Trudna była droga Dnia czekolady na ekran. Film można było oglądać już podczas ubiegłorocznego festiwalu w Gdyni, jednak patrząc na to, jak bardzo zarówno tam, jak i teraz w szerokiej dystrybucji, mimo wielu wielkich nazwisk, przeszedł bez echa, trudno się temu dziwić. Mamy tu w końcu śmietankę polskich gwiazd, w dodatku w gatunku, który ostatnio za sprawą Władców przygód, Za niebieskimi drzwiami czy Tarapatów, zaczyna w Polsce dochodzić do głosu, a zainteresowanie nie jest tak duże, jak myślę, że można byłoby oczekiwać. Jest tak prawdopodobnie z kilku powodów.
Po pierwsze, nie widzę zbytnio tego filmu jako rozrywkę dla całej rodziny. Bo jeśli miałby czymś zająć dzieciaki, to albo kawałkiem fascynującej przygody czy podróży, albo kolorowymi i ciekawymi bohaterami. Choć gołym okiem widać inspirację anime, o czym mówi sam reżyser, film nie wykorzystuje zupełnie potencjału drzemiącego w obydwu tych płaszczyznach. Niby ma jakiś świat złodziei czasu, ale spotykamy w nim tylko postacie, które nic ciekawego nie robią, a wszystkie ich słowa i zdania to tylko dość nachalne symbole. I żeby choć design był bardziej kolorowy. W tym przypadku nie wiem, czy zawiódł budżet, czy jakiś inny aspekt, jednak coś niewątpliwie.
Jak już jesteśmy przy zawodzeniu nas bohaterami, to mamy Ogrodnika Dębickiego i Cielecką, na których ta fabuła pomysłu nie ma, ale po drugiej stronie, z Tomaszem Kotem i Katarzyną Kwiatkowską sytuacja nie wygląda lepiej. Całe szczęście film dojeżdża we właściwe miejsce z kreacją naszych najmłodszych bohaterów oraz ich rodziców. Tutaj relacje zazębiają się fajnie, nikt nie wmawia nam wielkich rzeczy, a narracja trzyma się blisko palącego w różnym stopniu w zależności od momentu filmu domowego ogniska. W dodatku w zależności od momentu filmu zbliża obydwa z nich w bardzo subtelny sposób do siebie. Nawet pomimo faktu, że Leo Stubbs i Julia Ozimek mieliby w polskim kinie wśród dziecięcych aktorów w ostatnich latach mocną konkurencję.
Domyślam się, co ten film chciał mi powiedzieć. Miał za cel podjąć debatę o stracie, o radzeniu sobie z nią i o tym, jak wpływa na nią czas. O leczeniu ran z przeszłości i o tym, jak bardzo tworzenie swojej przyszłości ma na nią wpływ. Dlatego też, kiedy w końcówce wypływa morał tego filmu, jest czas na podniesienie nieco letniego do tej pory poziomu emocji. Jeden z najważniejszych cytatów, jaki tu pada, brzmi: Czasu nie da cofnąć, można go tylko zjeść. Niestety, zanim dojdziemy tu do konkretów mamy nadzieje, że ktoś przyjdzie i zje nam czas większości seansu. A potem przypominamy sobie, że w tym świecie dotyczy to tylko przeszłości. Szkoda.