Wyspa Bergmana opowiada o dwójce amerykańskich filmowców Tonym i Chris, którzy wyruszyli na wyspę Fårö, by poszukać inspiracji. Jak zagorzali fani kinematografii wiedzą (a dodatkowo zdradza to tytuł filmu), ta szwedzka wyspa jest powiązana z Ingmarem Bergmanem, bardzo utalentowanym reżyserem, który ma na swoim koncie takie dzieła jak Hańba czy Fanny i Aleksander. Nie jest to kino łatwe w odbiorze, podobnie jak film, który recenzuje, lecz o to właśnie chodzi. Chris oraz Tony to małżeństwo, a podczas tego pobytu dochodzi między nimi do różnych napięć oraz małżeńskich kryzysów, które nie są zauważalne na pierwszy rzut oka.
Niewyobrażalna symbolika, która panuje w tym filmie może przyprawić człowieka o niesamowitego doła. Dodatkowo widzimy, że film zatacza pewien krąg, gdyż Chris podczas pobytu na wyspie spotyka się z pewnym człowiekiem i właśnie to spotkanie daje jej inspiracje do stworzenia filmu. Gdy oglądamy film, możemy zobaczyć wizualizacje scenariusza Chris, który jest tak naprawdę odwzorowaniem tego spotkania. Wszystko to okraszone nieskazitelnym, pięknym szwedzkim krajobrazem. Ta produkcja jest po prostu piękna, mimo iż była trudna w odbiorze. Nie ukrywam, że jestem fanem blockbusterów, ale tzw. ciężkie kino jest również tym co naprawdę wielbię.
Kolejnym plusem tego filmu jest Tim Roth, którego widzowie mogą kojarzyć między innymi z Pulp Ficition, Magii Kłamstwa czy (o zgrozo) z Incredbile Hulk. Naprawdę Wyspę Bergmana warto obejrzeć chociażby dla niego. Roth jest bardzo utalentowanym aktorem, co pokazał w tej produkcji. Dostaliśmy typowego reżysera-artystę i szczerze? Nie widziałbym nikogo innego w tej roli. Wyczytałem, że pierwotnie miał go grać Owen Wilson, natomiast cieszę się, że nie doszło do tego, mimo iż Wilsona również bardzo cenię.
Nie jest to film bez wad. Jak już kilka razy wspomniałem, jest on naprawdę trudny w odbiorze, a nawet można się w nim trochę pogubić. Nachodzące na siebie dwie rzeczywistości (realna, którą doświadczamy przez pierwszą połowę, jak i narracja Chris) czasem potrafią zaplątać widzowi w głowie. Tak samo główna bohaterka potrafi zmęczyć, gdyż jest ona tak naprawdę odrzucająca. Nie potrafiłem się do niej przekonać przez cały film, mimo iż kolokwialnie mówiąc, jej historia zrobiła całą robotę w tej produkcji.
Wyspa Bergmana trochę mi się dłużyła. Nie przez to, że była nudna, skądże. Jednak poprzez wady, które wymieniłem wcześniej. Przeciętny fan popcorniaków tego filmu nie zrozumie, mnie też w pewnym stopniu przerósł. Natomiast potrafię zrozumieć przekaz i symbolikę tej produkcji. Z jednej strony tylko kręcenie filmów, a z drugiej przedstawienie niesamowitej relacji dwóch ludzi. Trudny w odbiorze, ale naprawdę warty zobaczenia.
Ilustracja wprowadzenia: Kadr z filmu Wyspa Bergmana