Prezent o losu to historia rabunku, który oczywiście nie idzie zgodnie z planem. Złodziej(Jason Segel) w momencie, gdy ma już opuszczać posiadłość natrafia na pewną komplikacje, jaką jest przyjazd właścicieli posesji. Sytuacja obraca się o 180 stopni. Cała trójka jest teraz zmuszona do znalezienia takiego wyjścia z sytuacji, które wszystkich zadowoli i pozwoli ominąć niepotrzebny rozlew krwi. Produkcja trwa około 90 minut i jest dostępna na Netflixie.
Gdy zasiadłem do tego filmu wiązałem z nim spore nadzieję. Porządna obsada, klimatyczny zwiastun, który nastroił mnie na pełen napięcia seans, koncept. Bardzo mnie ciągnęło do tej produkcji. Tym bardziej, że jestem fanem klaustrofobicznych filmów, z bardzo małą ilością postaci. I ojej, jak bardzo się zawiodłem.
Prezent od losu miał wszystkie elementy aby stworzyć gęstą, pełną napięcia atmosferę. Miał nawet niezłą historię, która była podatna na budowanie poczucia zaszczucia i niepewności. Jakimś cudem jednak, reżyserowi udało się wyprać ten film z jakichkolwiek emocji. Bohaterowie, mimo tego, że są nie najgorzej napisani, wcale nas nie interesują. Nie mamy komu kibicować. Niby można uznać to za fajny zabieg, bo nikt nie jest idealny, ale w tego typu filmie usuwa to potrzebne wrażenie, że nam, widzą zależy na losach postaci. Ale nie, ja miałem je w czterech literach. Jest to bardzo przykre, bo widziałem tu naprawdę spory potencjał. Został on niestety kompletnie zmarnowany.
Mimo tego, że całokształt produkcji nie poradził sobie zbyt dobrze, to o obsadzie trzeba powiedzieć coś kompletnie odwrotnego. Jason Segel, Lily Collins i Jesse Plemons stworzyli naprawdę zgraną paczkę i bardzo dobrze się ich razem oglądało. Każdy dawał z siebie wszystko. Jednak moją uwagę przykuł szczególnie Segel, którego wcześniejsze rolę kojarzyły mi się w większości z występami w komediach. Naprawdę fajnie było go zobaczyć jako desperata, ogarniętego adrenaliną i owianego tajemnicą.. Wisienką na torcie jest tu jednak Plemons wcielający się w miliardera. To jego rola może tu zapaść szczególnie w pamięć. Mimo tego jak średnio napisana jest jego rola, w sumie tak jak pozostałe dwie, to wyciąga z niej wszystko co może. Jest autentyczny, spontaniczny i umie przy pomocy samej mimiki wyciągnąć na wierzch targające nim emocje. Dobra robota!
Prezent od losu okazał się niestety kolejnym średniakiem Netflixa, który od biedy można sobie obejrzeć. Nie jest to nic więcej jak zmarnowany potencjał. Aktorzy dawali z siebie wszystko, ale nawet najwięksi wirtuozi nie uratują biednie napisanego filmu. Brakowało tu napięcia, ciekawszych dialogów i przede wszystkim pomysłu na zakończenie, które jeszcze bardziej podkopuję tą produkcję. Nie oczekujcie zbyt wiele, a już na pewno nie Hitchcocka, bo grubo się zawiedziecie.
Ilustracja wprowadzenia: Netflix