Firecrackers | Ars Independent 2019

Nastała złota era dla kina spod znaku coming of age. Filmy poruszające problematykę emocjonalnego dojrzewania i tożsamościowego uświadomienia stały się bowiem integralną częścią współczesnych, artystycznych poszukiwań indywidualizmu i odrębności w świecie dążącym do rychłej unifikacji. Wsparte zazwyczaj o kontrasty dorosłości i dzieciństwa, odpowiedzialności i beztroski, rzeczywistości i nadziei, faktów i wyobraźni, dotykają wrażliwości twórców wychowanych z dala od wojennych traum i rozczarowań obyczajowych rewolucji, a za niecierpiącą dyskusyjnej zwłoki kwestię uznają najczęściej właśnie ów późnokapitalistyczny kryzys osobowościowy, który największe piętno odciska na „soli każdego narodu” – młodzieży. Naturalnym więc zdaje się fakt, że kino „dojrzewające” jest przede wszystkim sprawą nowego pokolenia filmowców – najczęściej reżyserskich debiutantów, którzy tak określone problemy znają niejako z autopsji.

Jedną z nich jest zaś Kanadyjka Jasmin Mozaffari. Jej Firecrackers to osadzona w realiach amerykańskiej prowincji historia niepokornej Lou, która wszystkie ciężko zarobione oszczędności odkłada na wyjazd-ucieczkę do Nowego Jorku. Nie dysponuje jednak konkretnym planem ani wizją życia w nowym mieście – wektor jej anarchistycznego idealizmu i młodzieńczego zapału jest skierowany w próżnię, jest celem samym w sobie i nawet mit metropolii, stanowiący opium dla wszystkich żyjących naiwną nadzieją na lepsze jutro, zdaje się stanowić jedynie jedno z tego celu oblicz. Dla Lou nie liczy się konkretnie Nowy Jork. Dziewczyna za wszelką cenę pragnie zachować swoją indywidualność i suwerenność, których poczucie nie bez wymiernego efektu stara się zaszczuć zaściankowe środowisko i rodzinna patologia. Czy samosądna „resocjalizacja” Lou osiąga jednak zamierzony skutek? To pytanie Mozaffari postanawia pozostawić otwartym, wieńcząc swój film wcale nie jednoznaczną sekwencją, której odczyt zależy wyłącznie od sympatii samego widza.

fot. kadr z filmu

Co różni Firecrackers od klasycznych reprezentantów konwencji coming of age, znajduje się niemal w całości po stronie warstwy fabularnej. Reżyserka zdaje się bowiem zajmować wyraźnie sceptyczną postawę wobec emancypacyjnych dążeń swojej bohaterki, zaznaczając jej lekkomyślność w każdym z decydujących o sukcesie planowanego wyjazdu momentów. Wpierw nie dochowuje insiderskiej tajemnicy, ściągając na głowy „uciekinierów” impulsywnego i zaborczego chłopaka swojej przyjaciółki, a następnie, gdy plan zaczyna się sypać, nie potrafi zachować zimnej krwi, urządzając nocną eskapadę pełną szczeniackich wybryków i w efekcie tracąc wszystkie oszczędności. Brak odpowiedzialności, jakim Lou wykazuje się przy tak odpowiedzialności wymagającym przedsięwzięciu, decyduje o ostatecznym tego przedsięwzięciu zawieszeniu – być może już permanentnym. Bojowe, buntownicze i nonkonformistyczne nastawienie bohaterki staje się zatem głównym powodem, przez który wymarzony cel znika za linią horyzontu, wywołując u wszystkich zaangażowanych w owego celu urzeczywistnianie odczucie zgryzoty, urażenia i wzajemnego wyrzutu.

fot. kadr z filmu

Zobacz również: Nóż + serce (Un couteau dans le coeur) | Ars Independent 2019

Wykładnia Mozaffari ma więc to do siebie, że nawet w atrakcyjnych chwilach beztroski i niewinności nie upatruje choćby cienia krótkoterminowego optymizmu. Sceny, w których Lou i Chantal zapominają o troskach swojej codzienności, obserwujemy niejako z dystansu, jak przez bezpieczny, oszklony bufor, dzięki któremu ich destrukcyjna pasja nie stanie się również naszym udziałem. Mozaffari nie fetyszyzuje młodzieńczej aury lekkiego ducha, nie odnosi się do niego z nostalgią lub tęsknotą. Firecrackers nie ma w sobie nic z afirmatywnej właściwości przykładowego Mid90s, stawiając dość wyraźne, pesymistyczne wnioski odnośnie przemijalności i bezzasadności młodzieńczego trybu życia. Choć reżyserka nie twierdzi co prawda, że młodość jako taka jest etapem, który po prostu musimy „przeżyć”, a raczej punktuje jedynie pewne sposoby jej przeżywania, to da się w jej rozumowaniu odnaleźć ślady tonu moralizatorskiego, odmawiającego podmiotom swych rozważań suwerenności w odnajdywaniu indywidualnych przepisów na życiowy sukces. Jest to pewna metoda na kino „dojrzewające” – pytanie tylko, czy nie jest to perspektywa świadomości już „dojrzałej”.

fot. kadr z filmu

Zarzut o moralizatorstwo utrudnia również wspomniana sekwencja końcowa. Wtedy to bowiem wszystkie marzenia bohaterów spełniają się niemal jak za dotknięciem magicznej różdżki, mimo że dosłownie kilka minut wcześniej zdawały się znajdować całkowicie poza ich zasięgiem. Nierealność, życzeniowość i eskapizm tak skonstruowanego zakończenia każe jednak podejrzewać, że było to wykalkulowane działanie ze strony reżyserki, która pozostawiając sobie otwartą drogę do interpretacji finału, jednocześnie potwierdziła podejmowaną przez siebie na przestrzeni całego metrażu retorykę. „To tylko ich mokry sen” – sugeruje Mozaffari, dokonując jeszcze brutalniejszego odarcia młodości z zasłony niewinności i beztroski.

Konwencyjne coming of age w przypadku Firecrackers przybiera zatem ostatecznie formę came of age, ponieważ proces został zakończony faktem. Lou i przyjaciele dojrzeli, poznając wszystkie „smaki” dorosłości. A że w dorosłości wszystko smakuje tak samo, to pozostało im jedynie śnić o rozmaitości.

fot. Ars Independent

Ilustracja wprowadzenia: kadr z filmu

Redaktor

Najbardziej tajemniczy członek redakcji. Nikt nie wie, w jaki sposób dorwał status redaktora współprowadzącego dział publicystyki i prawej ręki rednacza. Ciągle poszukuje granic formy. Święta czwórca: Dziga Wiertow, Fritz Lang, Luis Bunuel i Stanley Kubrick.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?