Prezent od losu
Prezent od losu

Prezent od losu – recenzja filmu Netflixa. Chcę być jak Hitchcock

Alfred Hitchcock skradł serca wielu widzom. Raz po raz tworzył naprawdę świetne filmy, a niektóre z nich cieszą się nawet mianem filmów kultowych. Swoją twórczością zapracował sobie na miano mistrza suspensu. Nikt nie potrafił budować poczucia niepokoju, osaczenia i niepewności jak On. Wielu próbowało pójść w tym samym kierunku co Hitchcock, ale nie jest to łatwe zadanie. Strzałem w kolano więc jest reklamowanie swojego filmu jako Hitchcockian Thriller, stawia to cię w sytuacji gdzie musisz nakręcić kawał dobrego filmu. A jak z tym zadaniem poradził sobie Charlie McDowell, ze swoim Prezentem od losu? Tego dowiecie się w recenzji!

Prezent o losu to historia rabunku, który oczywiście nie idzie zgodnie z planem. Złodziej(Jason Segel) w momencie, gdy ma już opuszczać posiadłość natrafia na pewną komplikacje, jaką jest przyjazd właścicieli posesji. Sytuacja obraca się o 180 stopni. Cała trójka jest teraz zmuszona do znalezienia takiego wyjścia z sytuacji, które wszystkich zadowoli i pozwoli ominąć niepotrzebny rozlew krwi. Produkcja trwa około 90 minut i jest dostępna na Netflixie.

Przepraszam, czy jest tu napięcie?

Gdy zasiadłem do tego filmu wiązałem z nim spore nadzieję. Porządna obsada, klimatyczny zwiastun, który nastroił mnie na pełen napięcia seans, koncept. Bardzo mnie ciągnęło do tej produkcji. Tym bardziej, że jestem fanem klaustrofobicznych filmów, z bardzo małą ilością postaci. I ojej, jak bardzo się zawiodłem.

Zobacz również: Belfast – recenzja filmu. Family Portrait.

Prezent od losu miał wszystkie elementy aby stworzyć gęstą, pełną napięcia atmosferę. Miał nawet niezłą historię, która była podatna na budowanie poczucia zaszczucia i niepewności. Jakimś cudem jednak, reżyserowi udało się wyprać ten film z jakichkolwiek emocji. Bohaterowie, mimo tego, że są nie najgorzej napisani, wcale nas nie interesują. Nie mamy komu kibicować. Niby można uznać to za fajny zabieg, bo nikt nie jest idealny, ale w tego typu filmie usuwa to potrzebne wrażenie, że nam, widzą zależy na losach postaci. Ale nie, ja miałem je w czterech literach. Jest to bardzo przykre, bo widziałem tu naprawdę spory potencjał. Został on niestety kompletnie zmarnowany.

Prezent od losu

Fot. Netflix

Trzej muszkieterowie

Mimo tego, że całokształt produkcji nie poradził sobie zbyt dobrze, to o obsadzie trzeba powiedzieć coś kompletnie odwrotnego. Jason Segel, Lily Collins i Jesse Plemons stworzyli naprawdę zgraną paczkę i bardzo dobrze się ich razem oglądało. Każdy dawał z siebie wszystko. Jednak moją uwagę przykuł szczególnie Segel, którego wcześniejsze rolę kojarzyły mi się w większości z występami w komediach. Naprawdę fajnie było go zobaczyć jako desperata, ogarniętego adrenaliną i owianego tajemnicą.. Wisienką na torcie jest tu jednak Plemons wcielający się w miliardera. To jego rola może tu zapaść szczególnie w pamięć. Mimo tego jak średnio napisana jest jego rola, w sumie tak jak pozostałe dwie, to wyciąga z niej wszystko co może. Jest autentyczny, spontaniczny i umie przy pomocy samej mimiki wyciągnąć na wierzch targające nim emocje. Dobra robota!

Prezent od losu

Fot. Netflix

Zobacz również: Inni ludzie – recenzja filmu. Jakie życie taki rap

Kolejny średniak

Prezent od losu okazał się niestety kolejnym średniakiem Netflixa, który od biedy można sobie obejrzeć. Nie jest to nic więcej jak zmarnowany potencjał. Aktorzy dawali z siebie wszystko, ale nawet najwięksi wirtuozi nie uratują biednie napisanego filmu. Brakowało tu napięcia, ciekawszych dialogów i przede wszystkim pomysłu na zakończenie, które jeszcze bardziej podkopuję tą produkcję. Nie oczekujcie zbyt wiele, a już na pewno nie Hitchcocka, bo grubo się zawiedziecie.


Ilustracja wprowadzenia: Netflix

Od wielu lat zapalony gracz, fan anime, pasjonat kina i literatury.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?