How It Ends – recenzja filmu Netflixa z Forestem Whitakerem!

Nie ma szczęścia Netflix do oryginalnych filmów, oj nie ma. Niby budżety coraz większe, niby nazwiska coraz sławniejsze, a produkcje dalej co najwyżej średnie. Ta najnowsza, How It Ends, może się pochwalić Forestem Whitakerem. I w sumie to niczym więcej.

Zobacz również: Szklana pułapka wersji The Rocka! Recenzja filmu Drapacz chmur!

Poznajemy zakochaną parę, która spodziewa się dziecka. Ona wyjeżdża, a w tym czasie on ma poprosić jej ojca o jej rękę. Nie do końca się dogadują, jednak już zaraz muszą stanąć ramię w ramię w obliczu katastrofy. A dalej to już sami wiecie.

fot. Netflix

Trudno jest napisać o How It Ends cokolwiek więcej. Niby to klasyczna opowieść o wędrówce dwóch samców, podczas której muszą działać razem w imię wyższego dobra, ale zrobiona tak bardzo bez polotu i pomysłu, że to aż boli. Goście jadą, zatrzymują się, napotykają kolejną przeszkodę, pokonują ją, jadą dalej. I tak znowu, do znudzenia. Tylko niestety to się nudzi już po pierwszym razie. Nasi bohaterowie sprawiają wrażenie niezniszczalnych, a wszystko, co napotykają podczas swej podróży nie wpływa na nich ani wewnątrz, ani na zewnątrz. Co prawda do czasu, ale późniejsze rozwiązania też są, bo muszą, a nie bo zagrożenie było większe. Nudno tu i pusto cały seans.

Obsadę oprócz wspomnianego Forresta Whitakera zasilają znany z serii Niezgodna Theo James czy np. widziana na Netflix w Narcos Kerry Bishe. O każdym trudno jest jednak napisać cokolwiek odkrywczego. Tak dennego filmu nie wyratuje nawet obsada. W jednej z ciekawszych (czyli tylko mało ciekawej) ról pojawia się nawet niejaka Grace Dove, czyli żona Hugh Glassa ze Zjawy. Pamiętacie żonę Hugh Glassa? No właśnie… A dalej będzie to jej najbardziej rozpoznawalna rola.

fot. Netflix

Zdjęcia w filmie są całkiem ładne, muzyka się nawet wyróżnia, jednak wrażenie budżetowości niespotykanej w tego typu kinie na większą skalę daje o sobie znać. Mamy tu przecież kataklizm, który wiele zmienia w życiu wielu milionów osób, ale słyszymy o nim tylko z opowieści, a ani trochę nie czujemy w atmosferze. Braki te udaje się dobrze zatuszować właściwie tylko w dwóch scenach z samej końcówki filmu. Jednak samo zakończenie, pomijając wizualia, pokazuje jak bardzo ten film stał przez prawie dwie godziny w miejscu. I jak bardzo stracony dla widza to czas.

Zobacz również: Wszystkie ścieżki prowadzą do Meksyku! Pierwsze zdjęcia i informacje z 4. sezonu Narcos!

Zmieściłem się w krótkim i niekonkretnym tekście, jednak wydaje mi się, że bardzo pasuje on do tej produkcji. Produkcji, która przez dwie godziny nie ma widzowi do zaoferowania praktycznie nic. I która stoi w miejscu, mimo że opowiada o bohaterach jadących przez prawie cały film samochodem. Kolejny Original do zapomnienia. A nawet bardziej do niezapoznawania się w ogóle.

Redaktor prowadzący działu recenzji filmowych

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina.

Kontakt pod [email protected]

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

mik pisze:

Sam jesteś nudny.

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?