Fot. kadr z filmu
Fot. kadr z filmu

Na zawsze pilot Spitfire’a i Dywizjonu 303 – recenzja jedynego słusznego filmu o polskiej eskadrze

Ostatnimi czasy sprawa słynnego Dywizjonu 303 nie może narzekać na brak zainteresowania ze strony branży filmowej. Nie dalej jak kilka miesięcy temu na ekranach polskich kin gościły dwie fabularne megaprodukcje, podejmujące temat bohaterskich wyczynów rodzimych lotników – obie prezentujące znikomą wartość artystyczną i żerujące na historii jako kuźni narodowego patosu. Nic więc dziwnego, że zmęczenie materiału i wzmożenie krytycznych opinii zdyskredytowało eskadrę w kontekście jej ekranowej wdzięczności, a sama pamięć o jego członkach zeszła na drugi plan, ustępując miejsca polowaniu na winnych całej tej farsy. Decyzja o realizacji kolejnego filmu osadzonego w identycznym anturażu wspomnień mogłaby zatem w takowych okolicznościach uchodzić za pomysł głowy straceńczej, ale jak mawia stare, polskie przysłowie – do trzech razy sztuka. A przysłowia mają w zwyczaju zawierać w sobie ziarnko prawdy.

Fot. kadr z filmu

Fot. materiały prasowe

Film Sławomira Cioka jest bowiem filmem o dywizjonie, na jaki ów dywizjon zasłużył. Bez zbędnego obiektywizowania i podciągania pod faktografię dokumentalizuje wojenne doświadczenie takim jakie ono jest, przypatrując mu się nie z perspektywy wszechogarniającej i odhumanizowanej heglowskiej Historii, lecz jednostkowego istnienia. To też świadczy o jakościowej różnicy, jaka dzieli dotychczasowe próby ujęcia fenomenu eskadry od filmu Na zawsze pilot Spitfire’a i Dywizjonu 303 – bohaterem nie jest anonimowy zbiór, podobnie jak matematykiem, usiłującym wyciągnąć średnią arytmetyczną historycznej prawdy ze zwierzeń poszczególnych jej świadków, nie jest osoba reżysera. Wszystko zasadza się tu na pamięci jednej osoby, Witolda Aleksandra Herbsta, jednego z najbardziej zasłużonych lotników słynnego dywizjonu.

Ten subiektywny sposób narracji w pełni odpowiada natomiast za zjawiskowość niniejszego filmu – przybliżając wszystkim znaną historię z perspektywy Herbsta, który z ciepłem i poczuciem misji opowiada nawet o najmniej istotnych szczegółach swojego życia, sucha faktografia, tak istotna dla tożsamości każdego dokumentu, staje się wyłącznie dodatkiem do jego właściwej istoty. Tą zaś stanowi niepowtarzalna widokówka z pamiętnika człowieka pasji; człowieka oddanego sprawie i pielęgnującego jej przejawy nawet wiele lat po tym, jak przestało być możliwe jej fizyczne wykonywanie. W tym kontekście historia samego Dywizjonu 303 uchodzi za dopełnienie fascynującej i pisanej alfabetem miłości do lotnictwa prozy życia, której wewnętrzne pokłady uroku i autentyczności wypełniają każdą poszczególną klatkę filmu magią prawdziwie kinematograficznej, wrażeniowej perswazji.

Fot. materiały prasowe

Fot. materiały prasowe

Magii tej nie ubywa nawet wówczas, gdy produkcja nie ustrzega się problemów natury formalnej. Na zawsze pilot Spitfire’a i Dywizjonu 303 to film świadomy swego celu i swej tożsamości, stąd efektywności upatruje on przede wszystkim w szczerości przekazywanej treści, traktując drugoplanowo techniczną precyzję i finezję. Choć kulejące z reguły w polskich produkcjach udźwiękowienie tu spisuje się na medal, to powtarzalność, nieprzystawalność i intensywność motywów muzycznych z czasem przytłacza, a przy tym dość arbitralnie dyktuje tempo narracji, odpowiadając za zbyt wyraźne akcenty w strukturze dzieła. Oczywiście wynika to po części z przyjętej quasipamiętnikowej konwencji, która jednak nie wymaga dodatkowego bodźca ku zaznaczeniu swej obecności w postaci nadgorliwej ścieżki dźwiękowej.

Momentami zażalenia można wysuwać także pod adresem warstwy informacyjnej filmu. Bądź co bądź, mamy do czynienia z dokumentem, trudną sztuką poszukiwania kompromisu między magią kinematografu a relewantnością omawianego tematu, stąd siła filmu, czyli jego subiektywizacja i poświęcenie całej uwagi osobie Herbsta, potrafi również zadziałać na jego niekorzyść. W Na zawsze pilot Spitfire’a i Dywizjonu 303 poznamy co najmniej kilka osób przeprowadzających rozmowę z naszym bohaterem, lecz tożsamość większości z nich pozostanie dla nas tajemnicą do samego końca. Rodzi to tym większy dysonans, iż pewne postaci pojawiają się sporadycznie w pełnym tego słowa znaczeniu – są bohaterami jednej bądź dwóch scen na przestrzeni całego metrażu, co nawet przy braku informacji na ich temat zaśmieca pamięć widza względnie nieistotną daną w postaci ich obecności.

Niemniej techniczne niuanse nie są w stanie przysłonić nam tego, na czym opiera się wyjątkowość Na zawsze pilot Spitfire’a i Dywizjonu 303. Sławomir Ciok robi tu bowiem to, czego nie uczyniły wszystkie dotychczasowe filmy poświęcone eskadrze razem wzięte – pozwala ujrzeć w kotle historycznych prawd i półprawd perspektywę człowieka zaangażowanego w ich tworzenie. I to właśnie jest wartość stricte filmowa, a przez to najbliższa wrażliwości każdego z nas.

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Redaktor

Najbardziej tajemniczy członek redakcji. Nikt nie wie, w jaki sposób dorwał status redaktora współprowadzącego dział publicystyki i prawej ręki rednacza. Ciągle poszukuje granic formy. Święta czwórca: Dziga Wiertow, Fritz Lang, Luis Bunuel i Stanley Kubrick.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?