Matki równoległe to, na pierwszy rzut oka, szablonowa opera mydlana, podsycona motywem zaczerpniętym z tragedii greckiej. Reżyser przedstawia historię dwóch matek, które rodzą w tym samym dniu. Ciąża staje się pretekstem do ukazania szerszego problemu postrzegania macierzyństwa przez osoby w otoczeniu głównych bohaterek. Almodovar tworzy wiele wątków, które jednak nigdy nie są przypadkowe. Opowieści bohaterów oraz powiązania między nimi często stają się pretekstem do dyskursu o rodzicielstwie. Obie bohaterki spotykają się z dezaprobatą w kwestii urodzenia dziecka. Ze strony Janis, wynika ona ze zdania żonatego kochanka. Natomiast nastoletnia Ana dowiaduje się, że żadne z rodziców nie ma zamiaru wspierać jej przy jej matczynych obowiązkach. A to dopiero wierzchołek góry lodowej.
Ważniejsze niż otoczenie jest sam wątek więzi między tytułowymi matkami. Czuwa nad nimi pewnego rodzaju fatum. Los sprawia, że jedna postać jest immanentna z życiem drugiej. Ma to naturalnie swoje odzwierciedlenie w kontekście greckiego konfliktu tragicznego. Ostatecznie protagonistka musi zderzyć się z konsekwencjami czynów, które, jako matka, podjęła wobec nieświadomej koleżanki. Jednym z nich jest przepracowanie matczynej traumy. Jak się okazuje, finał tego wątku niezwykle spójnie łączy się z nieprzewidywalnym zakończeniem filmu.
O pamięci narodowej
Matki równoległe to istotnie nie tylko bardzo przemyślana opera mydlana, ale także kino rozliczeniowe, które wygrzebuje z historii Hiszpanii to, co niewygodne. Przepracowanie traumy głównej bohaterki wiąże się z gotowością na uczestnictwo w szerszym problemie odnoszącym się do całego społeczeństwa. Dotyczy to zatem traumy narodowej, mającej źródło w czasach tzw. białego terroru, czyli hiszpańskiej wojny domowej. Wspólny mianownik w tak pozornie niepasujących historiach świadczy tylko o łatwości reżysera w operowaniu tak ciężkimi narracjami. Teoretycznie powinny być one dwoma autonomicznymi filmami.
Zrzucenie szat opery mydlanej jest nie tylko spowodowane motywem dwóch, tak różnych traum, które definitywnie kończą wątki postaci (tasiemce spod tego znaku przeważnie nie kończą ich tak szybko). Łatwo dostrzec w filmie wyróżniającą się, główną bohaterkę, wokół której tworzona jest narracja. Penelope Cruz w tej roli prezentuje szeroki wachlarz emocji, najlepiej sprawdzając się w epizodach zaborczej matki. W wielowątkowych soap operach ciężko znaleźć jedną, tak wyróżniającą się postać.
Ostatecznie warto zwrócić uwagę na to, że Matki równoległe pozbywają się łatki typowego tasiemca mydlanego nie tylko poprzez fabułę. Skupmy się zatem na stronie wizualnej. Charakterystyczne dla gatunku soap opery jest zastosowanie estetyki stylu zerowego, który miał skupiać widza jedynie na treści. Twory spod tego znaku miały być wyzwolone z wpływu formy na odbiór działa. W tym przypadku jest nieco inaczej. Almodovar stosuje niekiedy proste zabiegi, by wpłynąć na percepcję filmu przez widza. Aby przedstawić dynamiczny rozwój wątku, reżyser zestawia paralelne obrazy scen (spotkanie się tych samych bohaterów, w tym samym miejscu) oraz ubiera je kontekstowo w sposób linearny. Pozwala to widzowi na bezproblemowe przetrawienie dużej ilości elips w krótkim czasie ekranowym. W kwestii wydźwięku emocji bohaterów warto natomiast zwrócić uwagę na rolę światłocieni oraz niskiego kluczu oświetleniowego, które klatkę przed cięciem montażowym wydobywają z twarzy bohaterów to, co najważniejsze w kontekście zrozumienia ich emocji.
Piąta dekada twórczości Pedra Almodovara rozkręciła się na dobre. Po świetnie przyjętym Ludzkim głosie reżyser uderza po raz kolejny niesamowicie przejmującym melodramatem, który powinien raz na zawsze odczarować pejoratywne określenie „opery mydlanej”.
Ilustracja wprowadzenia: kadr z filmu Matki równoległe