Film zaczyna się retrospekcją, w której młodego Doma Toretto dość mocno podobny do Kyliana Mbappe. Pokazuje ona ważne wydarzenie z dzieciństwa naszego herosa i jego brata Jacoba. Szybko okazuje się, że wspomniane wydarzenia będą osią centralną tego filmu. Od początku jednak widać jak po macoszemu traktowana jest tu fabuła. Przez cały seans nie byłem w stanie się połapać, kto z kim i o co walczy w tej pretekstowej historii. Nijakie są charaktery czarne, nijacy są ci dobrzy a największe pod względem aktorskim gwiazdy tego filmu, Charlize Theron i Helen Mirren są wspomnianymi wcześniej świecidełkami. Ktoś sobie przypomniał, że były wcześniej, są i tu, ale ich rola jest ograniczona, a występ nie ma żadnego znaczenia. Charlize zostaje paskudnie niewykorzystana już drugi film.
Wszystko miało się bowiem, jak wcześniej wspomniałem, toczyć wokół konfliktu braterskiego, będącego dopełnieniem tego, co stało się wiele lat wcześniej. Problem z nim jest jednak taki, że obecne motywacje Doma i Jacoba wyglądają słabo, a cała intryga filmu, w której od samego początku nie wiadomo do końca komu i o co chodzi, sprawia, że całość wygląda jeszcze bardziej blado. Fajnie, że latamy samochodami na lianach czy bawimy się w kosmos, ale nie ma w tym filmie krzty dobrego scenariusza. A to, choćby z racji charyzmatycznych postaci, czasem się tej serii udawało.
Choćby nie wiem jak się starano, brak The Rocka i Jasona Stathama odbiera temu filmowy pokłady charyzmy tak wielkie, jak wielki jest biceps tego pierwszego. Nie wiem, czy Hobbs and Shaw był dużo lepszy pod kątem czysto filmowy, jednak dobitnie pokazał, że seria bez Vina Diesela jest w stanie dalej być interesująca i dać sporo funu. W drugą stronę jednak, działa to nieco gorzej.
Od początku wspominano tu o kosmosie. Ekipa Doma miała tu polecieć w kosmos i tym najchętniej sprzedawano ten film. Z wyścigów ulicznych do samochodów na orbicie. Czy ta scena w filmie jest? No jest. Czy jest w jakikolwiek sposób interesująca? W żadnym wypadku. Na tyle, na ile Tyrese Gibson ją cały ten film teasuje, czeka nas spore rozczarowanie.
Szybcy i wściekli 9 to ta część serii, która zgubiła wcześniej widziany w niej fun na poziomie totalnie niespotykanym. Jeśli każda poprzednia dawała Wam dużo radochy, tutaj wchodząc na sale musicie się niestety nastawić na srogie rozczarowanie i brak choćby połowy pozytywnych odczuć, jakie towarzyszyć mogły Wam podczas poprzednich seansów. W zapowiedzi są już części z dziesiątką i jedenastką, jednak najpierw mam nadzieję, że w Universalu zbiorą się i zastanowią, co tutaj zawiodło. A potem, że będą w stanie wyciągnąć wnioski, które doprowadzą do odwrócenia trendu.