kokainowy miś
kokainowy miś

Kokainowy miś – recenzja filmu. Absurd goni absurd… coś pięknego

Oscary 2023 są tuż za rogiem, więc zapewne większość z Was nadrabia teraz zaległości. W kinach oraz na platformach streamingowych znajdziecie wiele wybitnych produkcji, które poruszyły większość snobów tego świata. Mam na myśli takie tytuły jak Na zachodzie bez zmian, Wieloryb, Tar oraz polskie IO. Natomiast od czasu do czasu trzeba sobie odpocząć od „ambitnego kina” i się trochę rozerwać. Oczywiście mam na myśli kokainę głupkowaty, pozbawiony głębszego przesłania i prosty seans filmowy. Z taką propozycją przybywa Elizabeth Banks, reżyserka najnowszego filmu Universal Pictures – Kokainowy miś.

O czym może być Kokainowy miś? Jeżeli jeszcze nie zapoznaliście się z tym tytułem (nawet w formie zwiastuna lub opisu) to pomyślcie przez chwilę, o czym może być oceniany przeze mnie film? Odpowiedź jest tylko jedna – pewien miś pożarł tony kokainy i wyruszył na ludzką rzeź. Co ciekawe nie są to bujdy na resorach, wykreowane przez umysł Elizabeth Banks… przynajmniej nie w całości.

Mała lekcja historii

W 1985 roku niejaki Andrew C. Thornton II wyrzucił na teren stanu Tennessee około 40 plastikowych paczek z kokainą. Większość białego proszku wylądowała w pobliskim lesie, w związku z czym zainteresowały się nim przebywające tam zwierzęta… a raczej jedno, bardzo duże zwierzę. Nasz tytułowy misio postanowił skosztować dania z niebios, a to doprowadziło do dość szybkiej śmierci. Dr Kenneth Alonso potwierdził, że niedźwiedź był „napakowany po brzegi” kokainą. Po tym incydencie miś otrzymał kilka nowych przydomków – kokainowy miś, Pablo Escobear oraz Cokey the Bear. Ciało niedźwiedzia zostało wypchane i wyeksponowane w centrum handlowym w Kentucky. Wszystkie informacje wziąłem z Wikipedii 😉.

Kokainowy miś, Universal Pictures

Kokainowy miś, Universal Pictures

Powróćmy jednak do filmowego misiaka, gdyż jego historia jest dłuższa, a przede wszystkim dużo bardziej ekscytująca. Nowym celem niedźwiedzia stają się kolejne paczki z kokainą, w związku z czym, stworzenie zbacza z mięsożernej ścieżki. Nie oznacza to jednak, że film nie jest pełen ludzkich ofiar. Na ekranie widzimy wiele pomysłowych zabójstw, które wcale nie są bezmyślnie rzucane na lewo i prawo. Wspominając jednak o ludzkich postaciach, muszę przyznać, że dobór postaci jest doskonały. Przedstawiony wachlarz bohaterów jest zaskakująco różnorodny i nie mam na myśli koloru skóry. Chodzi raczej o główne cechy, motywy przewodnie oraz powiązania z całym tym absurdem. Każda postać jest bardzo wyrazista i nie ma chyba dwóch takich samych bohaterów, dzięki czemu bezproblemowo i płynnie przełączamy się pomiędzy różnymi wątkami.

Sama obsada również nie zawodzi i cieszy oko. W jej skład wchodzą: Keri Russell, O’Shea Jackson Jr., Christian Convery, Brooklynn Prince, Isiah Whitlock Jr., Margo Martindale oraz gwiazda uniwersum Star Wars – Alden Ehrenreich. Mniejszą rolę odgrywa również Ś.P. Ray Liotta. Kokainowy miś jest ostatnim filmem aktora znanego za takie hity jak Chłopcy z ferajny, Blow oraz Cop Land.

Zobacz również: Creed III – recenzja filmu! Reklama dźwignią sportu

Uwaga snoby filmowe, Kokainowy miś nie jest kinem artystycznym

Powiedzieć, że ten film jest głupi, to jak stwierdzić, że świnie nie latają. Sam tytuł od razu wskazuje, że widzów czeka przejażdżka po jednej z najbardziej głupkowatych historii ostatnich lat. Czym się to jednak różni od współczesnych filmach o superbohaterach?

Moim zdaniem niczym, oprócz tego, że Elizabeth Banks ma większe jaja, niż niektórzy reżyserzy z Marvel Studios. Od kilkudziesięciu lat oglądamy, jak ludzie w lateksowych strojach biegają po dachach i zwalczają latające głowy, rozgwiazdy z kosmosu oraz planetę z ludzką facjatą. Na papierze brzmi to, jak jeszcze większy absurd niż miś wciągający kokainę. Dlaczego więc z takim zadziwieniem nastawiamy się do Kokainowego misia? Moim zdaniem, chodzi o podejście do tego typu historii. Elizabeth Banks była bardzo świadoma tego, co tworzy; wiedziała, że ludzie zobaczą w tym tylko głupkowatość i zero potencjału na coś poważnego. Oczywiście można z tego zrobić totalny horror, a misia wykreować na czającego się stwora rodem z Martwego zła, ale wyszedłby z tego kolejny horror w lesie. Czy ktoś tego chce? Chyba nie.

