Od podobnej logiki zdarzeń nie jest wolny nawet Ars Independent – festiwal, który przynajmniej na papierze cieszy się zainteresowaniem widowni, która na trudach sztuki kinematograficznej zjadła już nie jeden szereg zębów. Ostatnie dwie edycje katowickiego wydarzenia okraszone zostały wszak zwycięstwem Posmaku tuszu i Lemoniady – filmów tyleż interesujących, co banalnych i stosunkowo pospolitych. Tym radośniejsza wydaje się zatem nowina, że w tym roku ze statuetki Czarnego Konia dla najlepszego filmu użytek zrobi perwersyjne, neonowe i krwiożercze Nóż + serce Yanna Gonzaleza.
W najnowszym filmie twórcy onirycznych Wysp wystarczająco kontrowersyjna zdaje się już bowiem sama jego tematyka. Gonzalez osadza akcję pod koniec dekady lat 70. w środowisku branży gejowskiego porno, której uczestnicy i koordynatorzy znaleźli się na celowniku psychopatycznego mordercy w skórzanej masce. Odważne obrazy lubieżnych orgii, krwawych kaźni i niewyszukanego, zbereźnickiego humoru stanowią tu więc absolutną podstawę narracyjną, co przy przedsięwziętej estetyce kiczu i neonu dodaje kilku kolejnych stopni do progu wejścia dla widzów dysponujących konwencjonalnym poczuciem smaku. Dla pozostałej, zwichniętej mniejszości będzie to zaś istna gratka, bezdenna studnia „winnej przyjemności” i przede wszystkim niepowtarzalna okazja do zweryfikowania swych kinofilskich kompetencji.
Ów estetyka kiczu i neonu nie jest bowiem w filmie Gonzaleza czczą zachcianką. Jedną z głównych myśli przyświecających Francuzowi było wszak oddanie należytego hołdu kinu jako takiemu, mechanizmowi filmowej projekcji i specyfice pracy w branży. Tego aktu dokonuje zaś poprzez dość czytelne, acz nie nachalne, odwołania do klasyków z kinematograficznego nurtu giallo – włoskiego horroru z lat 70. i 80., charakteryzowanego jako przestylizowany horror umowności, w którym od wzbudzania strachu ważniejsze jest rozerotyzowanie strefy widzialności i pobudzenie atrakcji wizualności. Nierozłączność natury Nóż + serce i tak rozumianego giallo zaowocowało już wykuciem na potrzeby filmu Gonzaleza pojęcia neogiallo (czyli „nowego” giallo, jako próby spojrzenia na „archaiczne” poprzez „współczesne”) lub slasher-giallo, gdzie w tym drugim akcentuje się dodatkowo obecność akcentów z kina „ciętego”, modnego w B-klasowym horrorze przedostatniej dekady wieku XX. w Stanach Zjednoczonych.
Pozostawienie sprawy objaśnienia istoty filmu kinofilskim lub pseudonaukowym dywagacjom nie oddałoby jednak w pełni tego, czym owa istota przejawia się na ekranie. Pomimo potencjalnie perwersyjnej wykładni i charakternej estetyki Nóż + serce ma zaskakująco wiele do powiedzenia (i przedstawienia) w kwestii przepracowanej już na mnóstwo sposobów – kwestii uniwersalnej, bezinteresownej, ponadczasowej i wyzwalającej siły miłości. W jednej ze scen główna bohaterka (Vanessa Paradis), właścicielka i reżyserka studia specjalizującego się w gejowskim porno, przeprowadza faktyczny monolog, objaśniający wyjątkowość ów gałęzi przemysłu pornograficznego na podstawie autentycznego zaangażowania i niemal bezinteresownego wkładu własnego aktorów, którzy w ten właśnie sposób okazują potrzebę miłości, jaka tli się w nich niezależnie od warunków produkcyjnych. Grają w porno, bo lubią okazywać miłość i być kochanymi – tego potrzebują, aby w świecie pełnym zawiści i goryczy (których symbolem jest również homoseksualny morderca) odnaleźć miejsce, gdzie choć przez chwilę można poczuć się powodowanym wyłącznie mimowolnym, pozytywnym afektem.
Gonzalez wyzbywa się tym samym bezpośrednich ambicji queerowych, charakteryzujących tożsamego pod względem wrażliwości filmowej Bertranda Mandico – prywatnie bliskiego znajomego reżysera, który w Nóż + serce otrzymał jedną z pobocznych ról. Miłość u Gonzaleza nie ma bowiem konotacji płciowych, jest wrażeniem na tyle uniwersalnym, że wykracza poza wąskie i stygmatyzujące rozumienie płci, jakim posługujemy się na co dzień i z którego wspomniany Mandico uczynił podstawowy przedmiot swojego filmu (pokazywani na zeszłorocznej edycji Ars Independent Dzicy chłopcy). Wtłoczenie jej w anturaż tak „obcy” powszechnemu i przepracowanemu już rozumieniu miłości, czyni więc Nóż + serce dziełem świeżym w temacie, odkrywającym być może nieznane dotąd jej oblicze i stawiającym kolejny krok ku dekonwencjonalizacji metod ekspozycji motywu, który w konwencjach ugrzązł jeszcze zanim wynaleziono kino.
Mimo wszystko jest zatem coś „pospolitego” w wyborze przez widownię filmu Nóż + serce na najlepszy film festiwalu. W końcu wygranym jest ten, który ograny temat miłości przetrawił jedynie przez swą fantazję i znane mu konwencje filmowe. Pytanie tylko, czy stwierdzenie „jedynie” jest już potwierdzeniem ów „pospolitości”.
Ilustracja wprowadzenia: kadr z filmu