Dokument Trzaski to opowieść o trójce berlińczyków, którzy postanowili obcować z naturą na podlaskiej wsi. Ku temu, wynajmują u lokalnego rolnika, Pana Stanisława, skromną izbę i starają zawierzyć swoje życie Matce Ziemi. Nieomal pewni, że odnaleźli raj szybko orientują się, że otaczająca ich wiejska rzeczywistość różni się od ich wyobrażeń. Żona Pana Stanisława z wielką zapalczywością stara się ich bowiem przekonać, że kiedy krowa przestaje dawać mleko to nadaje się już tylko do zjedzenia. Gospodarz z kolei uczy ich jak wypasać krowy, ale za pomocą poganiacza, który sprawia im ból. Ta komiczna konfrontacja zupełnie nieświadomych siebie nawzajem i nierozumiejących się ludzi prowadzi do zaskakujących wniosków. Zderzają się ze sobą bowiem środowiska postulujące całkiem podobnie, a jednak zupełnie inaczej.
Silnym elementem całego filmu, który dominuje na pierwszy planie i pozostawia rozważania ideologiczne gdzieś w tle jest warstwa komediowa. Starcie zaskakująco podobnych skrajności w wielu abstrakcyjnych i absurdalnych sytuacjach wzbudza niekontrolowane salwy śmiechu. I jest to właściwie zabieg, który jest wyjątkowo korzystny. Dokument ogląda się płynnie, z przyjemnością i uśmiechem na ustach. Tak jak rześkie, nagie, poranne prysznice młodych berlińczyków podglądane przez mieszkańców wsi z niedowierzaniem. Całości obrazu dopełniają spokojne, stonowane zdjęcia. Kadry natury, wschodzącego i zachodzącego słońca, rzeki i podlaskiej wsi wspaniale komponują się z tematyką dokumentu.
Katarzyna Trzaska uzyskuje w swoim filmie efekt prawie całkowitej równowagi. Szala przechyla się nieco na polską stronę, ale chyba przez wzgląd na narodowościową sympatię i sentyment można przymknąć na to oko. Drobne niedociągnięcia ukrywają się pod warstwą świetnego sytuacyjnego humoru. Dynamiczny nurt filmu przecinają od czasu do czasu stada rozleniwionych krów, które spajają nie tylko dokument jako całość, ale i przedstawionych w nim bohaterów. Przeprawiają się one przez wartką rzekę płynącą nieopodal, symbolicznie jednocząc jej brzegi.