Film bazuje na prawdziwej historii Pam Bales, która w roku 2010, w trakcie samotnej wędrówki w kierunku Góry Waszyngtona, natknęła się na zagubionego, umierającego w burzy śnieżnej mężczyznę. Zdeterminowana kobieta decyduje się wbrew wszelkim przeciwnościom go ocalić, ryzykując tym samym własnym życiem.
Swojego rodzaju motorem napędowym filmu Szumowskiej jest pozostawienie widzów bez w zasadzie żadnego głębszego backgroundu głównej postaci aż do samej końcówki, gdzie poprzez flashbacki (pojawiające się już wcześniej, ale bez wyjaśnień) i dialogi otrzymujemy odpowiedni kontekst. Ot, była pielęgniarka, która z jakiegoś powodu wybrała bardziej samotniczy tryb życia, niespodziewanie napotkała nieznajomego nieszczęśnika. Sam motyw spotkania, połączony z poczuciem osamotnienia w białej dziczy, jest kluczowy dla wydźwięku Infnite Storm. Niech nie zmyli nikogo tematyka czystego przetrwania w ekstremalnych warunkach, bo to jedynie klimatyczna fasada. Szumowska stworzyła produkcję o stracie, tym jak sobie z nią radzić, wreszcie o nadziei, której warto trzymać się nawet w najbardziej kryzysowych sytuacjach. Co znamienne, brakuje choćby publicystycznego zacięcia, tak typowego dla jej filmów.
Zasadniczo cały ten projekt ma dwójkę postaci – cała reszta obsady to zaledwie tło, gadające głowy potrzebne do stworzenia odpowiednio wiarygodnej scenerii. Naomi Watts dźwiga na swoich barkach większość filmu, tworząc charyzmatyczną postać ukrywającą swoje demony, Billy Howle zaś wiarygodnie wypada jako wycieńczony, załamany fizycznie i psychicznie nieznajomy, który niezwykle opornie przyjmuje zaoferowaną bezinteresownie pomoc. Ich historia potrafi wciągnąć, choć trudno znaleźć w niej jakieś survivalowe napięcie, a gdy opary tajemnicy zostają usunięte, można poczuć pewien niedosyt. Na szczęście na pomoc ruszają nieocenieni sojusznicy Infinite Storm w postaci znakomitych zdjęć Michała Englerta tudzież nastrojowej ścieżki dźwiękowej.
Na pewno nie mogę powiedzieć, że obejrzałem najlepszy film Małgorzaty Szumowskiej. Infinite Storm jest bez wątpienia obrazem intrygującym, acz jego treść czy przesłanie nie skłonią raczej do głębszych refleksji. Niemniej jednak debiut w hollywoodzkim stylu można uznać za udany. Zapraszamy do kin!