Nasz czas (Nuestro tiempo) | 19. MFF Nowe Horyzonty

Nadanie filmowi tytułu Nasz czas uchodziłoby ze strony jakiegokolwiek reżysera w ten czy inny sposób związanego z neomodernistyczną tendencją slow cinema za niezwykle ponury żart. Kino, któremu wiarę takowi twórcy wyznają, zwykło bowiem nie szczędzić widzom niezwykle powolnego, kontemplacyjnego tempa i obrazowej, nieruchomej wręcz narracji, które w środowisku lepiej rozeznanych kinomanów funkcjonują już w formie wewnętrznego mema jako najbardziej skuteczne środki nasenne. Carlos Reygadas, jeden z najbardziej znanych i szanowanych reżyserów kojarzonych z powyższą stylistyką, najwidoczniej jednak nie utrzymuje stałego kontaktu z piwniczną częścią festiwalowej braci, gdyż jego film, noszący ów tytuł, nie ma w sobie nic z żartu ani autoironii.

fot. kadr z filmu

Historia Juana (w tej roli sam Reygadas) i Ester (w tej roli prywatnie żona reżysera, Natalia Lopez), których silna, zyskująca potwierdzenie w licznej latorośli (w tych rolach natomiast dzieci Carlosa i Natalii) relacja zostaje podminowana pojawieniem się „tego trzeciego”, nie nosi w sobie bowiem wielu znamion tradycyjnego „wolnego kina”. Choć Nasz czas bez wątpienia miłuje się w refleksyjnym afirmowaniu natury i obserwowaniu rzeczy z pozoru błahych i przypadkowych, to jego struktura oraz narracja zdają się hołdować klasycznym zasadom opowieści, gdzie tyleż istotna jest wiarygodność postaci w świecie przedstawionym co logiczne, skrupulatne motywowanie ich zachowań. Nie spisze się film ten jednak w roli bulwarowej obyczajówki – Reygadasa interesują wszak tematy tak samo nam wszystkim wspólne, co i obce; znane, ale wciąż nierozpoznane; będące udziałem codzienności każdego z nas, a jednak tak od rutyny oddalone. Pytania o ideę związku „aż po sam grób”, wierność za cenę wolności i samą istotę miłości padają tu jakby z programową intencją braku udzielenia odpowiedzi. Przemilczenia, kłamstwa i tajemnice cechujące relację bohaterów stają się więc przestrzenią, którą to widz wypełnia swoją wrażliwością i swoimi doświadczeniami, odbierając finałowy efekt jako triumf relatywizmu i subiektywności wszechrzeczy.

Zobacz również: Długa podróż dnia ku nocy (Di qiu zui hou de ye wan) | 19. MFF Nowe Horyzonty

Faktem jest jednak, że to, co nie wybrzmiewa w sferze narracji naczelnej i stanowi ów przykład generalnego relatywizmu, zostaje dodatkowo wtłoczone w ramy nieco większych zależności. Przypatrując się instynktownemu funkcjonowaniu stada meksykańskich byków, uchodzących w oczach reżysera za emanację odwiecznych, niezbywalnych i niewyjaśnialnych praw natury, nie sposób nie odnaleźć pewnej sugestii, iż w efemerycznej istocie relacji międzyludzkich i zagadkowości indywidualnego mikrokosmosu każdego człowieka, wybrzmiewają te same, nieodgadnione akcenty wszechświata. Pewne rzeczy pozostaną nierozpoznane, mimo że podejmujemy wszelkie próby ich zrozumienia i zapobieżenia bądź zainicjowania ich wystąpienia. Reygadas mówi nam zatem, że tak samo zawiłe oraz złożone jak reakcje ludzkiego umysłu i systemu behawioralnego są rutynowe, naturalne zachowania byków, reagujących agresją w sposób zdaje się losowy, powodowany jakąś niezidentyfikowaną, wewnętrzną przyczyną. Jedni odpowiedzi poszukiwać będą w chemii, inni we wzorcach psychologicznych bądź bodźcach z otoczenia – tak czy owak mała jest szansa, aby dokopali się do samego źródła.

fot. kadr z filmu

To wszystko zaś odbywa się na kanwie oryginalnej, Reygadasowskiej formy i myśli operatorskiej. Równie zagadkowa co istota rozważań reżysera jest tu wszak natura ujęć jego kamery, błądzącej w niespokojnych jazdach po planie, nieustannie poszukującej dla siebie odpowiedniego miejsca wśród ruchomych elementów kadru, ale wciąż tożsamej z perspektywą podmiotu filmowanego. W tym rozwiązaniu tkwi wiele podobieństw do poprzedniego filmu Reygadasa – Post tenebras lux. Sekwencje otwierające oba dzieła są w zasadzie identyczne w tym sensie, że opierają się na pewnej operatorskiej nieprzewidywalności i względnej dowolności kierunku filmowania, co stanowi potwierdzenie skonkretyzowanej i jasno wyrażanej ideologii twórczej Meksykanina. Rzecz jasna Nasz czas ma dalece mniej eksperymentalny i mniej krzykliwy charakter niż jego poprzednik, co uwidacznia się chociażby w rezygnacji z zakrzywiających obserwowaną rzeczywistość obiektywów i maksymalnego wyostrzenia obrazu, ale niewątpliwie dysponuje tą nutą realizatorskiego niepokoju, na której Reygadas zwykł już przygrywać swoje filmowe melodie.

fot. kadr z filmu

Wśród tych melodii Nasz czas z pewnością zaś zajmie miejsce kompozycji najbardziej sentymentalnej i w jakimś sensie osobistej. I to nie z tak trywialnego powodu jak obsadzenie w głównych rolach członków swojej rodziny (co akurat nie ma w filmie inklinacji autobiograficznej), a poprzez przepracowanie nadzwyczaj ludzkiej problematyki relacji człowieka z drugą osobą. Klasyczne elementy narracyjne tego dzieła są więc uzasadnione niezbywalną potrzebą człowieka do układania procesu myślowego według prawideł logiki, która chcąc nie chcąc jest naszym jedynym instrumentem poznawczym. Niedoskonałym, ale jedynym. A Reygadas jest tu tego instrumentu naczelnym demaskatorem.

Ilustracja wprowadzenia: kadr z filmu 

Redaktor

Najbardziej tajemniczy członek redakcji. Nikt nie wie, w jaki sposób dorwał status redaktora współprowadzącego dział publicystyki i prawej ręki rednacza. Ciągle poszukuje granic formy. Święta czwórca: Dziga Wiertow, Fritz Lang, Luis Bunuel i Stanley Kubrick.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?