pajęcza głowa
pajęcza głowa

Pajęcza głowa – recenzja filmu Netflix. Joseph, ale weź już nie rób SF…

Platforma Netflix mierzy się ostatnio z masą różnych problemów związanych z coraz silniejszą konkurencją tudzież ogólną krytyką ich produkcji oryginalnych. Włodarze streamingowego giganta starają się kontratakować. W drodze jest Gray Man od braci Russo z Ryanem Goslingiem i Chrisem Evansem, ostatnio zaś pojawiła się Pajęcza Głowa. Czy przymierze twórcy rozsadzającego box office Top Gun: Maverick z idolem Hollywood Chrisem Hemsworthem to przepis na sukces?

Ambicje już na starcie były spore, bowiem fabuła filmu bazuje na klasycznej, dystopijnej powieści George’a Saundersa pt. Escape from Spiderhead. Naszym oczom ukazuje się fascynujący koncept supernowoczesnego aresztu bez krat czy strażników – czy też może jego alternatywy. Koniec końców mamy wszak do czynienia z niestandardową placówką naukową, w której kryminaliści zamiast odsiadywać wyroki w tradycyjnych więzieniach – uczestniczą w eksperymentach związanych z substancjami działającymi na emocje człowieka. W zamian za to zyskują względną autonomię, a nawet możliwość zażyczenia sobie konkretnych wygód.

pajęcza głowa

fot. Netflix

Zobacz również: Przechwycenie – recenzja filmu Netflixa. Jednosobowa tarcza antyrakietowa w czasach Me Too

Pajęcza Głowa ma na pierwszy rzut oka papiery na jeżeli nie gatunkowy rarytas, to przynajmniej solidny thriller w sosie fantastycznonaukowym. Sterylne skrzyżowanie naukowej placówki z futurystycznym hotelem, sympatyczny naukowiec, który wraz ze swoim asystentem prowadzi w sympatycznej atmosferze badania na więźniach, i czająca się gdzieś niewysłowiona z początku tajemnica. Co zatem poszło nie tak?

Joseph Kosinski miał już swój romans z science fiction, i to dwukrotnie. Zarówno kontynuacja klasyku TRON: Dziedzictwo, jak i Niepamięć z Tomem Cruise’em w głównej roli okazały się bardzo miernymi pod względem konstrukcyjnym i fabularnym produkcjami. A warto zaznaczyć, że w przypadku drugiego ze wspomnianych obrazów Kosinski był również współscenarzystą. Dla równowagi, Tylko dla odważnych czy wymieniony już Top Gun: Maverick to filmy co najmniej dobre. Do kontekstu dodajmy jeszcze to, że scenariusz Pajęczej Głowy został napisany przez duet Rhett Reese-Paul Wernick. Panowie wybili się na akcyjniakach spod znaku Deadpoola tudzież Zombieland. Cała trójka dżentelmenów to zatem bez wątpienia prawdziwi spece – ale w ramach zupełnie innej konwencji!

pajęcza głowa

fot. Netflix

Efekty widać od pierwszych scen. Twórcy kompletnie nie mogą sobie poradzić ze zrealizowaniem dystopijnej historii na podstawowym poziomie. Rozlazłe, usypiające tempo brzydko koresponduje z naiwnymi próbami nadania charakteru mrocznej satyry na współczesną rzeczywistość. Widać, że przy dialogach ktoś srogo się męczył – zwłaszcza tych kluczowych, służących za ekspozycje lub posuwających intrygę naprzód. Nawet humor jest kompletnie nietrafiony i/lub wymuszony, jak z nieudanej scenopisarskiej wprawki.  Czarę goryczy przelewa niesatysfakcjonujący, łopatologiczny finał, z kinem moralnego niepokoju mający tyle wspólnego, co Avengers czy Justice League.

Udało się co prawda wprowadzić parę niezłych twistów, ale niewielka to pociecha. Obsada dwoi się i troi, by stworzyć przejmujące sylwetki, ale albo ma za mało czasu ekranowego, albo jest niefortunnie rozpisana. Miles Teller wypada na tym zdecydowanie najlepiej, jednak nim zdąży się rozhuśtać, jego niejednoznaczna postać zostaje popsuta przez durne usprawiedliwienia nieomal z offu. Chris Hemsworth zdecydowanie dostał angaż na fali swojej popularności, przez co wygląda tak, jakby pomylił plany. Zamiast socjopatycznego, acz wywołującego sympatię doktorka widzimy bardziej prezentera bądź w najlepszym razie geekowego pracownika PR-u.

pajęcza głowa

fot. Netflix

Ktoś życzliwy Kosinskiemu powinien solidnie wybić mu z głowy tworzenie produkcji z tego gatunku – zwłaszcza mając takich partnerów. Pajęcza Głowa to kolejny netfliksowy potworek, w którym niemal nic do końca nie wychodzi. Najgorsze jest to, że to mogłaby być minimum niezła produkcja, gdyby tyko zatrudniono do tego osoby odpowiednie do wyczucia ciężaru konwencji. Jeżeli w ten sposób Netflix tworzy grunt pod swoje hity, to zaczynam poważnie obawiać się o Gray Mana – i to nawet pomimo świadomości, że za sterami będą bracia Russo.

Zastępca redaktora naczelnego

Miłośnik literatury (w szczególności klasycznej i szeroko pojętej fantastyki), kina, komiksów i paru innych rzeczy. Jeżeli chodzi o filmy i seriale, nie preferuje konkretnego gatunku. Zazwyczaj ceni pozycje, które dobrze wpisują się w daną konwencję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?