Spider-Man: Bez drogi do domu
Spider-Man: Bez drogi do domu

Spider-Man: Bez drogi do domu – recenzja filmu. Ready Peter One [BEZ SPOILERÓW]

Nie było w roku obecnym tak męczącej dla mnie kampanii marketingowej jak ta, którą Sony i Marvel promowało swojego nowego Spider-Mana. Świecenie nowymi postaciami, scenkami i tym, kto miał się w tym filmie pojawić, przyjęło rozmiary na tyle gigantyczne, że wywoływało u mnie palpitacje serca. W całym tym mariażu brakło jednak filmowej merytoryki i fabuły. Tego, co miało mnie do seansu zachęcić, było na tyle mało, że lubiłem ten film nazywać (z czym oczywiście można się nie zgodzić) najgorzej zapowiadającym się w MCU od dawna. Jakiekolwiek drogi znanych nam postaci przyćmiewały spekulacje ile pojawi się Spider-Manów, ilu villainów, na ile minut każdy z nich i tak dalej i tak dalej. Jakby tego było mało, pojawiły się również dwa fatalne trailery, które jakby wpisywały się w tę narrację, nie zostawiając nam, szukającym ciekawych historii, żadnego punktu odniesienia. To wszystko sprawiało, że na seans szedłem bez żadnych oczekiwań.

Wychodząc z założenia, że jeszcze nie widziałeś całego filmu Spider-Man: Bez drogi do domu możesz np przez serwis watchvideo.pl wyszukać dostępne źródła tej produkcji spośród oferty wielu platform vod. Z pewnością taka opcja zaoszczędzi czas na szukanie seansu na wielu stronach z osobna.

Pamiętacie Skywalker. Odrodzenie? Tylko chwila o tym potworku i już cisza, bowiem myślę, że nie tylko mnie do tej pory podnosi on ciśnienie. Był to jednak generalnie podobny case. Na koniec roku wychodził film wielkiej franczyzy, w którym nawrzucano wszystkiego i który chciał umyślnie posprzątać, po nieco innym spojrzeniu Ostatniego Jedi. Tam jednak to się zaczęło sypać na seansie, nie w promocji, bo to dopiero w kinach zobaczyliśmy, z jakim świecącym fanserwisem półproduktem mamy do czynienia. Uspokoję od razu, choć Bez drogi do domu można od biedy wrzucić do jednego worka, jest filmem zdecydowanie lepszym. Przynajmniej do pewnego czasu.

Spider-Man: Bez drogi do domu

Tu dochodzimy do trylogii pająków MCU. To filmy, które delikatnie, ale jednak wyróżniały się na tle innych. Tom Holland i jego Peter Parker był bowiem zawsze nieco bardziej przyziemny, a problemy, które dawały się mu we znaki w filmach, odstawały od wielkich dylematów jego kompanów. On ratował świat, po czym zaraz chciał do szkoły, do cioci May, do MJ. Choć bardzo wiele przeżył i widział, chłopak dalej ma 17 lat i chciałby poczuć troszeczkę więcej straconej normalności. Problem w tym, że po wydarzeniach z Far from home mieć jej już raczej nie będzie mógł. No, chyba że…

Zobacz również: Eternals – recenzja filmu! Zhao Cinematic Universe

W początkowej fazie film dalej eksploruje te wątki i robi to naprawdę udanie. Peter musi się pozbierać po jednych wydarzeniach, jednak robiąc to, młodzieńcza fantazja i brak rozwagi pcha go w gorsze kłopoty. Dzieje się to za sprawą jednego zaklęcia, które niesie za sobą niepożądane skutki uboczne. Przy okazji kolejnego załamania czasoprzestrzeni zapomnienie o tożsamości człowieka pająka zostanie zrozumiane opacznie. A przez to sprowadzi mu na głowę przybyszy z innych wszechświatów.

Spider-Man: Bez drogi do domu

Naprawdę bardzo chciałem ten film polubić. Dlatego też pozytywne emocje wywołał u mnie fakt, że na początku się to nawet udawało. Tom Holland z Zendayą znowu byli super, ich interakcje ze Strange’em fajnie się zazębiały, a i fabuła zdawała się do czegoś brnąć, próbować wydłużyć filmową drogę naszego Petera. Potem jednak powoli, acz sukcesywnie Bez drogi do domu zaczyna ujawniać swoje prawdziwe oblicze. Pokazuje, że właściwie to trochę jest takim Skywalkerem. Odrodzeniem. W końcu zaczyna bowiem świecić bezwstydnym fanserwisem.

Zobacz również: Clifford. Wielki Czerwony Pies – recenzja filmu. Szczęście na cztery łapy!

