Zołza (jak twierdzą twórcy) jest ironiczną autobiografią Ilony Łepkowskiej, która napisała scenariusz owego filmu. Za reżyserię odpowiada zaś Tomasz Konecki, do którego projektów należą m.in. Testosteron czy Lejdis.
Historia opowiada o Annie Sobańskiej (Małgorzata Kożuchowska), kobiecie sukcesu, producentce oraz scenarzystce największych hitów w Polsce. Sobańska stanowi postać, która twardo stąpa po ziemi, ustala własne zasady i zrobi wszystko, aby osiągnąć swe cele. Stąd bowiem bierze się tytułowa Zołza. Nasza bohaterka stawia karierę ponad wszystko, włącznie z własną rodziną, a swych pracowników nie darzy zbyt dużym szacunkiem.
Wbrew ogromnej rozpoznawalności na polskim rynku, Zołza jest jednym z niewielu projektów w pełni skupiających się na postaci Małgorzaty Kożuchowskiej. I trzeba przyznać, że aktorce (a także producentce filmu) całkiem nieźle udało się udźwignąć ciężar tej roli. Oczywiście nie uważam, iż postać Anny Sobańskiej jest przełomowa dla polskiego kina, niemniej z przyjemnością oglądałem na ekranie niegdyś matkę Boską. Ta wykreowała postać idealnie wpasowującą się w ton historii; nie grzeszy sympatią, jest zimna i opryskliwa, a mimo to bawi. Być może nie każda jej kwestia jest zabawna. Znajdą się i tacy, którzy uznają, iż film ten nie powinien powstać. Niemniej autoironiczne komentarze dotyczące funkcjonowania telewizji oraz pewne nadnaturalne, wręcz absurdalne wydarzenia wokół bohaterki potrafią wywołać uśmiech na twarzy. To wszystko sprawia, iż jest to film Małgorzaty Kożuchowskiej i tylko jej. Przyznam również, że właśnie dla tej kreacji mógłbym kiedyś wrócić do Zołzy.
Pomimo tego, że na Zołzie bawiłem się naprawdę dobrze, nie oznacza to, że film ten jest w jakimś stopniu ambitnym kinem. Z żalem stwierdzam, że wręcz przeciwnie. Zołza, wbrew wszystkiemu, co do tej pory przeczytaliście, to banalna komedia odhaczająca dobrze znane schematy. Aby dodać produkcji nieco świeżości twórcy postanowili dorzucić wątek nadnaturalny, który jest absurdalny i z łatwością możemy w nim dostrzec inspirację Opowieścią wigilijną czy innymi tytułami, w których mamy do czynienia z motywem duchów-przewodników. Ponadto wprowadzanie elementów nadprzyrodzonych do (w założeniu) przyziemnej produkcji może zrazić wielu widzów. Na szczęście mamy z nimi do czynienia niemalże od początku filmu, dzięki czemu istnieje szansa na to, że widz z czasem się przyzwyczai do takiego rozwiązania.
W tym miejscu muszę wrócić do postaci Małgorzaty Kożuchowskiej, która jest w centrum wszystkich wydarzeń. Już po wspomnieniu postaci duchów, możemy się spodziewać w jakim kierunku zmierzy bohaterka. Podobnie z łatwością przewidzimy morał opowiadanej historii. Proste i przewidywalne, a jednocześnie dziwne, jednak wciąż całkiem zabawne.
Podczas seansu w kinie zastanawiałem się, co sprawiłoby ten film lepszym. Dostrzegłem bowiem, iż jest on dość nierówny, biorąc pod uwagę jego ton. Kiedy elementy komediowe wypadają naprawdę nieźle, tak te nieco bardziej dramatyczne, co najmniej kiepsko. Większość sytuacji, które powinny nas niepokoić oraz wzbudzać współczucie zostały obrócone w żart, przez co nie jesteśmy w stanie traktować tej produkcji poważnie. Być może taki był zamysł twórców, jednak moim zdaniem Zołza stanowi dobry materiał na poważny dramat. Mógłby to być film o niszczącej sile przepracowania, które przyczynia się do problemów zarówno natury fizycznej, jak i psychicznej. W filmie rzeczywiście ukazano wpływ działań głównej bohaterki na jej otoczenie (zwłaszcza rodzinę), niemniej ciężko jest brać to na poważnie, gdy zaraz potem mamy do czynienia z kolejnym gagiem rozluźniającym sytuację. Niestety, jak wspomniałem w Zołzie wszystko, co miało potencjał na coś ambitniejszego podpięto pod komedię, w wyniku czego pozostaje nam się cieszyć przeciętnym projektem.
Zołza z pewnością nie jest ambitnym kinem, które zmusi nas do głębokich refleksji. Nie jest to również najświeższa pozycja, jeśli mówimy o polskich komediach. Mimo to, jak wspomniałem na początku tekstu, bawiłem się nieźle. Autoironiczne komentarze naprawdę przypadły mi do gustu. Małgorzata Kożuchowska lśni na ekranie, a fani aktorki bez wątpienia umilą sobie czas przy tej produkcji. Na dodatek muszę wspomnieć o krótkiej, lecz wpadającej w pamięć roli Rafała Zawieruchy, na której udało mi się nieźle uśmiać.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe