Pogromcy duchów. Dziedzictwo skupia się na rodzeństwie Phoebe (Mckenna Grace) i Trevorze (Finn Wolfhard) oraz na ich pogrążonej w długach matce. Zrządzeniem losu trafiaja oni jednak do rozlatującego się na oczach domu, na kompletnym pustkowiu zwanym Summerville. Tam jednak dowiadują się, że ich rodzina jest mocno powiązana z oryginalnymi Pogromcami duchów, którzy w 1984 roku ocalili świat przed armią duchów. Poznając otaczające ich miasteczko, Phoebe, Trevor oraz ich nowo poznani przyjaciele Podcast (Logan Kim) i Lucky (Celeste O’Connor) odkrywają nadprzyrodzone zagrożenie, które stanowi ogromne niebezpieczeństwo całemu światu. Cała czwórka, mimo młodego wieku, staje w obronie swojej i jak i reszty przyszłości. Reżyserią Pogromców duchów zajął się Jason Reitman (W chmurach, Dziękujemy za palenie), syn Ivana Reitmana, reżysera Ghostbusters oraz Ghostbusters 2. W obsadzie znajdują się: Winn Folfhard, Mckenna Grace, Paul Rudd, Bil Murray, Carrie Coon, Logan Kim, Dan Aykroyd oraz Ernie Hudson.
Na samym początku wspomnę, że nigdy nie byłem ogromnym fanem serii Pogromcy duchów. Widziałem tak naprawdę tylko pierwszy film z serii i muszę przyznać, że naprawdę mi się spodobał. Nie zachęcił mnie on jednak do sięgnięcia po sequel z 1989 roku. Idąc na seans najnowszej, trzeciej części, nie oczekiwałem zbyt dużo. Chciałem dostać dobry film przygodowy, przy którym będę mógł sobie wciskać jedzenie do buzi. Otrzymałem jednak coś dużo lepszego. Coś, co pozostanie w mojej pamięci na dłuższy czas i to tylko z pozytywnych przyczyn. Pogromcy duchów. Dziedzictwo jest świetnym przykładem tego, jak powinno się powracać do starszych franczyz.
Jason Reitman, syn Ivana Reitmana, który wyreżyserował pierwsze dwie części serii, wykonał tutaj niesamowitą robotę. Reżyser wprowadził kultowy klimat serii, ale jednocześnie zaspokoił potrzeby nowych, młodszych widzów, którzy nie wychowali się na tej franczyzie. Obsadzenie młodych aktorów do głównych ról to był strzał w dziesiątkę, mimo tego, że był to ryzykowny ruch. Winn Wolfhard znany z serialu Stranger Things oraz niesamowicie utalentowana Mckenna Grace to świeży powiew powietrza w tej zakurzonej serii. Są to bardzo prosto napisane postacie, ale zdecydowanie to tutaj wystarcza, aby zainteresować widza i czuć pewnego sensu przywiązanie do tych postaci. Dynamika starszy brat-młodsza siostra to zapewne coś, co wielu wam towarzyszy na co dzień i, jako że sam tego doświadczam, wiem, że w omawianym tytule jest to przedstawione w doskonały i nieprzesadzony sposób.
Nie chcę oczywiście nic ujmować reszcie obsady, gdyż jest ona równie świetna. Paul Rudd, Carrie Coon, Logan Kim czy Celeste O’Connor naprawdę dobrze sprawdzili się w swoich rolach i mam szczerą nadzieję, że cała obsada (a przynajmniej większość) powróci w przyszłych projektach z tego uniwersum. Można ich zdecydowanie uznać za świetną addycję do tego świata.
Co jednak z fabułą? Czy owa historia jest czymś nowym? Nie, mamy tutaj klasyczny wątek ocalenia świata tak jak w oryginalnych Pogromcach duchów. Fabuła jest naprawdę prosta i nie da rady się w niej zgubić, i w tym przypadku jest to ogromny plus. Reżyser prowadzi nas tutaj od punktu A do punktu B, a w środek wrzuca klasyczne problemy rodzinne, czy prawne. Nowa produkcja Sony Pictures nie zaskakuje nas na każdym kroku. To jednak nie jest żaden problem. Myślę, że nikt nie spodziewał się tutaj produkcji w stylu Christophera Nolana, która robi z naszego mózgu miazgę, ale raczej przyjemną opowieść o nowym pokoleniu Pogromców duchów, która zawierać będzie nutkę nostalgii dla tych starszych widzów. Co prawda, ta nutka nostalgii, jest tutaj ogromna, ale mi wcale to nie przeszkadzało. Najważniejsze jest to, że reżyser filmu nie polegał tylko na nostalgii, ale raczej na nowo wprowadzonych postaciach i ich rodzinnej przygodzie.
Nie mogło się jednak obyć bez powrotu znanych nam postaci z pierwszych dwóch części. Bill Murray, Dan Aykroyd oraz Ernie Hudson powracają do swoich roli, ale tym razem w dużo mniejszym stopniu. Nie będę wchodził w szczegóły, gdyż ich ponowne zjednoczenie było jedyną najbardziej emocjonalnych scen, jakie widziałem w tym roku. Tak jak wspomniałem powyżej, nigdy nie byłem fanatykiem Ghosbusters, ale nie muszę się przyznać, że na finale uroniłem niejedną łezkę. Dodatkowo muszę mocno pochwalić twórców tego filmu za to jak poradzili sobie ze śmiercią Harolda Ramisa, który w oryginalnych filmach wcielał się w rolę Egona Spenglera. Powstał z tego bardzo emocjonalny wątek, który złapie za serce niejednego widza. Czapki z głów!
Jason Reitman dostarczył mi emocjonalną przejażdżkę, pełną ekscytującej akcji, kilku śmiesznych gagów i żarcików oraz postaci, które szybko staną się ulubieńcami młodszych, ale pewnie i starszych widzów. Moim zdaniem Pogromcy duchów. Dziedzictwo nie oślepia nostalgią, ale też nie pozbywa się jej w stu procentach. Jest to znakomicie zbalansowana produkcja, która zadowoli fanatyków, którzy byli w kinie na premierze pierwszej części oraz tych młodszych widzów, którzy po raz pierwszy słyszą nazwę Pogromcy duchów. Nowa produkcja ze słynnej serii pobudziła we mnie fana Ghosbusters i szczerze nie mogę się doczekać przyszłych projektów z tego uniwersum. Jeżeli poszukujecie filmu, który zapełni wam wieczór z rodziną, to ten tytuł na ten moment jest najlepszym wyborem. Moim zdaniem jest to definicja rozrywki, która przypomniała mi, dlaczego uwielbiam oglądać filmy.
Ilustracja wprowadzenia: Sony Pictures