Jedną z nich jest zaś Kanadyjka Jasmin Mozaffari. Jej Firecrackers to osadzona w realiach amerykańskiej prowincji historia niepokornej Lou, która wszystkie ciężko zarobione oszczędności odkłada na wyjazd-ucieczkę do Nowego Jorku. Nie dysponuje jednak konkretnym planem ani wizją życia w nowym mieście – wektor jej anarchistycznego idealizmu i młodzieńczego zapału jest skierowany w próżnię, jest celem samym w sobie i nawet mit metropolii, stanowiący opium dla wszystkich żyjących naiwną nadzieją na lepsze jutro, zdaje się stanowić jedynie jedno z tego celu oblicz. Dla Lou nie liczy się konkretnie Nowy Jork. Dziewczyna za wszelką cenę pragnie zachować swoją indywidualność i suwerenność, których poczucie nie bez wymiernego efektu stara się zaszczuć zaściankowe środowisko i rodzinna patologia. Czy samosądna „resocjalizacja” Lou osiąga jednak zamierzony skutek? To pytanie Mozaffari postanawia pozostawić otwartym, wieńcząc swój film wcale nie jednoznaczną sekwencją, której odczyt zależy wyłącznie od sympatii samego widza.
Co różni Firecrackers od klasycznych reprezentantów konwencji coming of age, znajduje się niemal w całości po stronie warstwy fabularnej. Reżyserka zdaje się bowiem zajmować wyraźnie sceptyczną postawę wobec emancypacyjnych dążeń swojej bohaterki, zaznaczając jej lekkomyślność w każdym z decydujących o sukcesie planowanego wyjazdu momentów. Wpierw nie dochowuje insiderskiej tajemnicy, ściągając na głowy „uciekinierów” impulsywnego i zaborczego chłopaka swojej przyjaciółki, a następnie, gdy plan zaczyna się sypać, nie potrafi zachować zimnej krwi, urządzając nocną eskapadę pełną szczeniackich wybryków i w efekcie tracąc wszystkie oszczędności. Brak odpowiedzialności, jakim Lou wykazuje się przy tak odpowiedzialności wymagającym przedsięwzięciu, decyduje o ostatecznym tego przedsięwzięciu zawieszeniu – być może już permanentnym. Bojowe, buntownicze i nonkonformistyczne nastawienie bohaterki staje się zatem głównym powodem, przez który wymarzony cel znika za linią horyzontu, wywołując u wszystkich zaangażowanych w owego celu urzeczywistnianie odczucie zgryzoty, urażenia i wzajemnego wyrzutu.
Wykładnia Mozaffari ma więc to do siebie, że nawet w atrakcyjnych chwilach beztroski i niewinności nie upatruje choćby cienia krótkoterminowego optymizmu. Sceny, w których Lou i Chantal zapominają o troskach swojej codzienności, obserwujemy niejako z dystansu, jak przez bezpieczny, oszklony bufor, dzięki któremu ich destrukcyjna pasja nie stanie się również naszym udziałem. Mozaffari nie fetyszyzuje młodzieńczej aury lekkiego ducha, nie odnosi się do niego z nostalgią lub tęsknotą. Firecrackers nie ma w sobie nic z afirmatywnej właściwości przykładowego Mid90s, stawiając dość wyraźne, pesymistyczne wnioski odnośnie przemijalności i bezzasadności młodzieńczego trybu życia. Choć reżyserka nie twierdzi co prawda, że młodość jako taka jest etapem, który po prostu musimy „przeżyć”, a raczej punktuje jedynie pewne sposoby jej przeżywania, to da się w jej rozumowaniu odnaleźć ślady tonu moralizatorskiego, odmawiającego podmiotom swych rozważań suwerenności w odnajdywaniu indywidualnych przepisów na życiowy sukces. Jest to pewna metoda na kino „dojrzewające” – pytanie tylko, czy nie jest to perspektywa świadomości już „dojrzałej”.
Zarzut o moralizatorstwo utrudnia również wspomniana sekwencja końcowa. Wtedy to bowiem wszystkie marzenia bohaterów spełniają się niemal jak za dotknięciem magicznej różdżki, mimo że dosłownie kilka minut wcześniej zdawały się znajdować całkowicie poza ich zasięgiem. Nierealność, życzeniowość i eskapizm tak skonstruowanego zakończenia każe jednak podejrzewać, że było to wykalkulowane działanie ze strony reżyserki, która pozostawiając sobie otwartą drogę do interpretacji finału, jednocześnie potwierdziła podejmowaną przez siebie na przestrzeni całego metrażu retorykę. „To tylko ich mokry sen” – sugeruje Mozaffari, dokonując jeszcze brutalniejszego odarcia młodości z zasłony niewinności i beztroski.
Konwencyjne coming of age w przypadku Firecrackers przybiera zatem ostatecznie formę came of age, ponieważ proces został zakończony faktem. Lou i przyjaciele dojrzeli, poznając wszystkie „smaki” dorosłości. A że w dorosłości wszystko smakuje tak samo, to pozostało im jedynie śnić o rozmaitości.
Ilustracja wprowadzenia: kadr z filmu