Furioza opowiada o grupie kiboli, którzy zbijają się na tzw. ustawki i walczą za swój klub. Dodatkowo, policja próbuje zinfiltrować ten tytułowy oddział i posyła wśród nich jednego ze swoich. Cóż, schemat podobny już widziałem w takim jednym filmie, który zwał się Bad Boy i nie wspominam tego zbyt dobrze. Natomiast z Furiozą jest troszeczkę inaczej. Nie odchodzi to w aż taką abstrakcje, a także bohaterowie nie są tacy bezpłciowi. Film jak widać, korzysta z jakże popularnego ostatnio zabiegu, ukazywania kilku punktów widzenia. Widzimy wersje policji, członków Furiozy oraz gangsterskiego oddziału „Mrówy” (który jest pokazywany, jako ten najmniej lubiany).
Mimo iż fabuła jest trochę oklepana, to wypadła naprawdę dobrze. Nie odchodzi to w jakąś abstrakcje czy zniżanie się jedynie do przekleństw. Dodatkowo, postacie przedstawione w filmie nie są bezpłciowe. Do gustu najbardziej przypadł mi Łukasz Silmat, który grał oficera policyjnego, a także Mateusz Damięcki, który wcielił się w jednego z naczelnych kiboli – Goldena. Nie mogę odmówić sobie również wspomnienia o epizodycznej roli Anity Sokołowskiej, która zagrała adwokata głównego antagonisty filmu (jeśli mogę go tak nazwać). Nie ukrywam, że znam ją jedynie z mojego guilty pleasure – Przyjaciółek, a w tej produkcji pokazała naprawdę ogromną klasę. Szkoda jedynie, że tak krótko.
Co ciekawe, większość aktorów wygląda, jakby nie musiała grać. Wszystko jest jakże naturalne, a wszyscy Ci członkowie Furiozy wypadają jakby faktycznie przez ostatnie kilkadziesiąt lat, regularnie jeździli na mecze i wszelakie ustawki. Całą tą chuligańską otoczkę buduje również muzyka, która również jest na niesamowicie wysokim poziomie. Utwory takich artystów jak Sarius czy PRO8L3M wpasowały się wręcz idealnie, w ten ponury i brutalny klimat.
Chciałbym móc powiedzieć o Furiozie w samych superlatywach, natomiast zawsze znajdzie się dziegć w beczce miodu (chyba, że jest to Diuna). Widać, że nie jest to pierwszy film Pana Olenckiego, aczkolwiek widać również to, że nie jest on też bardzo doświadczonym reżyserem. Momentami odczuwałem totalny chaos, że ktoś podczas tworzenia tej produkcji się pogubił. Dodatkowo, ta nasza główna bohaterka, tzw. „Dzika” jakoś nie przemówiła do mnie. Weronika Książkiewicz niestety, na tle całej obsady wypadła co najwyżej na poziomie dostatecznym. Jej aktorstwo jest strasznie sztuczne, w przeciwieństwie do Mateusza Damięckiego czy Sebastiana Stankiewicza.
Skoro jesteśmy przy Dzikiej, to rzucę delikatnym spoilerem, gdyż ma ona wątek miłosny. Jest on totalnie niepotrzebnym zapychaczem. Momentami miałem wrażenie, że stworzono go tylko po to, by pokazać kilka scen seksu. Kolejnym nieporozumieniem są żarty, które naprawdę są niskich lotów. Rozumiem, że to mogło mieć jakiś tam swój cel, czyli przedstawienie jakże „wysokiego” humoru uliczników, lecz jednak u mnie wywoływało to zażenowanie oraz obrzydzenie. Może ja po prostu wyrosłem z żartów o kupie?
Furioza to naprawdę dobra produkcja, która mimo wszystko potrzebuje jeszcze doszlifowania. W trakcie oglądania, widz cały czas ma z tyłu głowy, że każdy wątek, nawet najmniejsza pierdoła ma w nim jakieś znaczenie. Ta przeprawa przez setki wulgaryzmów, hektolitry krwi i obite mordy, była (komicznie to zabrzmi) bardzo przyjemna. Już kiedyś dostaliśmy film o kibolach i był on totalną klapą. Na szczęście teraz otrzymaliśmy Furiozę i wypadło to znacznie lepiej. Patryku Vego – ucz się!
Ilustracja wprowadzenia: kolaż/materiały prasowe
Kto potrzebuje doświadczenia? Reżyser czy produkcja?