Czerwona nota opowiada historie trzech postaci – Johna Hartley’a (Dwayne Johnson), Nolana Booth’a (Ryan Reynolds) oraz Sary Black (Gal Gadot). W całym tym pokręconym filmie chodzi głównie o zdobycie trzech Jaj Kleopatry, gdyż dostanie się za nie sporą nagrodę. Hartley, który jest agentem FBI, stara się odnaleźć jeden z nich, ponieważ ukradł je Booth. Cóż, wszystko idzie zgodnie z planem Hartleya, jednak na drodze staje mu Sara Black i wszystko się komplikuje. Nie brzmi to jak typowy, liniowy blockbuster?
Produkcja ta, ma w sobie wszystko, co najbardziej lubię z typowych blockbusterów. Ogrom akcji, humor oraz wspaniałą obsadę. Ryan Reynolds praktycznie w ogóle nie musi grać, gdyż jest tam tak naprawdę sobą (tak jest też złodziejem, bo przecież skradł nasze serca!). Cięte żarty rodem z Deadpoola rozbawiały mnie do łez i dały ogrom frajdy. Wybitnie spisała się również Gal Gadot w roli antagonisty. Kojarzę ją głównie z roli Wonder Woman w filmach DC, lecz w tym filmie udowodniła, że granie złola jej wychodzi równie wyśmienicie, co granie Amazonki.
Fabularnie szału nie ma, gdyż tak jak mówiłem – typowy, liniowy blockbuster. Natomiast jest to ogromny kocioł, z którego się aż wylewa. Od fantastycznej obsady, przez łączenie różnych wątków czy odniesień do innych filmów, w tym nawet do wydanego niedawno Ostatniej nocy w Soho. Podczas seansu czułem się, jakbym oglądał połączenie Jamesa Bonda oraz Indiany Jonesa. Wśród internautów znalazłem również porównanie do Uncharted. I szczerze? Coś w tym jest. Ciągła akcja (której momentami jest nawet za dużo), sceny wśród egzotycznych miejsc. Widz nie ma tak naprawdę ani chwili na odpoczynek, bo albo znów jakaś strzelanina, albo bicie mord czy zwinna zmiana wątku.
Czerwona nota ma również masę niedociągnięć. Pełno absurdów, typu scena w rosyjskim więzieniu, gdzie to dwójka Amerykanów, w jednej scenie perfekcyjnie rozumie język rosyjski, by później totalnie o nim zapomnieć, bądź agent FBI, który nie ma żadnych skrupułów, by współpracować z seryjnym przestępcą. Momentami wygląda to, jakby Netflix robił go na szybko i zabrakło już pieniędzy (wszak to najdroższa produkcja) i wymyślali już jak dokończyć tę historie.
Widać też, że film ten jest robiony troszeczkę pod młodszą widownie. Wcześniej wspomniałem, że Reynolds rzuca żartami niczym w Deadpoolu i tak jest, lecz w nieco ugrzecznionej wersji. I jest to zrozumiałe, bo nie gra on Pyskatego Najemnika. Z całej trójki głównych bohaterów, najmniej przypadł mi nasz Samoański Wojownik, czyli Dwayne Johnson. Nie wyróżnia się niczym, poza tym, że gra typowego, nudnego buca, który za nic ma wcześniej wypowiedziane słowa. Mimo iż, jest to człowiek blockbuster, to nie wypadł najlepiej.
Czerwona nota nie należy może do najlepszych filmów, jeśli patrzymy jako ogół kinematografii ogólnodostępnej, natomiast wypada lepiej niż większość netflixowego szamba. Mogę rzec, że jest ona idealna, by puścić ją w niedziele, po obiedzie u babci. Fani Szybkich i wściekłych czy Jamesa Bonda poczują się jak w domu. Przeciętny film, który nie jest zły, ale też nie jakiś wybitny.
Ilustracja wprowadzenia: Netflix