Mandibules – recenzja filmu Quentina Dupieux | Splat!FilmFest online

Monika Sterkowiec, 15 grudnia 2021

Quentina Dupieux przedstawiam zwykle jako „tego reżysera od Morderczej opony”, bo niewątpliwie jest to jego najbardziej znany film, choć wcale nie najlepszy. Ale tak, Quentin Dupieux nakręcił film o oponie wybuchającej ludziom głowy, a potem kilka innych, równie absurdalnych i rozbrajająco śmiesznych, biorących garściami z przeróżnych gatunków. Oto recenzja jego najnowszej produkcji, Mandibules, którą oglądałam w ramach Splat!FilmFest online.

Manu (Grégoire Ludig) miał jedno zadanie. Odebrać walizkę, wsadzić ją do bagażnika i przewieźć z punktu A do punktu B. Nie zadawać żadnych pytań. Prosta robota, proste pieniądze. Manu pytań nie zadaje (głównie dlatego, że do tego jest potrzebna rozwinięta umiejętność myślenia), zabiera samochód z ulicy oraz kumpla z pracy i jedzie wykonać zadanie. Po drodze jednak okazuje się, że w bagażniku tego znalezionego na ulicy samochodu siedzi ogromna mucha. A skoro ona tam jest, to walizka już się nie zmieści i początkowo proste zadanie się komplikuje. Kumpel Manu, Jean-Gab (David Marsais) wpada wtedy na genialny pomysł – po co rozmieniać się na drobne i pracować dla kogoś, skoro można wytresować muchę i dzięki niej zarobić kupę forsy. Dopiero od tego momentu zaczyna się robić naprawdę dziwnie i naprawdę śmiesznie.

Mandibules

kadr z filmu Mandibules

Quentin Dupieux nie należy do tych reżyserów, którzy opowiadają najlepszy żart w pierwszej części filmu, a potem do końca jadą na jego ciągłym powtarzaniu. Francuz ma w głowie całe mnóstwo pomysłów i udowadnia to w każdym kolejnym filmie. Są one podobne w formie – niespieszne i oparte na takim samym typie absurdalnego humoru, gdzie na ekranie dzieją się niesamowicie bezsensowne rzeczy, a bohaterowie przyjmują to z pełną powagą. Dupieux nakłada tę formę na różne historie i do absurdalnej komedii dodaje elementy z różnych gatunków. Mandibules to film kumpelski, skupiony na relacji Manu i Jean-Gaba w sytuacji, w której wspólnie opiekują się przygarniętym zwierzaczkiem. To, że zwierzaczek to ogromna mucha, ma tutaj drugorzędne znaczenie. Manu i Jean-Gab od pierwszych scen wzbudzają sympatię widzów, choć ich działania są co najmniej wątpliwe moralnie, a umysły niezbyt lotne. Dupieux prostymi środkami dostarcza nam wszystkich potrzebnych informacji o ich sytuacji życiowej, byśmy sympatyzowali. Panowie mają ze sobą świetną ekranową relację – wystarczy jedno spojrzenie, jeden gest (byczek!) i wiemy, że to prawdziwi przyjaciele.

Zobacz również: Najlepsze prezenty na Święta! Polecamy co kupić pod choinkę w 2021 roku!

Mandibules jest bardzo przyjemny w warstwie wizualnej. Składają się na nią jasne światło, lokacje skąpane w słońcu, kolorowe koszule bohaterów, ten jeden rower w kształcie jednorożca i niewinny wygląd samej muchy. W połączeniu z fabułą o dwóch kumplach trenujących zwierzaka, w której to fabule nie ma prawa zadziać się nic naprawdę złego, wychodzi naprawdę bardzo miły film. Nie chcę zdradzać zbyt wiele z jego bardziej absurdalnej strony, bo jeszcze spalę żarty i popsuję seans.

Najnowszy film Quentina Dupieux to opowieść o przyjaźni i zgrywa z opowieści o przyjaźni. Jest absurdalny, szalenie zabawny i dziwny. Na każdym kroku i w każdej scenie może wywoływać silną reakcję „co ja właściwie oglądam”. Radzę z tym nie walczyć.

Mandibules można obejrzeć online do 19 grudnia w ramach Splat!FilmFest na stronie internetowej festiwalu. Filmu szukajcie oczywiście w sekcji WTF.

Monika Sterkowiec
Monika Sterkowiec

Wykształciła się, żeby pisać o filmach, więc to robi. Gdyby mogła, nie wychodziłaby z sali kinowej. Ogląda filmy we wszystkich gatunkach, ale najbardziej lubi czarne komedie, animacje i rzeczy tak absurdalne, że nie wiadomo, czym są.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *