Steven Soderbergh robił już takie filmy wcześniej. Złożone z wielu historii, w której wątki płynnie się przeplatają, a dynamiczny montaż podsyca zainteresowanie widza. Ocean’s Eleven, Intrygant, Logan Lucky… Reżyser używa tego sprawdzonego sposobu, żeby wytłumaczyć przeciętnemu widzowi, jak działają tzw. spółki offshore, czyli firmy zarejestrowane poza granicami danego kraju, w rajach podatkowych, w celu unikania wysokich podatków. Do tego będzie potrzebna narracja z offu, dynamiczna muzyka i kilka łatwych do zrozumienia historii, które demaskują te skomplikowane finansowe procedury. Jeżeli już teraz przychodzi wam do głowy Big Short, to jesteście na właściwym tropie. O ile jednak film Adama McKay’a pędził niczym japoński pociąg pociskowy, to Pralnia wlecze się przy nim jak lokomotywa. Elegancka i uroczo staroświecka, ale dostająca gdzieniegdzie zadyszki i wystawiająca widzów na cierpliwość.
Punktem wyjścia historii jest feralne zdarzenie, do którego dochodzi podczas sielskich wakacji Ellen Martin (Meryl Streep). W czasie nieszczęśliwego wypadku na łodzi wycieczkowej ginie jej mąż oraz dwadzieścia innych osób. Kiedy dochodzi do walki o odszkodowanie od przewoźnika, okazuje się, że firma która była ubezpieczycielem, ubezpieczana jest przez kolejną firmę, a ta przez kolejną. Zarejestrowane w egzotycznych lokalizacjach spółki widma nie są zainteresowane wypłacaniem jakiegokolwiek odszkodowania. Wdowa, która marzyła o zakupie apartamentu w Las Vegas (ten sprzątnęli jej sprzed nosa para bogatych Rosjan), zaczyna drążyć ten niejasny dla niej temat.
Naszymi przewodnikami po filmie są właściciele firmy Mossack Fonseca, która była centrum finansowej burzy trzy temu. Jürgen (Gary Oldman) i Ramón (Antonio Banderas) w zawadiacko uroczy sposób, z drinkiem w ręku, zmieniając scenografie jak rękawiczki (z epoki kamienia łupanego przechodzą do luksusowego baru, siedzą na plaży albo przechadzają się po sklepie), tłumaczą zasady działania swojej firmy. I pokazują inne przykłady swojej działalności. Podzielony na sześć rozdziałów film (z dość mętnymi podtytułami) pokazuje na przykład dyrektora-figuranta (Jeffrey Wright) prowadzącego podwójne życie, bankiera (Matthias Schoenaerts) szantażującego parę chińskich dygnitarzy czy nigeryjskiego biznesmena, próbującego zapanować nad chaosem, który grozi jego rodzinie. Każdy z fragmentów jest zrealizowany w innym stylu. Historia Ellen ma dość klasyczny wygląd, wątek chiński przypomina filmy szpiegowskie, a motyw w Los Angeles ma znamiona kina lat 70. i 80, z przejaskrawionymi kolorami. W kilku ujęciach reżyser chyba zapominał o normalnej kamerze i znowu używał iPhone’a (jak w Niepoczytalnej i Wysokich lotach), ale chyba tylko dla popisu, bo ten zabieg formalny nie za większego uzasadnienia dla fabuły.
Mam słabość do filmów Soderbergha za ich lekkość i podejmowanie ważnych tematów. Pralnia, choć ma dość konkretne problemy z prowadzeniem narracji i wydaje się momentami zbyt przekombinowany, to łatwo strawne danie. Na oglądanie tak utalentowanej ekipy aktorów w jednym filmie również nie można narzekać. Niemiecki akcent Oldmana i chyba specjalnie słabo ukryta podwójna rola Streep nadają tej produkcji znamion pastiszu. Natomiast jego propagandowego, politycznego przesłania, twórcy nie starają się nawet ukrywać. W finalnej sekwencji dostaje się wiadomo-komu-rządzącemu Ameryką, oraz całem systemowi politycznemu Stanów Zjednoczonych, który finansowany jest przez najbogatszych. Przecież nikt inny jak oni korzystają z luk prawnych, zezwalających na istnienie rajów podatkowych. Soderbergh nigdy nie należał do twórców subtelnych. Tutaj metafory i niedopowiedzenia poszły w las na rzecz jednostronnego wykładu.
Pralnia trafi na platformę Netlix 18 października 2019 roku.
Ilustracja wprowadzenia i plakat: materiały prasowe / Netflix