West Side Story - recenzja filmu. I like to be in America!
West Side Story - recenzja filmu. I like to be in America!

West Side Story – recenzja filmu. I like to be in America!

West Side Story możemy zaliczyć do kanonu musicali, które każdy fan powinien znać. Pierwszą filmową odsłonę Leonard Bernstein, otrzymał już w 1961 roku. Wtedy w obsadzie mogliśmy zobaczyć m.in legendarną Natalie Wood. Film okazał się sukcesem, a miłośnicy musicali ciągle do niego wracają. Jak to bywa, również współcześnie na duży ekran trafiają współczesne adaptacje musicali, które z różnym skutkiem są przyjmowane przez publiczność. Tym razem trafiło na West Side Story, którego w odświeżonej wersji podjął się Steven Spielberg. Produkcje Spielberga kojarzą się nam z widowiskowymi produkcjami. Czy również, w sposób widowiskowy przywróci na duży ekran klasyk broadwayowski?

Akcja West Side Story dzieje się w latach 50-siątych XX wieku. O wpływy w Nowym Jorku walczą Jetsi na czele których stoi Riff oraz Sharksi, a przywódcą jest Bernanrdo. Sytuacja między gangami się zaostrza, wspólnie decydują się na ustawkę, która ma wyznaczyć gang, który będzie rządził dzielnicą. Sprawy się jeszcze bardziej komplikują kiedy na jednej z potańcówek najlepszy przyjaciel Riffa – Tony poznaje siostrę Bernando Marie. Między Tonym i Marie rodzi się zakazane uczucie, które doprowadzić może ich najbliższych do tragedii.

Steven Spielberg w nowej odsłonie, przenosi widzów do lat kiedy musicale święciły największe triumfy. Idealnie mamy oddany klimat dusznych slamsów Nowego Jorku. Mamy przedstawioną walkę gangu potomków z Europy i Latynosów, gdzie każdy chce okazać swoje władze. Staranność, o każde szczegóły bije zarówno od scenografii jak i od kostiumów bohaterów. Spielberg daje jeszcze prawdziwszy obraz tamtych czasów poprzez nad wyraz dopasowaną obsadę. Aktorzy, którzy mieli być członkami gangów Sharksów, są pochodzenia latynoskiego. Spielberg postawił mocno na kwestie językową.

Zobacz również: Clifford. Wielki Czerwony Pies – recenzja filmu. Szczęście na cztery łapy!

Sharksi, mówią często po hiszpańsku nie siląc się cały czas na zmanierowany angielski co potwierdza ich dumę, z własnego pochodzenia. Spielberg zdecydował się na dość odważny zabieg artystyczny, aby pod dialogami hiszpańskojęzycznymi nie pojawiały się napisy. Z jednej strony to absolutnie ciekawy zabieg pokazując konflikt gangów w najdrobniejszym szczególe. Inną sprawą jest, że dla osób nieznających musicalu ani filmu, było to dość męczące nie móc zrozumieć istotnych rozmów pomiędzy bohaterami.  Też trzeba podkreślić gang Jetsów, który jest idealnym przeciwieństw Portorykańczyków, ale równie charyzmatycznie przedstawią się podczas konfliktów obu grup.

fot. materiał prasowy

Jeśli chodzi o obsadę myślę, że ekran zdobyła bez wątpienia Ariana DeBose, która wciela się w Anitę. Przed Bose stanęło bardzo trudne zadanie wykreowania jednej z najważniejszych (jak nie najważniejszej postaci) dla całej fabuły. Oprócz tego przed nią w roli Anity mogliśmy zobaczyć fenomenalną Ritę Moreno. DeBose zdecydowanie sprostała temu zadaniu, wykreowała zadziorną i pełną wdzięku Portorykankę, która potrafiła ustawić wszystkich. Również Rachel Zegler, która przepięknym wokalem potrafiła zaczarować każdą scenę. Jeśli jest się fanem starego West Side Story to na pewno przypadnie do gustu fakt, że ponownie zobaczymy Ritę Moreno. W spokojniejszej chociaż ciągle poruszającej roli Valentiny kradnie uwagę. Jej wykon Somewhere to jedno z najbardziej poruszających utworów w filmie.

Jeśli chodzi o role męskie Ansel Elgort na pewno zaskakuje swoimi umiejętnościami wokalnymi. Myślę, że nie każdy się spodziewał, że ma taki talent. Początkowo trochę w jego postaci razi brak charyzmy, dopiero w drugiej połowie filmu kiedy zbliża się moment kulminacyjny wychodzi z niego więcej emocji. Jedną z lepszych roli męskich zalicza bez wątpienia Mike Faist wcielający się w Riffa. Jego postać, jest w pełni oddana swojemu gangowi, którego stworzył wraz z Tonym i widzimy, że jest gotowy do oddania wszystkiego dla dobra swojej rodziny.

fot. materiał prasowy

West Side Story, to przepiękne połączenie nowoczesności z najpiękniejszymi czasami, kiedy musicale święciły swoje największe sukcesy. Steven Spielberg stworzył porywające widowisko, które do ostatnich minut ogląda się z zapartym tchem. Oprócz przepięknej warstwy wokalnej i muzycznej, którą już sama się film broni, mamy niesamowitą choreografię, a przy takich żywiołowych numerach jak America przeszywa nas energia bijąca z ekranu. West Side Story to produkcja przepełniona emocjami, których w ostatnim czasie coraz mniej, więc tym bardziej należy je podziwiać w swojej doskonałości przekazu.


Ilustracja wprowadzająca: fot. materiał prasowy

Redaktor współprowadząca działu recenzji seriali

Entuzjastka literatury i kina. Wielbicielka odkrywania nowych seriali oraz filmów. Poza tym ogromna fanka Formuły 1 i Disneya

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?