Kadr z filmu Wulkan miłości
Kadr z filmu Wulkan miłości

Wulkan miłości – recenzja filmu! Tańczący z wulkanami

Ciężkie jest życie z wulkanologiem. Pełne wybuchów – żartuje w pewnym momencie sympatyczny Maurice. Zdanie, które w środowisku badaczy wulkanów funkcjonuje zapewne jako branżowy suchar, w rzeczywistości mówi o ich zawodzie praktycznie wszystko. Obarczona potężnym ryzykiem praca na każdym kroku przypomina o kruchości ludzkiego istnienia. Rozgrzana do tysięcy stopni lawa, szalejące kule ognia czy deszcz potężnych głazów to ledwie kilka zagrożeń z przepastnego katalogu niebezpieczeństw czyhających na ich życie. Po takim wstępie raczej nikt nie spodziewa się, że w gruncie rzeczy Wulkan miłości będzie opowieścią, jak w owym destrukcyjnym i nieprzewidywalnym zjawisku bezgranicznie się zakochać. 

Zanim jednak Katia i Maurice Krafft – para wybitnych wulkanologów – nawiąże romantyczną relację z wulkanami, erupcja uczuć nastąpi między nimi nawzajem. Poznali się podobno w kawiarni lub na uniwersyteckiej ławce, choć wśród ich znajomych i przyjaciół panują co do tego różne zdania. Wątpliwości co do początku ich znajomości nie mają jednak większego znaczenia. Łączącym parę mianownikiem stała się bowiem nie miłość do czarnej z mlekiem, acz niemal wariackie uwielbienie do dymiących stożków i obserwacji z bliska tektonicznych aktywności, których w dokumencie Wulkan miłości doświadczymy z perspektywy ich uważnych i wrażliwych na piękno natury oczu.  

Jeżeli w tym momencie przychodzi Wam na myśl nudnawy film przyrodniczy, to jesteście w całkowitym błędzie.

Obawy o nużącą projekcję w Wulkanie miłości rozwiewają już pierwsze zdjęcia. Pulsujące od barw, filmowane wprost z krawędzi dymiącego wulkanu przywodzą na myśl nie klasyczny film z narracją Krystyny Czubówny, lecz sceny rodem z fascynującego kina science-fiction. Zaglądanie do gardeł buchających magmą kamiennych olbrzymów potrafi nie tylko przerazić, ale też zahipnotyzować z równą intensywnością co metafizyczny seans. Jest bowiem coś majestatycznego w rozgrzanej od temperatury i czerwonej barwy scenerii. Uwodzącej czarem nieprzewidywalności, zarazem napędzającym stracha swoją niszczycielską energią.  

Kadr z filmu Wulkan miłości

Kadr z filmu Wulkan miłości

Siła Wulkanu miłości nie tkwi jednak tylko w znakomitych, odrestaurowanych zdjęciach z archiwum wulkanicznej pary. Wybornie zmontowanych i ubranych w spójną i pełną wrażliwości opowieść. Dokumentalistka Sara Dosa wpisuje na swój sposób intymną, miłosną relację w szerszy, humanistyczny kontekst. Fabularną klamrę filmu stanowi gonitwa za nieuchwytnym zrozumieniem i pojęciem duszy wulkanów. Każdy z nich ma swoją własną osobowość – rzuca nerwowo Maurice, gdy w jednym z telewizyjnych wywiadów, dziennikarz pyta go o narzuconą przez akademickich jajogłowych sztywną klasyfikacją niespokojnych olbrzymów. W Wulkanie miłości dostrzegamy bowiem ich złożone, bliskie do ludzkich charaktery. Jedne, z pozoru spokojne, potrafią wybuchnąć niepohamowanym gniewem. Inne, nawet jeśli groźnie mruczą, nigdy nie budzą się ze swojego wiecznego snu. Nie jest to jednakże wyłącznie czuły i romantyczny portret. W festiwalu wybitnie wizualnych kadrów nie da się zapomnieć, że erupcja wulkanu praktycznie zawsze niesie za sobą także i śmierć. 

Właśnie dlatego Wulkan miłości najciekawszy wydaje się jako opowieść o trudnym uczuciu, jakie oboje małżonków żywili do bulgocących gigantów.

Sceneria gwarantująca co roku Grand Press Photo jest  tłem do opowieści nie tylko o ich pięknie, ale też destrukcyjnej i totalnie kapryśnej naturze. Gdy widzę zniszczone przez wulkan wnioski, wstydzę się, że jestem wulkanologiem – zwierza się zza kamery w pewnym momencie Katia. Z jednej strony erupcja jest zjawiskiem, które ją fascynuje. Pragnie je poznać, zrozumieć, podejść tak blisko, jak to tylko możliwe. Obserwując dokonane przez erupcje zniszczenia, trudno równocześnie pozostać jej obojętnym na istotny w tym wszystkim ludzki aspekt. Nawet jeśli przez naukowców zamyka się go w statystykach, mierzonej sile wybuchu czy suchej liczbie ofiar, w rzeczywistości stawia on pod znakiem zapytania moralność uprawiania własnego zawodu. Cena, jaka wpisana jest w możliwość obserwacji obiektów swojej fascynacji, chwilami jest nie do przełknięcia. Widok zalanych lawą błota wiosek czy tysięcy połamanych przez wybuch żyć – niemożliwy do zaakceptowania. Może i erupcja wulkanu tworzy zawsze coś naukowo oszałamiającego, lecz niemal zawsze kosztem olbrzymiej destrukcji.

Kadr z filmu Wulkan miłości

Kadr z filmu Wulkan miłości

Maurice zawsze marzył, aby jego i Katii opowieść o wulkanach została zapamiętana jako historia miłosna.

Z pozoru niewielki wycinek ich prywatnych archiwów wystarcza, aby uwierzyć w szczerość i rzadkość tego nietypowego miłosnego trójkąta. W oku ich obiektywów wulkany da się przyrównać jedynie do prawdziwego uczucia. Wybuchają niespodziewanie, z ogromną siłą, w ich istnienie tak samo, jak piękno, wpisany jest też bolesny tragizm. Nie dziwi zatem, że wulkanolodzy poświęcili – dosłownie i w przenośni – życie, aby choć odrobinę zrozumieć ich tajemniczą i fascynującą naturę. Bo czymże jest zrozumienie, jeśli nie tylko kolejnym określeniem miłości? 


Ilustracja wprowadzenia: Kadr z filmu Wulkan miłości

Kiedyś starwarsowy nerd, dziś entuzjasta 4-godz rumuńskich snujów i czaru Emily Blunt. Z duszy - Jake Peralta. Z ciała - Thor, choć niestety jest jedyną osobą, która tak twierdzi😉

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Volcano pisze:

🔥🔥🔥

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?