Historia opowiada o nastolatce plus – size, która boryka się z typowymi problemami dziewczyn jej podobnych, ale i z własną matką. Wspaniała jak zwykle Jennifer Aniston wciela się w postać Rosie Dickson, byłej miss lokalnego konkursu piękności dla nastolatek, która wciąż żyje swoim sukcesem z 1993 roku, pięknymi strojami i przygotowywaniem kolejnych uczestniczek wyborów miss.
Will, czyli tytułowa kluseczka, trochę na złość matce zapisuje się do kolejnej edycji konkursu, a razem z nią jej puszysta koleżanka, sympatyczna Millie oraz słuchająca metalu buntowniczka – Hannah.
Jak można się dalej spodziewać, nietypowe uczestniczki wyborów miss przejmą szturmem tegoroczną edycję, a widz dostanie kolejną, ładnie podaną historię o tym, że duże jest piękne, wygląd nie jest najważniejszy i tak dalej. Jest to już druga głośna historia o pewności siebie u kobiet XXL w ostatnim czasie i znowu podaje nam pod nos płytkie oczywistości. Bo przecież wszyscy wiemy, że grubsza dziewczyna też może znaleźć miłość, że duże może być piękne, że ważni są przyjaciele, że nie warto oceniać książki po okładce… To wszystko polane jest brokatowym sosem tak zwanej poprawności, bo w filmie znajdziemy zarówno drag queens, jak i konserwatywną matkę – katoliczkę Millie, która w ostatnim momencie bez powodu wyraża zgodę córki na udział w konkursie, a nawet trafia do baru dla drag queens i śpiewa z nimi piosenki na scenie, bo otwartość na inność jest teraz przecież bardzo modna i zdarza się bardzo często.
Jednak to wszystko nawet widza nie boli – i to jest w Kluseczce najlepsze. Można się czepiać i czepiać, ale jednak na końcu tej mdłej historyjki nie da się nie uśmiechnąć. Film jest pozytywny, sympatyczny i zabawny, czasem wzrusza, a czasem nawet zaskakuje. Opowiada o trudach dorastania, o kompleksach i pierwszych miłościach, o stracie bliskich i o przyjaźni. Całokształt uprzyjemnia wszechobecna muzyka Dolly Parton, która jest idolką głównej bohaterki. Gra aktorska nie budzi większych zastrzeżeń (może z wyjątkiem przesłodzonej do granic możliwości Ellen, granej przez Odeyę Rush), między bohaterami czuć przyjemną chemię i da się ich lubić.
Myślę, że zmuszanie swojego chłopaka do oglądania tej produkcji mogłoby być lekką przesadą, ale na babski wieczór albo na samotne noce z kotem i pudełkiem lodów – jak najbardziej. Kluseczka to nic specjalnego, ale z drugiej strony po seansie nie ma się poczucia źle wykorzystanego czasu. Wśród wielu dzisiejszych produkcji to już naprawdę coś.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe