Mandibules
Mandibules

Mandibules – recenzja filmu Quentina Dupieux | Splat!FilmFest online

Quentina Dupieux przedstawiam zwykle jako „tego reżysera od Morderczej opony”, bo niewątpliwie jest to jego najbardziej znany film, choć wcale nie najlepszy. Ale tak, Quentin Dupieux nakręcił film o oponie wybuchającej ludziom głowy, a potem kilka innych, równie absurdalnych i rozbrajająco śmiesznych, biorących garściami z przeróżnych gatunków. Oto recenzja jego najnowszej produkcji, Mandibules, którą oglądałam w ramach Splat!FilmFest online.

Manu (Grégoire Ludig) miał jedno zadanie. Odebrać walizkę, wsadzić ją do bagażnika i przewieźć z punktu A do punktu B. Nie zadawać żadnych pytań. Prosta robota, proste pieniądze. Manu pytań nie zadaje (głównie dlatego, że do tego jest potrzebna rozwinięta umiejętność myślenia), zabiera samochód z ulicy oraz kumpla z pracy i jedzie wykonać zadanie. Po drodze jednak okazuje się, że w bagażniku tego znalezionego na ulicy samochodu siedzi ogromna mucha. A skoro ona tam jest, to walizka już się nie zmieści i początkowo proste zadanie się komplikuje. Kumpel Manu, Jean-Gab (David Marsais) wpada wtedy na genialny pomysł – po co rozmieniać się na drobne i pracować dla kogoś, skoro można wytresować muchę i dzięki niej zarobić kupę forsy. Dopiero od tego momentu zaczyna się robić naprawdę dziwnie i naprawdę śmiesznie.

Mandibules

kadr z filmu Mandibules

Quentin Dupieux nie należy do tych reżyserów, którzy opowiadają najlepszy żart w pierwszej części filmu, a potem do końca jadą na jego ciągłym powtarzaniu. Francuz ma w głowie całe mnóstwo pomysłów i udowadnia to w każdym kolejnym filmie. Są one podobne w formie – niespieszne i oparte na takim samym typie absurdalnego humoru, gdzie na ekranie dzieją się niesamowicie bezsensowne rzeczy, a bohaterowie przyjmują to z pełną powagą. Dupieux nakłada tę formę na różne historie i do absurdalnej komedii dodaje elementy z różnych gatunków. Mandibules to film kumpelski, skupiony na relacji Manu i Jean-Gaba w sytuacji, w której wspólnie opiekują się przygarniętym zwierzaczkiem. To, że zwierzaczek to ogromna mucha, ma tutaj drugorzędne znaczenie. Manu i Jean-Gab od pierwszych scen wzbudzają sympatię widzów, choć ich działania są co najmniej wątpliwe moralnie, a umysły niezbyt lotne. Dupieux prostymi środkami dostarcza nam wszystkich potrzebnych informacji o ich sytuacji życiowej, byśmy sympatyzowali. Panowie mają ze sobą świetną ekranową relację – wystarczy jedno spojrzenie, jeden gest (byczek!) i wiemy, że to prawdziwi przyjaciele.

Zobacz również: Najlepsze prezenty na Święta! Polecamy co kupić pod choinkę w 2021 roku!

Mandibules jest bardzo przyjemny w warstwie wizualnej. Składają się na nią jasne światło, lokacje skąpane w słońcu, kolorowe koszule bohaterów, ten jeden rower w kształcie jednorożca i niewinny wygląd samej muchy. W połączeniu z fabułą o dwóch kumplach trenujących zwierzaka, w której to fabule nie ma prawa zadziać się nic naprawdę złego, wychodzi naprawdę bardzo miły film. Nie chcę zdradzać zbyt wiele z jego bardziej absurdalnej strony, bo jeszcze spalę żarty i popsuję seans.

Najnowszy film Quentina Dupieux to opowieść o przyjaźni i zgrywa z opowieści o przyjaźni. Jest absurdalny, szalenie zabawny i dziwny. Na każdym kroku i w każdej scenie może wywoływać silną reakcję „co ja właściwie oglądam”. Radzę z tym nie walczyć.

Mandibules można obejrzeć online do 19 grudnia w ramach Splat!FilmFest na stronie internetowej festiwalu. Filmu szukajcie oczywiście w sekcji WTF.

Wykształciła się, żeby pisać o filmach, więc to robi. Gdyby mogła, nie wychodziłaby z sali kinowej. Ogląda filmy we wszystkich gatunkach, ale najbardziej lubi czarne komedie, animacje i rzeczy tak absurdalne, że nie wiadomo, czym są.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?