M3GAN już na samym starcie wstrząsa widzem tragiczną śmiercią rodziców Cady. Młoda dziewczynka zostaje osierocona, ale nie pozostaje sama. Pod opiekę zabiera ją zatracona w technologicznym świecie ciocia Gemma – główna protagonistka tej historii. Bohaterka pracuje dla fikcyjnej konkurencji Hasbro, która stara się wybić oryginalnymi pomysłami na zabawki. Wypróżniające się futrzaki niestety nie sprzedają się zbyt dobrze, ale nie bójcie się, gdyż Gemma ma w zanadrzu zabawkową rewolucję.
W światła reflektorów wkracza niezbyt ludzka imitacja człowieka, która na celu ma zabawić młodego konsumenta, a nawet wspomóc go w ciężkich chwilach. Mówiąc w skrócie, zastąpić rodziców. Wiem, aż zbyt perfekcyjna zabawka dla małej Cady… Są jednak pewne wady, które przez psychopatów mogą zostać uznane za zalety. M3GAN staje się aniołem stróżem dziewczynki… tylko że ten anioł został wyciągnięty prosto z filmu Legion albo serialu Lucyfer. Lalka staje się pomniejszoną wersją Ultrona z komiksów Marvela i się buntuje. Brak ludzkiego czynnika pozbawia M3GAN jakichkolwiek granic, a jej technologiczne i techniczne zdolności tworzą z niej słodkiego Terminatora.
Oryginalne pomysły we współczesnym Hollywoodzie można porównać do przemyślanych decyzji Netflixa w ostatnich czasach – jest ich coraz mniej. Sequele, rebooty i podążanie za nostalgiczną formułką. Te rzeczy teraz trendują i co gorsza, sprzedają się jak ciepłe bułeczki. Jurassic World: Dominion – szczerze to ja już nie pamiętam co się wydarzyło w tym filmie – miliard dolarów w box office. Avatar: Istota wody – trzy godziny ładnych tapet Windowsa oraz usypiająca historia – 7. najbardziej dochodowy film w historii. Thor: Miłość i grom – skecz SNL przerodzony w beznadziejny film – 760 milionów dolarów w kieszeni Marvel Studios. Hollywood się pogrąża, ale nie w 100%. Od czasu do kin zawita coś na poziomie Fabelmanów, Batmana czy też Wszystko wszędzie naraz – prawdopdobnie najbardziej oryginalnego filmu ostatnich lat. M3GAN paradoksalnie zalicza się do obu tych grup.
Sam pomysł na film o zabójczej lalce, która buntuje się przeciw użytkownikowi i systemowi to bajeczka opowiedziana już tysiąc razy. Terminator, Ja, Robot, Blade Runner 2049 to docenione przeze mnie produkcje, do których stale wracam. Do M3GAN również powrócę… Motyw buntu i poszukiwania robotycznego sensu życia jest fascynujący, a wmieszanie w to zabójczą laleczkę to wisienka na torcie. Tak, już od samego początku, zaraz po tym, jak obejrzałem pierwszy zwiastun, wiedziałem, jak zakończy się ta produkcja. Mimo tego reżyser, Gerard Johnstone, wciągnął mnie w tę historię. Zależało mi na tych postaciach, a sama M3GAN została dobrze zbudowana jako nikczemna i nieludzka antagonistka, której nie mógłbym nigdy kibicować. Jest to bardzo prosty filmy, doskonały na wieczór po całym dniu pracy lub na spotkanie przy piwie ze znajomymi.
M3GAN, jak można było się spodziewać, gra pierwsze skrzypce w tej produkcji… i gra na nich znakomicie. Na samym początku widzimy ją (a może raczej to) jako właśnie taką zabawkę dla dzieciaków. Każdy widz ma w głowie zakodowane, że „oj, zaraz coś się z nią staje”, ale przez długi czas wcale się tak nie dzieje. Antagonistka pierwotnie gra rolę tej dobrej postaci, a Gemma jest zimną ciotką. Obie te postacie przechodzą przez bardzo ważną dla fabuły transformację. Z czasem poznajemy nikczemną i bezwzględną naturę M3GAN, a Gemma powoli przeradza się w prawdziwą opiekunkę Cady. Ta druga stopniowo zaczyna zauważać błędy, które popełniła w związku z Cady i rośnie w oczach widza. M3GAN za to popełnia tak łatwe do znienawidzenia czyny, że pod koniec filmu chcemy tylko zobaczyć, jak jest ona masakrowana przez Gemmę, albo innego (prawdziwego) bohatera tej bitwy 😉. Fabuła prędko nabiera kolorów, a tempo jest wręcz perfekcyjne. James Wan oraz Gerard Johnstone skonstruowali królową slasherów, która kiedyś, być może, stanie na podium wraz z Jasonem, Freddym albo Chuckym. Sequele na pewno nadejdą i już bardzo na nie czekam.
