Zarys fabuły mamy tu taki jak wcześniej. Grinch – istota z mniejszym od wszystkich sercem nienawidzi Świąt Bożego Narodzenia. Postanawia więc z pomocą swojego pupila Maxa zepsuć wszystkim ten szczególny, świąteczny czas. Kiedy mieszkańcy Ktosiowa rozpoczynają świąteczne przygotowania, Grinch zaczyna knuć swój misterny plan.
Niestety nowa animacja o losach Grincha nie wprowadza wiele nowego do znanej już nam historii. Oczywistym celem filmu jest dotarcie do najmłodszych widzów, którzy jeszcze nie poznali tej opowieści i niesionego przez nią morału. Czy odświeżanie oklepanej historii ma sens? Może w jakimś stopniu tak. Nie oszukujmy się, film z 2000 roku zdążył się już postarzeć, a charakteryzacja Carrey’a może wywołać u najmłodszych nocne koszmary. Teraz Grinch to animowany stworek z zielonym futerkiem, na którego maskotkę dzieciaki będą naciągać rodziców po wyjściu z seansu. Film zdecydowanie nie nudzi, dając odpowiednią dawkę humoru, na który zawsze możemy liczyć od twórców Minionków.
Nowy Grinch to oczywiście film stojący na bardzo wysokim poziomie audiowizualnym. Pięknie stworzona animacja oraz wyśmienity dubbing zasługują na aprobatę. Co prawda oglądałem film w wersji anglojęzycznej, w której głos Grincha podkładał jak zwykle genialny Benedict Cumberbatch. W polskich kinach usłyszymy w tej roli Jarosława Boberka. Ostatnio przedstawialiśmy Wam próbkę jego dubbingu do tej roli.
Czy warto wiec wybrać się na Grincha do kina? Zdecydowanie warto zabrać do niego najmłodszych, którzy nie poznali jeszcze jego historii, będącej jedną z najsławniejszych świątecznych baśni współczesnej kultury popularniej. Chociaż to historia odgrzana, nadal niesie aromat świąt i lekcje dlaczego są one tak ważne. Każdy kto jednak historię Grincha poznał nie doświadczy w kinie niczego nowego. No prawie, bo przed seansem zobaczycie krótkometrażową animację o Minionkach, które jak zwykle rozbawią każdego!