napisane na kolanie i pełne kwadratowych dialogów. Do tego w trzecim epizodzie sposób, w jaki Alexios został poprowadzony przez scenarzystów gry woła o pomstę do nieba i gryzie się z wizerunkiem twardego misthisoa, który kreowałem przez całą moją Odyseję. Oprócz tego niemiłosiernie irytyjący oraz męczący jest epizodyczny system wydawniczy, jaki zastosował po raz kolejny Ubisoft. Oczywiście, pod względem komercyjnym ma on swoją rację bytu, jednakże, biorąc pod uwagę długość każdego epizodu, jest on co najmniej nie na miejscu. Z pewnością wadą Dziedzictwa Pierwszego Ostrza jest również jego cena, przekraczająca nominał Zygmunta Augusta. Lepiej więc zaopatrzyć się w Season Passa i oczekiwać, że kolejne DLC – The Fate of Atlantis – będzie dodatkiem o wiele lepszym.

Fot. Screen z gry

Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe

Redaktor

W kinie szuka pozycji, która przebije Pulp Fiction, w telewizji - Breaking Bad oraz Rodzinę Soprano, w świecie gier - serie Bioshock oraz God of War.
Kontakt: [email protected]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?