W zamian otrzymaliśmy przezabawne widowisko, które chwieje się na granicy parodii i powagi. Najprędzej porównałbym to do superbohaterskich dzieł Jamesa Gunn (The Suicide Squad, Strażnicy Galaktyki). Do takich tematów nie da się podejść na poważnie i trzeba poddać je komediowej przeróbce. Ważne jest jednak wyczucie tej komedii, aby nie wciskać jej na siłę (patrzę na ciebie Taika Waititi), tylko wiedzieć, kiedy odpuścić i dać widzowi pomyśleć. Kluczowym wyjściem w takiej sytuacji jest traktowanie widza jako osobę myślącą, a nie idiotę. Elizabeth Banks wykazała się takim wyczuciem i szacunkiem do ludzkiego umysłu, dzięki czemu Kokainowy miś jest perfekcyjnie wyważonym widowiskiem.

kokainowy miś

Kokainowy miś, Universal Pictures

Inspiracje innym szaleństwem

Kokainowy miś doskonale przechodzi z komedii na mroczniejsze motywy. Elizabeth Banks w wywiadzie z EW wyznała, że dużą inspiracją dla niej była seria Martwe zło w reżyserii Sama Raimiego. Kiedy to usłyszałem, wiedziałem już, że wyjdę z tego seansu zadowolony. Martwe zło całkiem niedawno stało się moją ulubioną franczyzą horrorową. W ciągu zaledwie kilku dni zeżarłem cały kontent poświęcony Ashowi i zakochałem się w demonicznym szaleństwie. Powracając jednak do kreacji Banks, wyszło to wspaniale. Główni bohaterowie stopniowo zanurzają się w kokainowym chaosie, a ucieczka staje się coraz to bardziej niemożliwa. Nie mamy tutaj typa z piłą mechaniczną zamiast ręki, ale w zamian otrzymujemy wiele innych frapujących wariactw. Dodatkowo, poziom szaleństwa oraz adrenaliny stale wzrasta dzięki grze całej obsady, a przede wszystkim Aldena Ehrenreicha.

Młody Han Solo chyba najbardziej pogrążył się w obłędzie. Dzięki temu to on stał się najbardziej wyrazistym bohaterem tego widowiska… no może oprócz głównego misia. Myślę, że w nieuniknionym sequelu poziom wariactw i jednocześnie absurdu powinien zostać lekko podniesiony, tak jak było to w Martwym złu. Pierwsza część, co prawda, była trochę wariacka, ale w porównaniu do pokręconej kontynuacji, jest to tylko bajeczka dla dzieci. Podsumowując, Elizabeth Banks mogłaby wprowadzić postać pokroju Asha Williamsa.

Zobacz również: Evil Dead Rise przeraża na pierwszym zwiastunie! Martwe zło wychodzi na jaw

kokainowy miś

Kokainowy miś, Universal Pictures

Disney powinno robić notatki

Godne uwagi są również efekty specjalne, gdyż praktycznie każda scena z misiem wyglądała zjawiskowo. Fotorealistyczny wciągacz kokainy przez większość seansu nie odstawała od reszty postaci. Porównując do filmów Marvela (a tym bardziej seriali) – w których często widzimy nienaturalne, dziwnie szare i nieintencjonalnie wyróżniające się figury – wykonano tutaj porządną robotę i zadbano o to, aby widzowie skupili się na fabule, akcji czy postaciach, a nie na efektach rodem z gier na konsole PS3. Co więcej, tytułowy bohater nie posiada tylko jednego wyrazu twarzy i rzeczywiście widać jakieś emocje. Wściekłość, zaskoczenie, zdezorientowanie, zaintrygowanie – to wszystko ujrzymy na dobrze zanimowanej mordce. Konkludując, twórcy – a raczej ludzie od efektów specjalnych – pokazali, że ludzkie emocje można przedstawić na dzikich zwierzętach i widzowie wcale nie uznają to za anormalne. Disney powinien uczyć się od konkurencji…

cocaine bear kokainowy niedźwiedź

Kadr z zapowiedzi filmu Kokainowy miś, Universal Pictures

Poproszę więcej takich głupstw

Podsumowując całe to szaleństwo – Kokainowy miś to kompletna jazda bez trzymanki, pasów i jakichkolwiek innych zabezpieczeń. Tak jak na rollercoasterze, na początku budowane jest napięcie i niepewność co do drogi przed nami, a wszystko porusza się bardzo powoli. To jednak się zmienia, gdy już dotrzemy na sam szczyt kolejki i oddamy się w ręce stalowej konstrukcji. Elizabeth Banks stworzyła stuprocentowy odmóżdżacz i podniosła go do kwadratu. Reasumując po raz kolejny, film jest cholernie głupi i nie ma sensu zagłębiać się w scenariusz. Jest on płytki jak basen bez wody, a postacie potrafią być lekko przerysowane – kwintesencja Stanów Zjednoczonych i panujących tam norm. Personalnie bawiłem się doskonale i chętnie obejrzę kontynuację, spin-off czy cokolwiek innego z rąk Elizabeth Banks.

P.S. Po zakończeniu filmu czekają Was dwie dodatkowe sceny 😉.


Ilustracja wprowadzenia: kadr z filmu Kokainowy miś

Redaktor współprowadzący działu Newsy

Wieloletni pasjonat filmów, zapalony gracz konsolowy, wielki fan komiksów i miłośnik seriali.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?