Teksańska masakra piłą mechaniczną to kontynuacja filmu z 1974 roku o tym samym tytule. Fabuła zabiera nas do małego, starego i opuszczonego miasteczka, w którym para influencerów-idealistów, chcę utworzyć raj dla ludzi dzielących ich wizję. Niestety ich ambitne plany legną w gruzach, po tym jak nieumyślnie zachęcą Leatherface’a do ponownego otwarcia sezonu polowań na ludzi. Akcja rozgrywa się około 50 lat po oryginalnej Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną.
Historia Teksańskiej masakry piłą mechaniczną nie należy do zbyt odkrywczych. Spełnia ona dosłownie każde kryterium oklepanego slashera. Mamy tu grupkę znajomych, którzy zapuszczają się do starego miasteczka i tam w ramach konsekwencji akcji, które podjęli pojawia się morderca. Twórcy jeszcze na samym początku usiłowali zrobić coś choć trochę się wyróżniającego, wprowadzając wątek prowadzenia idealistycznego miasteczka, ale nawet to koniec końców było tylko pretekstem do większej rzezi. Główni bohaterowi nie zapadają w pamięć, mimo tego, że bardzo próbował im ktoś nadać odrobiny głębi, wlepiając im traumatyczne przeżycia. Ale czy można uznać to za minus? Pewnie trochę tak. Ja jednak nie narzekałem i uszanowałem to, że ten film nie ukrywał czym miał być, czyli pokazem widowiskowej, krwawej mordowni! Mimo słabych wątków i kiepskich postaci to wszystko spełniło tu swoje zadanie i zapewniło przyjemną rozrywkę.
Zasiadając do seansu nie liczyłem oczywiście na zbyt wiele logiki. Inni reprezentanci tego gatunku filmowego zdążyli mnie przyzwyczaić do nie logicznego zachowania bohaterów, dziwnie szybkich złoli, którzy mają szósty zmysł, trzecie oko, echolokacje i są w stanie przeżyć zderzenie z ciężarówką. Tu jednak poziom głupoty i niekonsekwencji przeskoczył moje wszelkie wyobrażenia. Kilka scen, przez to jak były durne, doprowadziły mnie do śmiechu. Łapałem się za głowę, próbując przeanalizować jaki proces myślowy stał za nagrywaniem tej sceny. Aby najlepiej to przedstawić przytoczę tu jedną scenę z filmu. Uwaga, bo wejdą SPOILERY! Oczywiście gdy się one skończą to również to mocno zaakcentuje.
[Uwaga, w tej części recenzji wystąpią SPOILERY, które pomogą mi przedstawić poziom absurdu tego filmu]
W jednym z segmentów filmu jesteśmy świadkami tego jak Leatherface, zostaje postrzelony ramie. Zaczyna wtedy instynktownie uciekać i chować się miedzy budynkami próbując zdobyć przewagę. A przynajmniej tak myślałem, bo to co zrobił przerosło moje oczekiwania. Na początek bardzo subtelnie zdradził swoje położenie, wykorzystując do tego warknięcia swojej piły, po czym czekał aż osoba dzierżąca strzelbę wyceluje się w to miejsce. Gdy morderca jest już pewny, że zapewnił sobie zerową przewagę, postanawia podjąć się morderczego biegu wprost pod lufę. Co on sobie myślał? To był najlepszy przepis na śmierć, co chyba uświadomili sobie twórcy i postanowili zaopatrzyć go w moce rycerzy Jedi. Zaczyna on nagle bez większego wysiłku przechwytywać pociski wymachując piłą. Myślę, że nie wymaga to żadnego komentarza.
[KONIEC SPOILERÓW]
Przejdźmy nareszcie do głównego dania tej produkcji, czyli mordowania czego popadnie. Jest to zdecydowanie najmocniejsza zaleta tego filmu, no i dobrze, bo tak miało być. Jesteśmy tu świadkami ogromnej masakry. Padło tu chyba najwięcej trupów w całej serii. Jest to całkiem pomysłowe, w tej części rzeźnik szczególnie sobie upodobał ataki dystansowe, rzucając nawet najcięższymi narzędziami, jakby te były z kartonu. Cały seans był naprawdę przyjemny i wypakowany akcją. Nie było tu czasu na przerwę w mordowaniu. Trup ścielił się gęsto, a kończyny latały na wszystkie strony. Pod tym względem ta produkcja mnie nie zawiodła.
Ciężko mi jednoznacznie wystawić werdykt tej produkcji. Z jednej strony bawiłem się na niej naprawdę dobrze, obserwując krwawą masakrę zafundowaną przez Leatherface’a, a z drugiej ten film był po prostu źle napisany. Nudni bohaterowie, koślawa próba nadania głębi, brak jakiejkolwiek logiki. Dlatego przy ocenie muszę podjąć dwa stanowiska. Jeśli lubisz tego typu filmy, to zdecydowanie warto poświecić na ten film te nie całe 90 minut. Ja się nie zawiodłem. Jeśli jednak oczekujecie coś więcej i nie lubicie oklepanych schematów to możecie sobie odpuścić, nie jest to film, który wprowadzi coś do waszego życia. Jest to żenująco głupia produkcja, ale zapewnia niezłą rozrywkę.
Ilustracja wprowadzenia: Netflix