Jak pies z kotem – recenzja filmu Janusza Kondratiuka!

Gdyby nie trwające do dziś i ani myślące ucichnąć zamieszanie związane z Klerem, Jak pies z kotem byłoby po festiwalu w Gdyni wspominane dużo częściej. Jeśli chodzi o nagrodę dziennikarzy, film był tym drugim (choć kilometry za pierwszym), a główna gala przyniosła produkcji dwie absolutnie zasłużone nagrody aktorskie. Już tego piątku film Kondratiuka wejdzie do kin i będzie próbował obraz Smarzowskiego kontratakować już w szerokiej dystrybucji. Mam nadzieję, że będzie szeroka grupa odbiorców, która się nim zainteresuje. Jest to bowiem kolejny w tym roku naprawdę udany polski dramat.

Zobacz również: 7 uczuć – recenzja filmu Marka Koterskiego z festiwalu w Gdyni!

W odniesieniu do niektórych dzieł filmowych mówi się, iż to bardzo osobiste obrazy swoich twórców. Janusz Kondratiuk na każde takie określenie może się od teraz uśmiechnąć i powiedzieć: That’s cute. Podstawą scenariusza Jak pies z kotem jest bowiem jego relacja z bratem, zmarłym ponad dwa lata temu reżyserem Andrzejem Kondratiukiem. Twórca nie chce nawet zmieniać imion swoich bohaterów. Jego przed kamerą gra Robert Więckiewicz, jego brata Olgierd Łukaszewicz, a ich kobiety Aleksandra Konieczna i Bożena Stachura. Nie byłoby o tej relacji nic więcej do powiedzenia, poza przytoczeniem tytułu filmu, gdyby nie fakt, że Andrzeja dopada bardzo ciężka choroba. Pierwszy numer, jaki wykręcają lekarze, to numer jego brata.

fot. kadr z filmu Jak pies z kotem / Akson dystrybucja

 

Brzmi jak dość typowy film obyczajowy i byłoby tak, gdyby nie dwie kwestie mocno go wyróżniające. Pierwszą jest właśnie wspomniana osobistość. Fakt, że większość tych wydarzeń jest prawdopodobnie przełożona 1:1 i w dodatku przez reżysera, który sam to przeżywał, daje duże pole manewru. Kondratiuk doskonale wie, co budowało jego relację z bratem, które aspekty ma uwypuklić, a które lepiej przemilczeć. Jak pies z kotem najlepiej działa wtedy, gdy do dramatu rodziny podchodzi z dystansem, a dystans ten zrodził się prawdopodobnie wtedy, gdy Janusz Kondratiuk na chłodno, kilka lat po wydarzeniach, spisywał je w scenariuszu. Widać, że bardzo szczery to film.

Zobacz również: Wdowy – przedpremierowa recenzja z Londyńskiego Festiwalu Filmowego

Druga kwestia to aspekt, o którym już pisałem, a który został już odpowiednio doceniony na gdyńskim festiwalu, występy aktorskie. Te są absolutnie kapitalne i to w każdym możliwym przypadku. Fantastyczny jest wzbudzający empatię widza Olgierd Łukaszewicz, grający Andrzeja Kondratiuka. Legendarny Albert Starski pokazał tutaj ogromne zrozumienie swej postaci. Nigdy nie popada w przesadę, choć w tym przypadku zupełnie o to nietrudno. Szczególnie kapitalne są sceny, gdy właściwie pogodzony już ze swoim losem Andrzej próbuje się rozluźnić i czerpać z życia to, co jeszcze może. Tęskniliśmy za takim aktorstwem w wykonaniu pana Olgierda.

fot. kadr z filmu Jak pies z kotem / Akson dystrybucja

Pochwalić należy także całą resztę głównej obsady, bo oni również wypadają świetnie. Do bólu przerysowana Aleksandra Konieczna oraz przykryci trochę mniej głównymi bohaterami główni bohaterowie w osobie Bożeny Stachury i Roberta Więckiewicza. Nikt tutaj nie chce wyjść przed szereg, wszyscy mają szacunek do swoich pierwowzorów. To film, który spokojnie można pokazywać wszystkim malkontentom, narzekającym na aktorstwo w rodzimych produkcjach.

Zobacz również: Kler przekroczył granicę 3 milionów widzów w dwa tygodnie od premiery!

Jak pies z kotem działa jako osobista historia, jednak trochę gorzej idzie mu to stricte jako film. Wątek finansowy Igi prosi się o przedłużenie, mało miejsca daje się też dzieciom bohaterów, również wyrastającym w pewnym momencie wysoko. W dodatku rażą też z ekranu różnice wieku. Olgierd Łukaszewicz jest zdecydowanie najstarszy spośród głównej obsady, a różnice wieku są dużo większe niż były w rzeczywistości. Nie przeszkadzałoby to może aż tak, gdyby nie zalety tego filmu i wspomniany fakt, że najlepiej działa na szczerości. Wydarzenie niby sprzed kilku lat, a aktorzy jacyś tacy młodzi.

fot. kadr z filmu Jak pies z kotem / Akson dystrybucja

Nie zmieni to faktu, że dostajemy kolejny dobry rodzimy tytuł. Jak pies z kotem zrobiony z klasą komediodramat. Kondratiuk czuje temat (choć w sumie trudno aby nie czuł), a wszystkie aspekty osobiste, jakie ma ten film, rozłożył odpowiednio. Dlatego też jego produkcja oczarowała dziennikarzy i jury festiwalu w Gdyni. A w przyszłości oczaruje jeszcze nie jedną osobę.

Redaktor prowadzący działu recenzji filmowych

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina.

Kontakt pod [email protected]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?