Film osadzony jest w komiksowym świecie DC. Antropomorfizacja zwierząt zamieszkujących świat filmu naturalnie zbliża widzów do pojmowania świata z ich perspektywy. Główny konflikt skupia się na braku nici porozumienia między Supermanem a jego zazdrosnym psem. Jako widzowie, otrzymujemy tłumaczenie intencji bohaterów, jednakże ludzie utrzymani w diegezie świata filmu nie są w stanie zrozumieć języka zwierząt. Problematyczne relacje między protagonistami odchodzą na dalszy plan, kiedy Super-Pies musi ruszyć na akcje ratunkową całej Ligii Sprawiedliwości.
Podstawowy dyskurs, jaki należy wszcząć w przypadku DC Ligi Super-Pets, skupia się na samych odbiorcach filmu. Wychodząc z sali kinowej zadawałem sobie pytanie: „komu mógłbym polecić ową animację?” Ciężko jednoznacznie to rozstrzygnąć. W duchu wszechobecnego postmodernizmu nietrudno domyśleć się, że film będzie naszpikowany intertekstualnymi odniesieniami do niesłychanie bogatego świata komiksów superbohaterskich oraz ich adaptacji. Sporo tu metafilmowych żartów, czy zabawy z kliszami kina superbohaterskiego, które świadczą o pokaźnej świadomości poruszanego tematu. Warto docenić to, że film nie stara się atakować „mrugnięciami” z częstotliwością serii z karabinu maszynowego. Nawiązania bywają oszczędne ilościowo, za to ich odkodowanie stanowi niezwykłą satysfakcję (w tym aspekcie wyciska się z postaci Batmana maksymalną ilość potencjału).
Niestety medal ma także drugą stronę, a jest nią spora infantylizacja niektórych żartów. Scenariusz bywa niezwykle przewidywalny oraz zwyczajnie naiwny. Odczytanie morału możliwe jest już po pierwszych minutach filmu. Na próżno tu szukać też maestrii w kwestii budowania dramaturgii, która tak mocno zachęca za zapoznania się między innymi z filmami spod znaku Pixara. Praca zespołowa, inicjacja superbohaterska, czy motyw zdrowej przyjaźni – to wszystko doświadczony widz może znać już za dobrze. Boli tym bardziej fakt, że film nie wykorzystuje do końca potencjału dramaturgicznego świetnie napisanych postaci (gagi z postacią żółwia są zdecydowanie najlepszym elementem filmu). Dosyć mocny ciężar emocjonalny wątku farmy pryska, zostaje zagarnięty pod dywan, licząc na nieuwagę widza.
DC Liga Super-Pets staje się zatem twardym orzechem do zgryzienia. Najmłodsi mogą nie zrozumieć ciekawie skomponowanych nawiązań do filmów komiksowych z wyższym ograniczeniem wiekowym. Nie jest to wyjątkowo krzywdzące z perspektywy zrozumienia fabuły filmu, jednakże może odebrać nieco satysfakcji podczas seansu. Doświadczonych zjadaczy popkultury animacja także nie jest w stanie zaskoczyć w kluczu odczytania postmodernistycznego. Cieszy naturalnie fakt oszczędności w sypaniu cytatami, jednakże sam film nie przetrze w tym temacie żadnych szlaków. Młodzi Tytani: Akcja! robiła już coś podobnego, ale znacznie odważniej.
Ilustracja wprowadzenia: kadr z filmu DC Liga Super-Pets.
Co tu dużo gadać. To film na młodszej widowni, a nie dla nas, starych pryków.