Tego samego dnia, w którym Cannes oszalało na punkcie Pewnego razu… w Hollywood, premierę miała koreańska produkcja Parasite. Reżyser filmu, Joon-ho Bong, który gościł na francuskim festiwalu dwa late temu ze zrealizowaną dla Netflixa Okją, przebił najśmielsze oczekiwania nawet największych sceptyków. Powracając do klimatu swoich najlepszych filmów, takich jak Zagadka zbrodni i Matka, udowodnił po raz kolejny, że w kinie liczą się nie tylko nazwiska czy budowanie klimatu, ale opowiadanie fascynujących historii.
Żyjąca w ubóstwie czteroosobowa rodzina otrzymuje szansę poprawy swojej beznadziejnej sytuacji. Syn dostaje pracę jako prywatny tutor języka angielskiego dla młodej dziewczyny z bogatej rodziny, żyjącej w pięknej posiadłości, która jest jak niebo i ziemia w porównaniu do ich normalnych warunków. Biedacy mieszkają w piwnicy, z oknem na ulicę, na której podpici przechodnie oddają mocz, tuż przed ich oczyma. Polegają na wifi z mieszkania obok, a obiady zjadają w kantynie dla taksówkarzy. Ich najbardziej ambitna próba zarabiania pieniędzy to składanie pudełek na pizzę. Oszczędzają na wszystkim, nawet odkażanie ulicy widzą jako możliwość darmowego wyczyszczenia mieszkania z robali. Postanawiają więc zostawić otwarte okno…
Ta rodzina oportunistów może jest leniwa, ale nie głupia. Chłopak szybko dostrzega możliwość pomocy reszcie krewnych. Jego siostra, w innym życiu zdolna fałszerka albo artystka, a obecnie zbijająca bąki bezrobotna, zaczyna przekonująco odgrywać rolę genialnej studentki sztuki, która mogłaby pomóc synowi bogaczy w odkrywaniu malarskiego talentu. Dzieci organizują też plan zatrudnienia ojca na miejsce obecnego szofera oraz matki, która miałaby zastąpić opiekującą się dezajnerskim domem gosposię. Ojciec z matką błyskawicznie się uczą nowego fachu, prowadzenia luksusowego samochodu i przygotowywania wykwintnych potraw. Wiedzą, że ta ciężka praca bardzo im się opłaca, bo wreszcie mogą zacząć żyć jak królowie. Aż do pewnego deszczowego wieczora.
Perfekcyjnie zrealizowany heist movie to tylko pierwszy akt Parasite. Niczym w To my Peela, rodzina z podziemia fortelem wchodzi do życia warstwy uprzywilejowanej, funkcjonując tam na zasadzie pasożytów. Klocki w tej historii układają się same i nie sposób nie podziwiać rezolutnej rodziny (i twórców filmu) za genialny i widowiskowy plan. Ale jak to z doskonałymi projektami bywa, coś musi pójść nie tak. Nadchodzące w drugim, a potem trzecim akcie filmu twisty, wywracają akcję do góry nogami. Z niesamowitą przyjemnością oglądamy ten zaczynający rządzić światem bohaterów chaos. Parasite płynnie przeistacza się w dreszczowiec, bo nigdy nie brakuje tutaj suspensu, a kolejne sekwencje sprawiają, że oddech wstrzymuje się na zmianę z salwami śmiechu.
Jest tu jeszcze ostry komentarz społeczny i czarna komedia. Film ten mówi wiele o dzielących ludzi różnicach, które wynikają z braku lepszych środków do życia. Powraca pytanie o warunki wychowania kształtujące naszą osobowość – tematy, które porusza w swoich filmach inny genialny reżyser, Hirokazu Kore-edy, twórca nagrodzonych w ubiegłym roku Złotą Palmą Złodziejaszków. Kiedy bohaterowie z sutereny stają się stałymi gośćmi w luksusowym domu, jest coś, czego nie są w stanie się pozbyć: zapachu stęchlizny. Ten upokarzający szczegół będzie jednym ze źródeł dramatu w filmie. Bo choć mamy tu do czynienia z czarną komedią, nie wszystko będzie można sprowadzić do żartu, a każda akcja ma swoje konsekwencje. Zła karma zawsze wraca.
Bong Joon-ho pokazuje w swoim najlepszym jak do tej pory filmie, że jest mistrzem budowania napięcia, łączenia powagi z humorem, kreatywnego opowiadania historii i tworzenia postaci. Te ostatnie nigdy nie są karykaturami, nie są jednoznacznie złe czy dobre. To one są kluczem do zaangażowania się w oglądaną na ekranie historię. W naprawdę trudny do uchwycenia sposób, przy dużej ilości bohaterów, udało mu się stworzyć widowiskowy kalejdoskop charakterów. Nie dziwi zatem, że znakomicie przyjęty w Cannes Parasite otrzymał na tym festiwalu najważniejszą z nagród.
Ilustracja wprowadzenia i plakat: materiały prasowe
z ogromną przyjemnością przyjmę historię kinową ( o ludzkości PASIONEJ ŻYCIEM )każdy z NAS mógł urodzić się G_dzieś ….indziej.
Bardzo zachęcająca recenzja..piona