Giń 2021 to pseudodokument, który opowiada po prostu o 2021 roku. Porusza najważniejsze wydarzenia, które miały miejsce (głównie w USA) oraz parodiuje zachowania ludzi na dane sytuacje. Mamy tu oczywiście żarty z antyszczepionkowców, skrajnych covidowców, tiktokerów itp. Jednak jest jeden problem tego filmu. Powtarzany żart tysiąc razy robi się po prostu czerstwy.
Zrobienie „dokumentu” o 2020 roku działało. Bawiłem się przy tym naprawdę bardzo dobrze, gdy w zeszłym roku siedziałem w domu podczas lockdownu. Bo cóż nam zostało, jak nie śmianie się z absrudów? Swoją drogą – jest to jeden z moich ulubionych humorów. Niestety tak jak mówiłem, Giń 2021 to jazda na patencie, która działa niczym odgrzewana zupa, z czasem traci smak. Żarty z najazdu na Biały dom z początku roku, czy również te z awarii Facebooka i Instagrama były naprawdę zgrabne, absurdalne i doprowadzały do płaczu. Dodatkowo te z zaimków (na które zwraca się większą uwagę za granicą – nie zauważyłem, by w Polsce ktoś aż tak się tego czepiał) też wypadły nie najgorzej, chociaż już powoli się wypalają. Jednak kolejne skecze w stylu – haha foliarzy dalej kogoś śmieszą?
Dodatkowo smutnym jest to, że okrojono obsadę. W pierwszej części mogliśmy zobaczyć między innymi Samuela L. Jacksona, a teraz? Obsada składa się z około 5 osób, które gadają wciąż o tym samym. Mamy antyszczepionkowca, youtubera, doktora, pseudohistoryka i szarą osobę (chyba, że kogoś pominąłem).
Giń 2021 na dzisiejsze czasy broni się naprawdę kiepsko. Nie ma to samych minusów, lecz pozytywne aspekty filmu nie bronią go zbyt dobrze. Jest to bardziej kierowane do osób, których śmieszą żarty ze szczepionek i foliarzy (czy ktoś taki jeszcze jest na świecie?) aniżeli do szerszego grona odbiorcy. Działało może to w zeszłym roku, lecz dziś trzeba troszeczkę doszlifować całość.