Skandynawski tytuł zaczyna się dość zwyczajnie, naświetlając pewne małżeństwo opiekujące się własnym stadkiem owiec. Ich życie zmienia się zupełnie, gdy w ich ręce dostaje się pewien nietypowy noworodek. Ostatecznie prowadzi to do wielu niefortunnych następstw, krzyżujących idylliczne plany mężczyzny i kobiety.
W zasadzie trudno jest opisać dokładnie historię w Lamb – a uczynienie tego byłoby wręcz ze szkodą dla seansu, biorąc pod uwagę jego specyfikę. Motywy fantastyczne i pogańska symbolika nadają całości niepokojącego tonu – mamy tutaj pewne pokrewieństwa z klimatów chociażby Midsommar Ariego Astera. W równie tajemniczy, choć, przyznać trzeba, niepodany w sposób aż tak wyszukany i oryginalny. Warto też zwrócić wagę na przestrzeń w filmie, wyludnienie okolicznych terenów. Nawet jak na islandzkie ziemie, to wszystko jest aż nazbyt obce, wyabstrahowane – niczym w jakimś ponadnaturalnej, magicznej krainie albo na postapokaliptycznych pustkowiach. To nadaje niepowtarzalnego nastroju współczesnej baśni, osadzonej gdzieś w świecie pomiędzy. Całość wieńczy świetnie dobrana obsada, na czele z Noomi Rapace. Jóhannsson udanie wykorzystał jej warsztatowe ograniczenia, by utkać jeszcze szczelniejszą aurę tajemniczości.
Niestety, ale Lamb mocno też przedkłada formę nad treść. Szczególnie w drugiej połowie filmu – z zakończeniem na czele – możemy dostrzec to w największym stopniu. Głównie dlatego, że zawęża sposób jego odbioru, w co najmniej dużym stopniu zawężając go do prostego przeciwstawienia cywilizacji naturze, która niebłaganie domaga się zwrot tego, co należy do niej. To, co choćby we wspomnianej Czarownicy stanowiło niejednoznaczną podróż po ludzkich obawach połączonych z lokalnymi, kulturalnymi tropami, u Jóhannssona zostało w dużym stopniu spłycone. A szkoda, bo moglibyśmy uzyskać dzieło co najmniej bezpośrednio konkurujące z popisami Eggersa czy Astera.
W dalszym ciągu jednak mamy do czynienie z więcej niż porządnym reżyserskim debiutem. Można mieć wiele uwag do Lamb, jednak nie można mu odmówić artystycznego zacięcia i pewnej nietypowej, nieomal mistycznej magii, sprawiającej, że trudno zostać w stosunku do tego filmu obojętnym.