Święta, świat zniszczony przez pieniądze i konsumpcjonizm. To definiuje głównego bohatera dzisiejszej recenzji. Dzika noc opowiada historię na dość utartym schemacie, z tego typu filmów. Mamy bardzo bogatą rodzinkę, na którą napada grupka złodziei. A uratować może ich tylko… Święty Mikołaj. I to nie ten, którego możemy spotkać w galeriach handlowych, lecz prawdziwy, najprawdziwszy, w którego wciela się David Harbour (znany głównie z roli Hoppera ze Stranger Things). Takie home invasion znane jest między innymi z wspomnianego już Kevina samego w domu czy Szklanej pułapki. Zaznaczę też, że nieprzypadkowo, gdyż w filmie pada wiele nawiązań do tych dwóch tytułów.
Zacznę może od najmocniejszego elementu tej pokręconej układanki czyli Davida Harboura. Idąc na film, wiedziałem o nim tylko tyle, że będzie grać tam on, a także może być strasznie odklejone, gdyż materiały promocyjne przedstawiały zakrwawionego Mikołaja. Harbour jest po prostu wyborem idealnym. Świetnie sprawdza się w roli takiej chodzącej, pełnej głupiego humoru pokraki, która potrafi przywalić. Zagrał tak zarówno w Stranger Things (chociaż tam nie był aż taką pokraką), Czarnej Wdowie czy też Dzikiej nocy. Totalnie nie podchodzą mi jego „poważne” role, ale w taką stylistykę aktor ten wpisuje się perfekcyjnie. Na brawa zasługują również John Leguizamo oraz Leah Brady. Ten pierwszy wciela się w głównego złola, który ma bardzo fajny background historyczny. Skrzywdzone dziecko, które nienawidzi świąt i chce okraść tych bogatych dla własnej korzyści. Może to brzmi oklepanie, lecz patrząc na całość, pasuje jak puzzle do puzzla. Leah Brady jest dla mnie natomiast największym zaskoczeniem. Ta mała dziewczynka dopiero debiutuje w kinematografii, lecz to można powiedzieć, że to debiut marzeń. Od razu główna rola przy takim aktorze jak Harbour. Spisała się naprawdę fenomenalnie, a aktorska chemia jaka łączy ją i Harbora wypada naprawdę nieziemsko.
Sceny akcji są również udane. Krew się leje, bitki po mordach, ogólnie bardzo dużo gore. W filmie możemy ujrzeć sporo brutalności. W niektórych momentach musiałem wręcz odwracać głowę czy też zamykać oczy, gdyż to zbyt bolało. Na przykład w jednej scenie przebito podbródek pewnej postaci gwoździem. Co za chory świr to wymyślił? By było śmieszniej to miało być odniesieniem do Kevina… Nie brak też momentów obrzydliwych, chociażby widzimy fragment jak Harbour wymiotuje na jedną osobę lecąc na swoich sankach. Pod co kwalifikować ten film? Nie jest to slasher, nie jest to thriller. Bardziej nazwałbym to czarną komedia ze świętami w tle.
Dzika noc niestety ma też swoje wady. Humor wychwalałem, ale jest to taki typ, który nie podpasuje każdemu. Jest on głupi i płytki, a momentami nawet niesmaczny, co nie każdemu może przypasować. Dodatkowo są momenty, które bardzo się dłużą. Całą końcówkę można by rozegrać tak naprawdę w kilka chwil, lecz ciągnie się to niemiłosiernie. Ogólnie skróciłbym go do półtorej godziny. Uważam, że starczyłoby to do opowiedzenia całej historii, w mniej nużący sposób. Dodatkowo mamy tam nawalone multum postaci, choć tak naprawdę tylko trójka z nich się liczy i gra.
Dzika noc nie spodoba się każdemu. Niemniej nie można tego filmu od razu skreślać, chyba, że należysz do tej grupy osób co oczekuje tylko typowej komedii świątecznej i jesteś wrażliwy na ból to możesz. Jeśli jednak jesteście tak samo skrzywieni jak ja, a wasz mózg i humor są wypaczone to tytuł dla Was. Dodatkowo, jest czymś innym na tle tych wszystkich nudnych i schematycznych komedii świątecznych. Podczas przyszłorocznej aktualizacji rankingu o najlepszych filmach (nie)świątecznych zadbam o to, by ta pozycja również się tam znalazła!