Hiacynt
Hiacynt

Hiacynt – recenzja filmu Netflixa. Gdy inni Polacy są szczęśliwi

Nieznany scenarzysta wygrywa konkurs na scenariusz. Długo nic się nie dzieje, aż w końcu tekstem zaczyna interesować się Netflix. Do realizacji filmu na podstawie scenariusza zostaje wybrany znany reżyser. Film powstaje i zdobywa nagrodę za najlepszy scenariusz na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Na plakacie festiwalowym znajdują się nazwiska zarówno reżysera, jak i scenarzysty: Piotr Domalewski i Marcin Ciastoń. Gdy oglądamy już ukończone filmy i zastanawiamy się nad procesem ich powstawania, raczej rzadko interesuje nas etap pomiędzy powstaniem pomysłu a decyzją o zrobieniu filmu na podstawie gotowego scenariusza. Przy okazji filmu Hiacynt można też rozpocząć wielowątkową dyskusję na temat modeli pozyskiwania historii pod filmy i czy to naprawdę tak bardzo źle, gdy reżyser realizuje nie swój scenariusz. Ale ja jej nie rozpocznę.

Fabuła w Hiacyncie wygląda następująco: młody i ambitny milicjant Robert prowadzi śledztwo w sprawie seryjnych morderstw gejów. By zdobyć więcej informacji, przenika do społeczności osób homoseksualnych, co ma ogromny wpływ na jego życie zawodowe i osobiste. Obserwujemy Roberta w procesie przemiany – razem z nim odkrywamy nie tylko zagadkę kryminalną, lecz także jego własną tożsamość. Fabuła filmu rozgrywa się podczas akcji „Hiacynt”, która oficjalnie trwała w latach 1985-87, i w jej toku władze PRL pozyskały dane kilkunastu tysięcy homoseksualistów. W teorii w celu ochrony, a w praktyce dane te były wykorzystywane do zastraszania i prześladowania wielu osób. Poza tym, że historyczne wydarzenia są tłem fabuły, mamy do czynienia całkowicie fikcyjną historią.

Zobacz również: Żeby nie było śladów – recenzja filmu. Łysy kazał bić tak…

Hiacynt nie jest w żadnym wypadku manifestem politycznym, który chce na siłę coś udowadniać. Widać, że twórcy chcieli równocześnie powiedzieć coś ważnego i opowiedzieć ciekawą, angażującą historię, zrobić film po prostu do oglądania przez widzów, którzy w filmach szukają przede wszystkim rozrywki. Piotr Domalewski powiedział, że zależało im na przedstawieniu zwykłego bohatera, everymana, z którym łatwo się będzie utożsamić i taką właśnie postacią jest Robert. Wyszło, ale takie podejście ma też swoje wady. Film prowadzi bohatera przez co prawda wciągającą, ale przewidywalną i mało subtelną fabułę. Od początku wiadomo, dokąd zmierza ten film i gdy przy opowiadaniu o przemianie emocjonalnej to nie ma tak dużego znaczenia, bo nie to jest najważniejsze, to Hiacynt jest też w dużej części filmem kryminalnym i przewidywalność w tym wypadku nie sprzyja. Dodatkowo choć zdarzenia układają się w bardzo spójną i jasną całość, dostajemy zabiegi narracyjne, które deklarują oczywistości. Są momenty, gdy powiedziane i przedstawione zostaje zbyt wiele i traci na tym budowanie napięcia.

Hiacynt

materiały prasowe, Netflix

Być może część z tej historii straciła przy przekładaniu ze scenariusza na narrację filmową. Na przykład zagadka kryminalna na papierze mogła być mniej oczywista niż przy wykorzystaniu wszystkich dostępnych środków opowiadania filmowego. Niedopowiedzenie w warstwie tekstowej przestaje być niedopowiedzeniem, gdy możemy wszystko usłyszeć i zobaczyć. To może być nauka dla Piotra Domalewskiego, który pracował pierwszy raz z nie swoim scenariuszem, inaczej bowiem pracuje się z wizją obcej osoby.

Zobacz również: Wszystkie nasze strachy – recenzja filmu. Wieś sztuki wysokiej

Piotr Domalewski to jednak nadal sprawny reżyser, a poza warstwą samej historii dostajemy dzieło filmowe, które przenosi nas w klimat noir. Jeździmy zimnymi i ciemnymi ulicami, dym z papierosów na komisariacie milicji niemal wyciska łzy. W tej przestrzeni poruszają się postaci z krwi i kości, w ubraniach z epoki. Aktorzy zrobili świetną robotę, szczególnie Tomasz Ziętek w roli Roberta, którego emocjonalna przemiana odbija się mocno na twarzy aktora.

Ostatecznie nieważne jak bardzo oczywista jest to historia, Hiacynt to film, który angażuje i dobrze się ogląda.  A co jeszcze bardziej istotne, to film ważny dla społeczności LGBT w Polsce. Nie tylko ze względu na wciąż przerażająco aktualny temat prześladowania osób homoseksualnych, lecz także dlatego, że to jest film o zwykłych ludziach dla zwykłych ludzi.

Wykształciła się, żeby pisać o filmach, więc to robi. Gdyby mogła, nie wychodziłaby z sali kinowej. Ogląda filmy we wszystkich gatunkach, ale najbardziej lubi czarne komedie, animacje i rzeczy tak absurdalne, że nie wiadomo, czym są.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?