Z uwagi na wspomniane próby odcinania się od kampanii, nie stwierdzę do końca, za co czytelnicy będą mnie ścinać i co mogą nazwać w tym tekście spoilerem, a obiecałem recenzję bezspoilerową, więc najbardziej naokoło jak się da. Wiemy, że pojawią się tu postacie znane z dwóch filmów o Niesamowitym Spider-Manie (zapamiętajcie, Niesamowitym) oraz trylogii Raimiego. Wiemy również, że będzie to wstęp do stanięcia w szranki z marvelowym multiwersum w kinie. Jedno i drugie od razu zaczyna uwypuklać trudności, z jakimi twórcy tych filmów będą sobie musieli poradzić. Pierwsza to oczywiście fakt, że scenariusz wychodzi z dyskusyjnie słusznego wniosku, że widzowie już przecież znają i lubią wskakujących na ekran gości. Stąd wynika pewnie przekonanie, że marginalizowanie ich roli nie będzie przeszkadzać. Dlatego też znane twarze, choć nie zabierają historii Parkera Hollanda (co akurat jest dużym plusem) często nie wnoszą wiele, poza słabo umotywowanym mordobiciem. Długo do niego nie dochodzi, co intryguje, dlatego gdy już jest, trochę przestawia skrupulatnie budowane fabularne klocki. A nie jest to ostatni raz, gdy to się w tym filmie dzieje.

Doktor Strange

Zawsze zastanawia mnie, dlaczego mówi się, że w tego typu filmie muszą wystąpić obligatoryjnie napchane i napompowane sceny akcji. Tutaj jest ich dużo, a nie stanowią praktycznie żadnej wartości dodanej. Wszystkie są brzydkie, monotonne i raczej do szybkiego odbębnienia i zapomnienia. Naprawdę, pomijając Shang-Chi, które efektowną kopaninę miało w genach, a mimo to nie zawsze dowoziło, przypomnijcie mi choć jedną udaną scenę akcji w MCU. Taką, która byłaby oryginalna, dobrze nakręcona czy wniosła coś interesującego. Cofać trzeba się będzie coraz głębiej. Dlatego też zastanawiam się, czy nie jest to moment na przedefiniowanie formuły. Pewnie to czcze prośby, ale taka mała sugestia.

Zobacz również: Nie patrz w górę – recenzja filmu Netflixa. To już jest koniec

Najgorsze jednak dopiero przed nami. Najbardziej boli bowiem to, jak bardzo ten film nie udaje, że jego historia ma znaczenie. Jasne, znowu na postaci Toma Hollanda odciska się jakieś piętno i daje mu do zrozumienia nieco więcej ze swej superbohaterskiej odpowiedzialności, ale film cały ten bagaż doświadczeń potrafi momentalnie wyzerować, po obiecującym początku nie dając doprawdy nic. Są tu dwa momenty z emocjonalną wagą, która mogłaby zadziałać, jednak obydwa zostają koncertowo zepsute. Jeden przez kiepski konflikt idei, drugi natomiast, przez jedno z najgorszych zakończeń, jakie kojarzę z filmów MCU. Bomba przygotowana na finał zostaje rozbrojona z ładunku emocjonalnego dosłownie w kolejnej scenie. Nawet Avengers po Infinity War przeczekali choć jeden film.

Spider-Man: Bez drogi do domu

Choć po dobrym początku tym razem można było się spodziewać udanego seansu, w późniejszym etapie Spider-Man: Bez drogi do domu ujawnia swą prawdziwą twarz. To film, w którym produktowość i potrzeba pokazania następnych dusi wszystkie ciekawe pomysły i oryginalność. Jasne, znajdą się pewnie fani, którzy po zobaczeniu całego tego miszmaszu wyjdą zachwyceni, bądź tacy, których chwycą wszystkie smaczki i odniesienia w nim zawarte. Cały czas wydawało mi się jednak, że ważniejsza w tym wszystkim jest droga Petera Parkera, tak jak swego czasu ważniejsza była droga Kapitana Ameryki w Civil War. Tu, mimo początkowych starań, po dwóch krokach w przód człowiek pająk bezpiecznie cofa do miejsca, w którym stał na początku. I które na pewno da mu okazję do wpuszczenia do swojego wszechświata większej liczby nowych bohaterów.

Najlepszy film superhero 2021 roku to?

Pokaż wyniki

Loading ... Loading ...

Redaktor prowadzący działu recenzji filmowych

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina.

Kontakt pod [email protected]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Paweł 89 pisze:

A mi się wydaję ( mimo, że seans jeszcze przede mną ), że dziennikarze którzy oglądali jako pierwsi cały seans i jednogłośnie WSZYSCY dali pozytywne opinie będą mieli rację. Czy aby na pewno nie skresliles filmu jeszcze przed obejrzeniem ?

Łukasz Kołakowski pisze:

Nie, filmu nie skreśliłem przed seansem. Jeśli już, to trochę przekreśliłem jego dobrą ocenę w trakcie, a właściwie w samej końcówce. Jak również będziesz już po, to możemy o tym porozmawiać szerzej 🙂

Paweł 89 pisze:

W porządku. Na pewno dam znać o swoich odczuciach 🙂
Pozdrawiam

pisze:

Witam, film naprawdę bardzo dobry. Każdy ma prawo komentować i wypowiadać się w danym temacie ale niestety jak komuś nie odpowiada dany gatunek i przekaz to w taki Właśnie sposób opowie co Pan. Może Pan powie jaki film zasługuje na Pana uwagę i pozytywną recenzje ? Dziwne w tym wszystkim że większość widzów była i jest zachwycona tym filmem.

Pozdrawiam i życzę kolejnych „trafnych” przemyśleń i recenzji.

Łukasz Kołakowski pisze:

Większość ma zawsze rację. Od lat to widać, np. w sejmie 😀

pisze:

Niestety tą „większość” w Sejmie wybrała mniejszość.

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?