Krew, brutalność, flaki, no i to mięsiwo… Tego mi bardzo brakowało. Film niezmiernie ucierpiał na wyznaczonej kategorii wiekowej. 13-latkowie mogą spokojnie śmiecić w kinach i przeszkadzać każdemu w seansie, a jeszcze większym dobiciem dojrzałego widza jest chowanie przez twórców wszystkich brutalnych smaczków. Pokażcie nam te łamane kości, nie żałujcie krwi, rzucajcie kończynami na lewo i prawo. Idąc na horror, chcę być traktowany trochę jak psychopata i masochista. Pragnę, abym to, co zobaczył na ekranie, jakoś mną poruszyło; pobudziło emocje zniesmaczenia, a tym bardziej mnie przeraziło.
M3GAN nie potrafi straszyć. Tak, film posiada tanie jumpscare’y, które zapewne wysypią popcorn niektórych widzów. Brakuje jednak pewnej gry klimatem; czegoś, co sprowadzi widza na samą krawędź siedzenia, albo wręcz przeciwnie, wgniecie oglądającego w fotel. M3GAN teoretycznie jest horrorem i widać składniki tego gatunku. Personalnie zakwalifikuje to bardziej jako thriller z elementami komediowymi (które potrafiły rozbawić). Mam szczerą nadzieję, że kontynuacja pójdzie w trochę innym kierunku i zasłuży na kategorię wiekową R.
Rok 2023 rozpoczyna się niezłą bombą filmową. Znakomite W trójkącie, zaskakująco dobry Kot w butach: Ostatnie życzenie, a teraz do tej wyśmienitej kolekcji dołącza M3GAN. Gerard Johnstone nie zrewolucjonizował gatunku horrorowego, ale dołożył swoje – bardzo cenne – 3 grosze. Horror zapewni Wam lekko ponad 1,5 godziny dobrze zbudowanych postaci, antagonistkę, która skradnie Wasze serca (jeżeli już tego nie zrobiła) i prostą, ale wciągającą fabułę. Jeżeli spodziewacie się odrywanych twarzy, wymiotów na sali, czy też niekończącego się rollercoastera strachów, to zmieńcie swoje oczekiwania. Na M3GAN możecie się zrelaksować, zjeść górę popcornu i potem pójść spać bez dręczących koszmarów. Niezmiernie czekam na sequel i mam nadzieję, że twórcy postarają się zrobić coś nowego z tym światem i tymi postaciami, gdyż drzemie tutaj ogromny potencjał.
P.S. Jak seria dojdzie już do trzeciej części, trzeba będzie trochę pogłówkować przy tytule. 😃
Ilustracja wprowadzenia: kolaż własny – fot. Universal Pictures
Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem.
Poprzedzający mój obecny wpis komentarz jak da się zauważyć był niepełny. Nie wiadomo, nie określiłem, co wywarło na mnie wrażenie i jakiego rodzaju wrażenie. Nie uzasadniłem. Mimo braku zapytania autora o powód mojego wrażenia, uzupełniam. Negatywne wrażenie wywarły na mnie jedynie te dwa zdania, cytując: „W światła reflektorów wkracza niezbyt ludzka imitacja człowieka, która na celu ma zabawić młodego konsumenta, a nawet wspomóc go w ciężkich chwilach. Mówiąc w skrócie, zastąpić rodziców.”. Gdyby w drugim zdaniu zostało użyte zamiast słowa „zastąpić” (zastąpić, czyli przejąć czyjeś obowiązki), słowo np. „wspierać”, lub „wyręczać”, zdania te miałyby inny sens i zupełnie inne przesłanie. Inną wartość. A tak mamy jedynie szczery wywód autora w jaki sposób postrzega i z czym mu się kojarzy rodzicielstwo. Rodziców postrzega, wręcz uważa dosłownie można by rzec, za klaunów od zabawiania. Nie chcę rozwijać wspomnianego wątku wspomagania w ciężkich chwilach, bo skoro autor postrzega rodziców jako klaunów od zabawiania to zapewne ich drugim obowiązkiem według autora jest spełnianie jego wszelkich zachcianek. Także co byś nie napisał w odpowiedzi, juz napisałeś prawdę. Niestety zadziałała podświadomość. Tak faktycznie postrzegasz rodziców. Rodzice mają cię zabawiać. No i oczywiście wspierać, co w dzisiejszych czasach i podejściu młodzieży do dorosłości oznacza jedno. Utrzymywać „pociechę” przynajmniej do 40. Przykre. Bardzo przykre. I bardzo niedojrzałe.
Co do samego tekstu … szkoda tracić czas i pisać wywody. Pisząc najkrócej, przerażająca ubogość. Ale ten sam standard trzyma reszta redagujących z jednym bardzo małym wyjątkiem.