Zaczyna się to bowiem od sekwencji… Ach, trudno mi będzie się poruszać po fabularnym poletku tej historii, nie wdając się w spoilery. Reżyser pobawił się konwencją, pograł na zaskoczenie i zaserwował nam kilka naprawdę niespodziewanych, ale i znakomitych momentów, które sprawiły, że dobrze ten film zapamiętamy, jednak nie jest łatwe zrecenzowanie go i wypisanie wszystkich zalet typowo bezspoilerowo. Dlatego wspomnę tylko, że film zaczyna się sceną absolutnie cudownej męskiej fantazji o swej koleżance z pracy. Jak to w takich przypadkach bywa, nasz zakochaniec jest jednak trochę mniej śmiały niż Wanessa, czyli obiekt jego westchnień. Jak mocnych już wiem, teraz możemy czekać na to, jak rozwinie się opowieść.
A rozwija się w sposób cudownie nieoczywisty. Jedziemy na malutki posterunek policji w zabitej dechami wsi, gdzie znajdujemy bohaterów z pierwszej części chwilę po feralnej nocy. Trzyma ich tam bohater Andrzeja Grabowskiego, ale nie do końca wiemy, w jaki sposób się tam znaleźli. Bo najwyższy rangą funkcjonariusz niby to tłumaczy, ale tak, że nie tyle nie końca rozumiemy, co niespecjalnie mu wierzymy. Zaraz po tym jednak, z nim i Julią Wieniawą jedziemy na wizję lokalną. A tam zaczyna się groza.
Zastanawiałem się trochę, w którą stronę może to pójść, ale w żadnym wypadku nie przyszedł mi choć zalążek pomysłu na fabułę, który ostatecznie został nakręcony. Spodziewałem się, że po znalezieniu jakiegoś mniej lub bardziej naciąganego pretekstu po prostu wrócimy do lasu i bohaterka Wieniawy znowu będzie ganiać się i bawić w kotka i myszkę ze swoimi poprzednimi oprawcami. Nic bardziej mylnego, reżyser rzuca tego typu myślenie, swoje i widza, w kąt dość szybko oferując niczym niehamowaną własną fantazję. W kilku momentach zadziała ona fantastycznie.
Głównymi bohaterami stają się postacie Zosii Wichłacz i Mateusza Więcławka, zbudowani na najbardziej jaskrawym, jak tylko się da, kontraście. który jest dokładnie w duchu wcześniej wspomnianej, fantastycznej pierwszej sceny. Ona jest piękna i twarda, on chciałby ją mieć, ale wstydzi się zagadać, w dodatku w akcji również pokazuje, że to ona w tej relacji ma większe sami wiecie co. Tak to jednak działa również do pewnego momentu, w którym reżyser łamie tę relację absolutnie cudownym twistem, definiującym nam na nowo tę dwójkę. Ale to nie jest ten, który jest w tym filmie najważniejszy.
Wszystko bowiem prowadzi i dąży do tego jednego rozwiązania fabularnego, które zmienia wszystko o 180 stopni. Film ewidentnie cały czas od niego dąży, a reszta elementów zdaje się zgrywać właśnie po to, aby to się mogło stać, ale twist wybrzmiewa. Jest znakomity, zmienia percepcję, konwencję, naprawdę wszystko, a przy okazji jest naprawdę dobrze umotywowany. To naprawdę wielka szkoda, że nie mogę powiedzieć, czego dotyczy.
Dobrze jest w tych elementach stricte krwistych. Z przyczyn oczywistych (mniejsza liczba bohaterów) jest oszczędniej, ale pomysłowo. Film się zmienia, zmienia się też ekranowe zabijanie, w pewnym momencie dochodząc do tego, że nie do końca jest tu już kogo posłać na łono Abrahama. Jedna ze śmierci, ta najbardziej związana z wątkiem romantycznym, jest szczególnie fajna. Tutaj znowu jednak, warto to zobaczyć samemu.
W pewnym momencie film próbuje się odnieść do współczesnych napięć społecznych i jest to rzecz, która jako jedyna jednoznacznie nie wyszła. W tej opinii jestem jednak w mniejszości. Wszedłem bowiem na wiadomo który portal żeby sprawdzić wiadomo którą ocenę, która jeszcze dość często robi za wyznacznik jakości, przed zrecenzowaniem tego filmu. Widząc 3,6/10 (może już się zmieniło, choć wątpię) wiedziałem jedno. Bardzo się cieszę, że mi się ten film podoba i że nie jestem odosobniony w tej grupie, co sprawia, że możemy się jeszcze kiedyś doczekać kontynuacji historii ze świata Bartosza M. Kowalskiego. Mam tylko nadzieję, że pomysły się mu nie skończyły.